Wątek: No cześć!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2014, 20:08   #1
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
No cześć!

Wiosła chlustały wśród spienionych rozbryzgów, mąciły wodę wokół nabierającej tempa knary, wybudzały rozleniwionych pasażerów z poobiedniego letargu. Cel podróży, wyczekiwany bez przesadnego entuzjazmu, objawił się na bakburcie, wreszcie rozfoliowany z kłębowiska mgieł. Brzeg, nieodległy już - wreszcie widoczny bez wyłupiania gał, ile sił starczy - otwierał się gościnnie półokrągłą, zieloniutką zatoczką.

Zbliżający się port, łopocący powitalnie szeregiem flag, chorągwi i na wpół pozwijanych żagli, choć poważnie obstawiony okoliczną flotyllą, prezentował się nader skromnie. Budynki, wyłącznie drewniane i głównie w typie budo-hangarów, kupiły się nieśmiało za wzrastającym powoli ostrokołem, resztę nadwodnej przestrzeni pozostawiając, rozrzuconym na chybił trafił, chatynkom i szałasom. Boldar, świeżo wzrosłe otwarcie prowincji na wielki świat, może i wyglądało skromnie, ale wędrowcy pocieszali się, że to dopiero przystanek w ich podróży, jedynie kolejny etap na drodze do wielkich bogactw Czarcich Sztolni.

Żelazne Wzgórza, kołyszące się na horyzoncie, obrosłe tu i ówdzie turniami i skalistymi wykwitami, zieleniły się świeżo, dawały zdrową nadzieję zmaltretowanej przez wojnę krainie. Tam był cel wagabundów, tam – w otwieranych na nowo kopalniach i żupach solnych – czekały prawdziwe pieniądze. Pieniądze i kiełkujące błyskawicznie, rozrastające się do form najbujniejszych, życie miejskie. Życie, gdzie zdobyty kruszec można było wykorzystać na sto i jeden sposobów. Tam czekać musiało to, co zziębnięci, przemoknięci, zachrypli i zakatarzeni po przemęczonych na pokładzie krypy nocach, podróżnicy wyśnili sobie spoczywając na twardych deskach pokładu. Inaczej być po prostu nie mogło.

* * *


Było inaczej. A zatem być mogło. Mogło i było, widzieli na własne oczy. Buhnburg, rzekome królestwo karnawału i serce rozkoszy, zapowiadane zbawienie dusz i mieszków, był dziurą. Pokraczną, wpitą w lesiste zbocze ciętymi w pośpiechu dechami, brudną, błotnistą i zimną kpiną, rzuconą prosto w pysk rozczarowanych podróżników.

Po pierwszym, drugim i kolejnym, a później i jeszcze paru rozczarowaniach, przyszło wreszcie otrzeźwienie, a schowany wśród lasów grajdołek zaczął odsłaniać swe skarby. Pogłoski, historyjki i plotki, a już i dla podkręcenia efektu dodawane zapewnienia na piśmie hrabiowskich urzędników i wojskowych dygnitarzy, malowały mieścinę jako rozkwitłą w pełni przystań cywilizacji, gdzie złoto leży na ulicach, a pałace byłe gwarków czy węglarzy pną się pod obłoki.

Owszem, każdy odsiewał z gęsto cukrowanej klechdy fikuśne wymysły, ewidentną dla najgłupszych blagę, jednak we własnej rachubie wciąż widział zachwalane Buhnburg jako ziemię obiecaną. Taki był zamysł hrabiowskich agentów, wojskowych regimentarzy, kupieckich ambasadorów i lokalnych żupników, a w końcu i osadzonego na lokacji wójta, który wiernie służył interesom swych możnych protektorów, co w jego mocy robiąc, by skromniutkie sioło puchło każdego dnia świeżym narybkiem.

Potwornie skrwawione, rozbite doszczętnie Ziemie Tarczowe, podnosiły się z popiołów wabiąc migrantów ulgami podatkowymi i obietnicami świeżego startu, także dla tych, którym lepiej było o przeszłości milczeć. Gramolące się z kolan hrabstwo rosło z dnia na dzień, coraz silniejsze, ale sąsiedzi i dalsi jeszcze gracze, w szczególności stowarzyszeni w hanzach i gildiach kupcy, nie mogli nie wykorzystać okazji do ukształtowania świeżego rynku pod własne potrzeby. Żelazne Wzgórza zaś, ze swą mnogością wciąż nie wyeksploatowanych kopalń i mocą rudy czekającej w ich trzewiach, ściągały chętnych do zarobku magnetycznym czarem. Poszukiwacze złota i traperzy, drwale i węglarze, gwarkowie i inżynierowie, budowniczowie wszelkiej maści i takiegoż zróżnicowania handlarze, najemnicy, zbóje, kurwy, złodzieje i kapłani. Wszyscy, każdy z własną wizją rychłego bogactwa i sukcesu, ściągali na Wzgórza, a skromniutkie Buhnburg, brzydkie i biedne, rosło jak na drożdżach. Rosło, a obserwujący ten proces na własne oczy przybysze, początkowo strapieni syfiastością swego Edenu, szybko zrozumieli, że kwestią czasu – i rozsądnie zainwestowanych funduszy – jest wzrośnięcie przez nich w siłę, wraz z tym, jak w siłę wzrośnie środowisko, którym, póki co, pogardzali.

* * *


No to tak, myślałem, że może ktoś zarządziłby jakąś 'klasyczną' przygodą z odrobiną mechaniki, częstymi odpisami, akcją i - bo czemu by nie - dungeon crawlem. W wersji DnD, albo i WFRP.


Ale ostatnio jakoś nie znalazłem czegoś, co by wpasowało się w moje gusta (owszem, sesje były, ale zawsze coś tam stawało na przeszkodzie, by postawić przy takiej rekrutacji serduszko), więc - co zrobić - pomyślałem, że w takim razie sam wezmę się za poprowadzenie takiejże przygodówki. Kto mnie zna ten, mniej więcej, wie jak prowadzę, choć tu chciałbym, aby było krócej, sprawniej, może kapkę bardziej mechanicznie (ale Boże broń przed munchkinami i podobnym plemieniem) i z nastawieniem na "smoko-lochy".

I palnąłbym od razu rekrutację, a nie takie nie wiadomo co, ale rzecz w tym, że potrzebowałbym wsparcia. Drugiego MG, to jest. Kogoś, kto gwarantowałby wespół ze mną, że tempo będzie przyzwoite i ogólnie, użyczał swego umysłu. Bielon nie żyje, Malachiasz siedzi w więzieniu, więc wyciągam rękę do osób, z którymi jeszcze nie oszukiwałem maluczkich na kostkach. Ktoś byłby gotów na takie bezeceństwo?

* * *


Aha, PeSy i inne takie. Wiadomo, że nie każdy się z każdym lubi, nie każdy lubi drugiej osoby styl pisania, nie każdy lubi taki, a taki styl przygody, albo ma inne jeszcze wahania. Zrozumiała sprawa. Jeśli jednak odpowiadałby Ci udział w czymś takim, a na GG (jest w profilu), PW czy w innej formie, którą nam intranety umożliwiają, byśmy się zgadali, co do meritum... To wtedy spoko, co nie?

Ten wstępniak to też, taki trochę o. Miał być najpierw ciąg dalszy sieknięty, gdy już 'śmiałkowie' dostają robotę, ale po co. Tak jest elastyczniej, a może razem coś innego ugadamy i tak, kto wie. A jak nie to nie, zajmę się czymś pożytecznym wtedy!


 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 08-01-2014 o 22:06. Powód: Tak trzeba.
Panicz jest offline