Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2014, 00:20   #9
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
"U Richterów" było całkiem porządnym zajazdem. Zaledwie kilka przecznic od Plenzerplatz, za dnia kryło się w cieniu górującego nad okolicą Averburgu. Lokal zajmował dwupiętrową kamienicę, która nie różniła się od okolicznych budowli. Fasada była pozbawiona jakichkolwiek ozdobnych przygwizdów, jeśli nie liczyć szyldu nad wejściem. Środek też nie odbiegał zbytnio od normy - ot, masa stołów, kontuar, krzesła i ławy. W głębi prywatna sala i schody prowadzące na piętro. Za dnia ruch był mały.

- Dobrze cię widzieć, braciszku. - Oznajmiła Josefina, kiedy już wyściskała Eliasa. - Przybyło ci siwych włosów od ostatniego spotkania.

- No niestety. - Odparł, uśmiechając się kwaśno. - Czas nie szczędzi nikogo, ale wiesz to lepiej ode mnie.

- Ach ty! - Kobieta pogroziła mu palcem z niby to groźną miną. - Bo zawołam zaraz Milusińskiego.

Milusiński był, jak to się potocznie mówiło, wykidajłem i miał wrodzone predyspozycje do zawodu. Wysoki i umięśniony, jednym spojrzeniem potrafił przywołać co bardziej przebojową klientelę do porządku.

- Nic by to nie dało. Za bardzo mnie lubi. - Elias uśmiechnął się. - Ale, ale... Gdzieś schowała mojego siostrzeńca? Mam dla niego prezent.

- Mały jest w świątyni Vereny. - Oznajmiła Josefina i widząc zdziwienie na twarzy brata, dodała. - Płakał i stękał, że chce się uczyć to posłałam go na lekcje.

- Miałaś na to pieniądze?

- Zajazd przynosi zyski.

- Nie spodziewałbym się, że aż takie.

- Nie spodziewałbyś się, bo nie masz zielonego pojęcia o prowadzeniu zajazdu.

- Tu się zgodzę.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu, popijając wino z kubków. Czas zaczął odciskać swoje piętno na Josefinie, ale nadal była tą samą żywiołową osobą. Tylko włosy miała teraz nieco rzadsze i bardziej siwe, a figurę obszerniejszą. Elias widział jednak, że nic z jej zwyczajowej werwy i optymizmu nie ubyło.

- Masz jeszcze jakieś pokoje? - Kapłan przerwał ciszę.

- Przecież wiesz, że miejsce dla ciebie zawsze się znajdzie. - Josefina spojrzała się na Śledczego podejrzliwie. - Po co to pytanie?

- Znalazłabyś miejsce dla sześciu osób? - Elias zignorował prowokację.

- Zależy dla kogo.

- Dla moich znajomych.

- Nie masz znajomych. A przynajmniej nie sześciu.

- Dobra, dla towarzyszy podróży.

- Ostatnia szansa. - Oznajmiła Josefina, nie dając za wygraną.

- Współpracowników. - Przyznał Elias. - Dostałem zlecenie.

- Powodzenia. Miasto pęka w szwach przez Święto Wina, złapanie sprawcy tych zapaleń graniczyć będzie z cudem. Nie patrz się tak na mnie, jestem odpowiedzialna za księgowość zajazdu. Dodanie dwa do dwóch to dla mnie pikuś. Poza tym, prędzej czy później zainteresowałbyś się sprawą, przez to twoje zboczenie zawodowe.

- Żadne zboczenie zaw... - Zaczął Elias, ale nie zdołał dokończyć.

- Jeśli mają złoto, to dostaną pokoje. Po okazyjnej cenie. No, okazyjnej w porównaniu do innych zajazdów. Nie naliczę im trzech złotych koron za dobę jak inni dusigrosze. Przez wzgląd na ciebie.

- Jestem niezmiernie wdzięczny.

* * *


Kamienica, w której kwaterował się Bernard Weill, była jedną z tych lepszych jak na averheimskie standardy. Znaczyło to ni mniej, ni więcej niż to, że nie wyglądała jakby miała się zapaść pod własnym ciężarem, a szczury i karaluchy nie przekraczały rozmiarowo kotów. Elias miał nadzieję, że trafił w dobre miejsce i zastanie kupca w domu. To jest, o ile ten nie postanowił zmienić miejsca zamieszkania przez ostatnie sześć lat.

- Przepraszam. - Kapłan zaczepił babcię, która zamiatała przed drzwiami. - Poszukuję Bernarda Weilla. Nadal tutaj mieszka?

- Dfugie pientło. - Kobiecina zamlaskała w odpowiedzi. - Pielwse drzfi na lewo.

- Stokrotne dzięki.

Elias przekroczył próg kamienicy i zaczął wspinaczkę po krętych schodach uważając, żeby nie obciążać zbytnio poręczy. Lata robiły swoje i po dotarciu na drugie piętro dostał lekkiej zadyszki, co było czymś nie do pomyślenia parę lat wstecz. Kapłan uniósł dłoń i zastukał w drzwi, łapiąc oddech.
Otworzył mu mężczyzna w średnim wieku zbudowany jak na kupca przystało. Jego nalaną twarz zdobiła krótka broda. Mimo upływu czasu, jaki dzielił Eliasa od czasów kiedy ostatni raz widział Brnarda Weilla, rozpoznał on go bezbłędnie.


- Pan do mnie?- odezwał się Bernard- zaraz, zaraz, wygląda pan znajomo. Nie mogę sobie przypomnieć gdzie pana już widziałem. Jak pana godność?

- Elias Richter. - Przedstawił się kapłan. - Jestem pewien, że widział mnie pan w rodzinnym zajeździe. Od czasu do czasu robiliśmy z panem interesy.

- Rzeczywiście! - Kupiec zaśmiał się. - Co pana do mnie sprowadza?

Bernard usunął się z drogi Eliasowi, zapraszając go gestem do środka. Richter postąpił parę kroków wgłąb mieszkania, z miłym zaskoczeniem stwierdzając, że kupiec żył całkiem skromnie. Bez ekstrawagancji. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Chciałem porozmawiać o tych dziwnych samospaleniach, o których tak głośno w naszym mieście. - Elias zagaił, odwracając się do gospodarza. - Podobno był pan świadkiem.
Kupiec spochmurniał.
- Opowiedzieć mogę tylko o tym czego byłem świadkiem, a więc o spaleniu mojego zięcia Friedala. Moja biedna Wertha wciąż płacze za tym darmozjadem. No dobrze, zaraz przypomnę jak to było. Właśnie zaczynał się Czas Orki, ziemię skuwał mróz, a z północy docierały niepokojące wieści. Rozmawiałem z Friedalem o jednym z transportów ze wschodu, gdy zięć nagle powiedział, że boli go brzuch. Stwierdziłem, że musiał zjeść jakieś zepsute mięso, a on przyznał mi rację. Przeprosił mnie i powiedział, że położy się do łóżka. Odszedł ode mnie na jakieś pięć kroków, gdy nagle zaczął wymachiwać ręką i wrzeszczeć jak szalony. Podniósł ręce nad głowę, a jego dłonie zaczęły płonąć niczym pochodnie. Z palców strzelały mu języki biało-niebieskiego ognia. To był naprawdę jasny płomień, widziałem go dokładnie, chociaż zbliżało się południe. Dzięki Sigmarowi, że nie widziałem jego twarzy, stał tyłem do mnie. Dostrzegłem jedynie, jak zapalają się mu włosy, a potem nagle zięć zamienił się w popiół. Jego ubranie opadło na plenzerplatz nawet nie osmalone. Zupełnie nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. Friedal nie miał wrogów a już na pewno nie takich, którzy by go zabili w tak widowiskowy sposób.
Bernard westchnął ciężko, a po chwili popatrzył na swego rozmówcę trochę bardziej podejrzliwie.
-{i]Dlaczego ta sprawa was interesuje? Kogo reprezentujecie?[/i]

- Świątynię Vereny. - Odparł Elias, uchylając poły płaszcza, coby srebrny medalion z sową był dobrze widoczny. - Jestem jednym z Jej Śledczych. Co do waszego zięcia, panie Weill… Czy w dniach przed spłonięciem zachowywał się dziwnie? Robił coś, czego nie ma w zwyczaju? Może poznał kogoś nowego?

- Świątynia Vereny zajęła się sprawą. To bardzo dobrze. Na kapitanie Straży Jorgerze Bruckerze nie można było w tej sprawie polegać. Nie do takich rzeczy oni stworzeni, o ile w ogóle jest coś co oni potrafią dobrze robić- Co powiedziawszy uśmiechnął się pod nosem- Wracając do mojego świętej pamięci zięcia to nie zauważyłem jakiejkolwiek zmiany w jego zachowaniu. Wszystko było jak zwykle.

- Czy mógłbym porozmawiać z pańską córką, panie Weill? Może ona zauważyła coś dziwnego w zachowaniu Friedala, coś co pomogłoby mi w śledztwie.

- Moja córka jest ciągle w żałobie. Wątpię by rozmowa z nią cokolwiek panu pomogła a na pewno rozdrapałaby rany. Bardzo ciężko zniosła śmierć Fridala. Ciągle płacze. Nie, jestem przeciwny tej rozmowie.

- Rozumiem. - Elias skinął głową po chwili wahania. - Proszę jednak mieć na względzie, że zeznania pańskiej córki mogłyby zapobiec kolejnym śmierciom, kolejnym wdowom i kolejnym osieroconym dzieciom. Niech pan porozmawia z córką i zapyta się, czy byłaby skłonna do rozmowy ze mną. Jeśli Wertha się zgodzi, proszę posłać wiadomość do świątyni Vereny. Dziękuję za poświęcony mi czas.

Richter skłonił się, obrócił na pięcie i opuścił mieszkanie.

* * *


Blisko każda świątynia Vereny była zbudowana w ten sposób. Główna sala na bazie okręgu, z kolumnami podtrzymującymi kopułę. Lśniąca posadzka, okazjonalne obrazy lub freski, no i pomnik. Centralny punkt pomieszczenia, marmurowy pomnik Pani Sprawiedliwości na piedestale. Sposób, w jaki przedstawiano boginię, różnił się w zależności od miasta i wizji artystycznej rzeźbiarzy. W Averheim Verena dzierżyła w jednej dłoni miecz, a w drugiej wagę.

W porównaniu ze świątynią w Nuln, ta averheimska bledła. Główna sala była podobnych rozmiarów, marmurowa Verena miała jeszcze do towarzystwa sowę, ale na tym podobieństwa się kończyły. No, może nie całkiem, bo i tu, i tu były dormitoria i gabinety, z tym że różne rozmiarowo. W Nuln świątynia miała cały podziemny kompleks pełen woluminów, traktatów i ksiąg; miała też własny loch, salę przesłuchań i rozległe skryptoria.

Ale Eliasa mało co obchodził przepych, rozmiar czy ogólnie architektura. Dla niego świątynia Vereny zawsze była tym samym - ostoją spokoju i ośrodkiem wiedzy. Jak to Richter miał w zwyczaju, zawsze przed jakimkolwiek śledztwem oddawał się modlitwie, prosząc o łaskę wiedzy. Nie inaczej było teraz.

Elias powoli wstał z klęczek, otrzepując szatę i dopiero wtedy zauważył postać w bieli. Siwiuteńki kapłan powoli zbliżył się do Richtera, obdarzając go serdecznym uśmiechem.

- Dawno cię tu nie było, bracie Eliasie.

- Arcykapłanie. - Śledczy skłonił się z pokorą. - Zamierzałem ubiegać się spotkanie z Wami. Chciałbym pokornie prosić o pomoc świątyni, jako jeden z jej zaprzysiężonych członków i Śledczy naszej Pani.

- W czym nasza skromna świątynia może ci pomóc, bracie?

- Prowadzę śledztwo w sprawie zapaleń, które miały miejsce w Averheim i okolicach. Chciałbym się dowiedzieć, czy świątynia posiada jakieś poszlaki lub informacje, które mogłyby mi pomóc.

- Nic konkretnego. - Arcykapłan wyraźnie spochmurniał na wspomnienie o wypadkach. - Może cię zainteresować fakt, że niejaka Klodett Puft została uwięziona i będzie sądzona o czary. Czy ma to jakiś związek z zapaleniami, nie wiem. Sigmaryci ją trzymają i może będą wiedzieć coś więcej. Sam Lektor Algrisson będzie przewodzić procesowi.

Ot, a to ci dopiero. Jeden ze świadków posądzony o czarostwo. Ciekawe. Zanosiło się na to, że współpraca z Lektorem i świątynią Sigmara będzie nieunikniona.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline