Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2014, 14:21   #5
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Byli niecodzienną zgrają, słowo "dziwna" przychodziło na myśl. Zakazane mordy, krasnoludy i inne niziołki, nawet znalazła się zaradna pannica. I Marcel. Marcel Colbert, syn szlachcica ziemskiego spod Greyhawk, do Tarczowych Ziem pasował jak pięść do nosa. Do zbrojnej zgrai jeszcze mniej. Wysoki i chudy, z blond lokami i niemalże kobiecymi rysami twarzy wyróżniał się, a to nie była jedna z pożądanych cech w miejscach takich jak to.

Marcel nie wyglądał też na najemnika. W dobrej jakości spodniach i tunice pod skórzaną kurtą bardziej przypominał jakiegoś żaka czy innego studencika. Nawet z włócznią i strategicznie pochowanymi nożami sprawiał wrażenie delikatnego, niemalże filigranowego. Niegroźnego. Z tym że rzecz miała się zupełnie inaczej. Studiował niegdyś w Greyhawk, ale nie lingwistykę czy coś równie przyziemnego. Marcel nie dorównywał nowym kompanionom w kwestiach wyglądu zakapiora czy gdzie dziabnąć, żeby krwawiło najobficiej, ale powiedzieć że jest bezużyteczny było błędem.

Ale co takiego robił szlachcic i licencjonowany mag w Buhnburgu? Ano, to co każdy - szukał okazji. Rodzina Colbertów była zamożna i miała posiadłości ziemskie, ale trapił ją jeden zasadniczy problem - płodność. Gdyby Marcel był gdzieś wyżej w linii sukcesji, mógłby liczyć na więcej niż dostał. Będąc jednak, na nieszczęście, jedną z młodszych latorośli colbertowej familii, nigdy nie mógł liczyć na obszerny spadek czy szczęśliwy splot zdarzeń, który by do takowego spadku doprowadził. Nawet klasyczny sposób - wyrżnięcie wszystkich wyżej w kolejce - oferowało więcej zachodu niż to warte. Colbert spieniężył co mógł, wyjął oszczędności z banku, dostał ostatnie kieszonkowe i tyle go było widać.

Tarczowe Ziemie zdawały się mu wtedy celem idealnym. Podnoszący się po wojnie kraj, ulgi podatkowe, okazje na każdym kroku. Marcel spodziewał się zbudować swoje własne szczęście raz dwa, hop siup. Zawiódł się, oj zawiódł. Rzeczywistość prędko skorygowała błędne zamierzenia, burząc biznesplan młodego zaklinacza. Tutaj nie mógł powołać się na nazwisko czy status, większość pieniędzy wydał po drodze, a jego talent... Jego talent rzadko kiedy okazywał się zaletą, za którą go miał.

Nie mając wyboru, zaciągnął się do tej ekspedycji i był teraz tutaj - w kopalni. Kopalni ledwo się trzymającej i zamieszkanej przez wiele nieciekawych osobników. Szczęśliwie to nie on stał się celem czułych powitań mackowatych gospodarzy. Widząc problemy Neth i Grunalda, zatrzymał się w miejscu i odruchowo skulił, coby nie rzucać się w oczy. Nie znał ich na tyle dobrze, by rzucać się na ratunek bez żadnego zastanowienia, ale z drugiej strony nie zamierzał też zostawiać ich na pastwę losu. Kto wie, kiedy to on sam będzie potrzebować pomocy.

- Niechaj się stanie światłość! - Krzyknął, unosząc dłonie ku górze.

Cztery kule światła pojawiły się znikąd na całej długości korytarza. Niczym malutkie słońca zalały otoczenie złocistymi promieniami, rozpraszając cienie i rozjaśniając nieco ich obecną sytuację.

Zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline