Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2014, 14:36   #6
juva
 
juva's Avatar
 
Reputacja: 1 juva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemu
Po chwili wrócił Alfred, niosąc wiadro z wodą i jakąś szmatką. Kiedy popatrzyli na niego zdumieni, wzruszył ramionami.
- Leżało sobie, to wziąłem. - wyjaśnił. - Ja bym się raczej na waszym miejscu zastnowił, co teraz. Zakładam, że nekromanta już dawno wysłał coś do obserwowania bram. Plus jest taki, że odciągnęliśmy jego uwagę od Kate. Ale nie wiem, na jak długo… - westchnął, stawiając wiaderko obok Siobhan.
- Jak on w ogóle wylazł z więzienia? Wypuścili go? - Siobhan nie mogła najwyraźniej pojąć tej całej akcji.
- Chyba właściwie nie był w więzieniu, przynajmniej wydaje mi się tak jakoś właśnie. Wypoczełaś neico, jak się czujesz, możesz sama wytrzeć sobie lico - spytał Esmeraldę. - Wobec tego właściwie, albo szukając jej, ściągniemy na nią wredoty, albo pozostaniemy osobno.
- I tak ją ścigają. Wszystkich was ścigają… a ten nekromanta, który się napatoczył… Mehelios, to nie był nekromanta, który na was poluje - wyjaśnił cierpliwie Alfred.
- Wobec tego pomóc jej trzeba, tyle że jak? Nie mogę się zbytnio ruszyć, ponieważ podlegam rozkazom króla obecnie. Musiałbym albo się zwolnić, co całkowicie rozwaliłoby moje kiepskie tak czy siak, ale lepsze od niczego, jakieś perspektywy. Albo prosić, o zgodę na czasowe zwolnienie od obowiązków. Może zgodziłby się, gdyby wiedział, że to kwestia tego łajdaka. Tylko wtedy albo pozostawiamy Esmeraldę narażając ją na takie coś jak tamten napastnik, albo jedziemy wspólnie, jednak to także niełatwa droga dla zacnej panny - dumał młodzieniec.
- Robisz z igły widły… powiedz królowi, że bóg ci kazał ruszać - Alfred przewrócił oczami. - A na razie znajdźmy jakąś kryjówkę na noc… gdzieś w pobliżu musi być jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy się zatrzymać na jeden wieczór.
Dumający mocno nad sytuacją Stephen skrzywił się słysząc początkowe słowa.
- Alfred, jestem normalnym facetem, ale nie rób ze mnie jakiegoś cymbała. Albo masz tutaj, jakieś chody, wtedy mógłbym tak powiedzieć królowi, albo wręcz przeciwnie, jak twierdziłeś wcześniej, wtedy tak powiedzieć nie mogę. Zdecyduj się, bowiem pomóc chcę, ale nie będę udawał pajaca. Może przykładowo poślij królowi jakies widzenie, czy coś takiego przynajmniej. Dobra ruszajmy - podniósł się oraz pomógł wstać Esmeraldzie, jeśli chciała ową pomoc przyjąć. - Pewnie będzie jakiś pusty dom, albo szopa choćby.
- W mieście? Wątpliwe… prędzej za bramami - odparł uprzejmie bóg. - No dobra… co do tego, że nie mam tutaj wpływów, masz rację. Jednak nie zmienia to faktu, że jestem bogiem. A to, co zinterpretuje król, to już nie nasza sprawa, co nie?
- Alfredzie, chyba … właściwie wydaje mi się, że kompletnie nie rozumiesz świata ludzi. Twoja sprawa pewnie to nie jest, ale mogę gwarantować, że każdy ludzki król się wścieka, kiedy uciekają bez słowa jego gwardziści. Takie właśnie postępowanie nosi nazwę paskudnej dezercji. Chyba nawet ty wiesz, jakie groziłyby mi za to kary. Tobie pewnie nie, ale mi właśnie tak. Dlatego kwestia to dla mnie istotna, nie jakiś tam złośliwy kant, tylko dokładnie tak funkcjonuje ludzka społeczność. Jeśli trudno ci to sobie wyobrazić, po prostu uwierz mi, że tak jest. Jak poznałeś mnie to wiesz, że nie lubię sobie robić głupich dowcipasów - tłumaczył mu spokojnie wojownik, gdyż Alfred rzeczywiście wydawał się nie zdawać sobie sprawy ze sposobu hierarchizacji systemu społecznego.
- Aaaaa! - jęknął bóg. - Dobra! To bierz ją i lecimy do króla! - polecił.
- Wobec tego chodźmy, panno Esmeraldo, proszę nakryć twarz kapturem. Proszę także przetrzeć twarz chusteczką, zawszeć to cokolwiek lepiej będzie. Mam czystą. Chyba jednak, iż woli pani abym to właśnie zrobił - zwrócił się do dziewczyny podając jej faktycznie nową chusteczkę, którą kupił na targu wschodnim miasta. - Czy odpoczęła pani nieco oraz może iść sama? Mogę oczywiście także pomóc, wspierając ramieniem lub niosąc - przedstawiał obolałej dziewczynie bardzo konkretnie możliwości. Mówił stonowanym głosem, dosyć monotonnym. Siobhan wzięła z wdzięcznością chustkę by szybko i ze wstrętem otrzeć twarz z juchy. Gdy jej oko przestało być zlepione czerwoną mazią spojrzała przyjaźnie na Stephena.
- Ale ja nie jestem Esmeralda. Mów mi Siobhan. - wsunęła mu pod rękę swoje ramię przyjmując zaproszenie. Lubiła szarmanckich mężczyzn, bo w końcu ile razy do roku ladacznica może czuć się jak dama?

Pojął doskonale jej pomysł. Była celem jakiegoś ataku, dlatego właśnie musiała zmienić imię. Chciała Siobhan, niechaj będzie, chociaż właściwie do Esmeraldy się przyzwyczaił. Jednak właściwie czegóż nie robi się dla własnego bezpieczeństwa. Dlatego spokojnie Faeruńczyk skinął, kiedy przedstawiła się nowym imieniem ora zpowtórzył je parę razy dla pewności.
- Swoją drogą… będziesz skłonna towarzyszyć nam w kolejnej wyprawie, jaka się nam tu szykuje? - zapytał Alfred, zerkając na cygankę przez ramię.
- Nie zostanę w tym burdelu, jestem skłonna twierdzić, że w dzikiej puszczy jest bezpieczniej… - zgodziła się.
- A więc szukasz przygody! - zawołał uradowany jegomość. - Wyśmienicie! Jeśli się nam powiedzie, może będę skłonny wznowić ofertę odesłania was do waszych światów! - kusił.
- Masz ty tupet… Aż tak źle mi życzysz? - odcięła się Siobhan. Zachowywała się tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Być może w pewnym momencie granica się zaciera i człowieka niewiele już rusza.
- Ach… odsyłanie do domu byłoby złe? Co wolisz? Dom, czy nekromantę, który na ciebie poluje?
- W domu polują na nas magowie. Co mi za różnica, czy to nekromanta czy ogniomiot? Powiedz mi? Przywlokłeś mnie tutaj, tak jak i całą resztę i największą nagrodą dla ciebie za wysługiwanie się nami jest powrót do domu? Rozum cię opuścił! - sarkała jak zdenerwowana wiewiórka. Od początku nie podobał jej się kontrakt, w którym de facto nie było żadnej nagrody. Wydawało jej się, że umawiali się inaczej, ale nie była już tego taka pewna. W każdym razie zawsze mówiła, co jej ślina na język przyniesie i nie zamierzała się powstrzymywać nawet przed bogiem. - Za te komplikacje będziesz się musiał bardziej wysilić. Umożliwienie powrót do domu u nikogo już nie powoduje tutaj wzwodu w pantalonach. Ci co się na to połasili to byli idioci, nie oszukujmy się.
- W takim razie, niechaj nagrodą dla ciebie będzie fakt, że nie jesteś w domu… - Mogła przysiąc, że Alfred przewraca oczami. - I owszem. Tamci byli idiotami… Aaaaale… mogę wam zdradzić tajemnicę, o której nie mieliście pojęcia… jak sama definicja słowa “tajemnica” wskazuje… ech… przez was zaczynam bredzić. - Pokręcił głową zrezygnowany. - Ale ostrzegam. Wiedza ta może się wam przydać, ale nie spodoba się ani wam (w sumie raczej tobie, moja droga), ani co zazdrośniejszym magom tego świata.. - Zmarszczył brwi, po czym dodał: - I być może tutejszym bogom…
- Mów, nie motaj - cyganka lubiła konkrety. A może po prostu próbowała zamaskować narastające w niej podniecenie i ekscytację. Miała nosa do interesów, a to wydawało jej się życiową szansą.
Alfred zatrzymał się i obrócił w ich stronę.
- Hmm… tylko proszę, żebyście nikomu więcej nie wyjawiali tego - odparł, patrząc prosto na nich, jednak nie poruszając ustami. Więc znowu gadanie w myślach… - Jako że jesteście przybyszami z innych światów, posiadacie w sobie magię. Nikt bez magicznych predyspozycji nie byłby w stanie przejść przez portal. Tak więc… i w tym świecie możecie kożystać z magii. A skoro tak, to zdobądźcie te ich śmieszne Talizmany i sru! - Wyszczerzył zęby, spoglądając na nich niczym głodny pies na bezbronnego katka, który nie ma dokąd uciec.
Siobhan zbladła i przystanęła.
- Ostrzegałem… - westchnął, już na głos, Alfred.
 
juva jest offline