Bożenka od dawna miewała lęki, czasami coś ją napadało i uciekała z przerażeniem oglądając się za siebie przez cały dworzec. Potem nikt ją nie widział do następnego ranka. Prawdopodobnie chowała się w licznych "skrytkach" na dworcu lub pomieszczeniach magazynowych i siedziała bujając się w ciemnościach.
Gdy Ivo wspomniał coś o tajemniczym Bogaczu Bożenka, od razu zesztywniała i spoważniała schowała fajkę i pudełko zapałek do kieszeni i pobiegła nie dziękując nawet. Rozglądała się przy tym uważnie dookoła. - To policja, policja... - mruczała pod nosem.
Z łatwością znalazła tutejszą sprzątaczkę Mirę, która właśnie kończyła poranne sprzątanie kurzu na dworcu. - Cześć Mira... podobno ktoś o mnie pytał, Wesoły Ivo, coś gadał. To prawda? - była śmiertelnie poważna i trochę zziajana biegiem. - Kto pytał? Jakiś elegancki starszy pan. Pytał kim jesteś i co robisz. Dziwne. Nawet bardzo - kobieta w granatowym fartuchu w drobne kwiatki była najwyraźniej zaniepokojona. - Wyglądał na policjanta? - zapytała znowu. - Nie. Zdecydowanie nie. Jakiś biznesmen albo co...
Bożenka wyjęła papierosa z kieszeni. Trochę się wykrzywił, więc go wyprostowała i odpaliła. Zaciągnęła się głęboko, uspokajając się nieznacznie - Idź mi stąd już z tym dymem! Wiesz, że nie znoszę tego smrodu! - Mira pogoniła ją szczotą, więc Bodzia odsunęła się o kilka kroków. - Zabierałaś miskę Filipka? - zapytała ni z tego ni z owego sprzątaczki - Tego twojego pchlarza? Oby zdechł z tego upału...
Poprawiła nową czapkę i z uśmiechem krzyknęła: - Mira, jakby ktoś o mnie pytał, to powiedz, że wygrałam na loterii i wyjechałam do Polski!
Poszła w kierunku garaży, gdzie przy niewielkim składziku kręciły się bezdomne psy. Po drodze napełniła wyciągnięta ze śmietnika pustą plastikową butelkę po jakimś napoju wodą. Miska, zrobiona z puszki po wielkiej konserwie była nietknięta. Bodzia przywitała się z psami a w szczególności z Filipkiem, niewielkim kundelkiem i wlała do miski wodę z butelki.
Potem siadła w cieniu, dokańczając papierosa. Niewiele osób się tutaj kręciło, czasami jakiś mechanik przychodził po kanister z olejem. Liczyła, że tutaj będzie miała spokój.
Obudził ją potworny ból głowy. Było już około południa, cień przesunął się tak, że teraz leżała w pełnym słońcu. |