Ale ja nie rozumiem jednej rzeczy... czy Wy uważacie, że wszyscy teraz mówią swoim ukochanym, że ich kochają i inne miłe rzeczy, robią im niespodzianki, zapraszają do kin czy na kolację tylko 14 lutego? W inne dni każdy już o tym zapomina i tylko czekają na ten jeden dzień w roku "bo tak trzeba"? Wierzcie mi, że wtedy po ulicach nie chodziłoby tyle zakochanych par. Znam kilka parek i wcale to tak nie wygląda, wręcz przeciwnie.
Że komercja? Znajdźcie mi teraz coś, co nie jest komercyjne i masowe. A spójrzcie na to z trochę innej strony - może i to święto jest przesłodzone, może komercyjne, zamerykanizowane do granic możliwości i wypaczone na wszystkie strony. Ale są ludzie, którzy dzięki takiemu właśnie dniowi mają odwagę powiedzieć komuś o swoich uczuciach, czego normalnie by nie zrobili. Możecie to uważać za głupie, bo każdy dzień jest na to dobry - ale jak widać nieraz potrzeba jakiegoś bodźca, poczucia, że nie jest się samemu, a masowe święto miłości może komuś właśnie to dać. Znam osobę, która w walentynki zebrała się na odwagę i teraz jest już w rocznym, szczęśliwym związku. Na pewno każdy inny dzień byłby dobry, bo ta druga osoba czuła do niej to samo od dawna. Ale cóż poradzić na nieśmiałość i obawę przed odtrąceniem?
Kolejna sprawa - Noc Kupały. Czy myślicie, że jeśli w Polsce zamiast walentynek obchodzona byłoby Noc Świętojańska, to coś by to zmieniło? Ja uważam, że absolutnie nic. Byłaby identyczna komercjalizacja i masówka jak 14 lutego. Po prostu nazywałoby się inaczej i byłoby obchodzone w inny dzień. Teraz wszystko, na czym da się zarobić pieniądze staje się masowe. Tak już jest po prostu. Ale sztuką jest zachować coś swojego, autentycznego nawet w takim "święcie" jak walentynki i spędzić je po swojemu. Nawet oglądając "Masakrę w dniu św. Walentego" :P