Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2014, 17:29   #10
juva
 
juva's Avatar
 
Reputacja: 1 juva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemujuva to imię znane każdemu
Cyganka zaś spała tej nocy jak dziecko w wygodnym w jej mniemaniu łożu z czystą pościelą, z pachnącymi włosami i w odzieniu, które co prawda było lekko sztywne od zabiegów dezynfekujących, jednak naturalne i przyjemne dla skóry. Nie pamiętała już co jej się śniło, natomiast otwierając leniwie prawe oko stwierdziła, że Alfred całkiem przyjemnie grzeje stopy, gdy przybiera psią formę. Zdecydowanie bardziej lubiła go w tej wersji, pomimo ogólnej niechęci do zwierząt wszelkiej maści. Zaburczało jej potężnie w brzuchu i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że od wielu godzin nic nie jadła. Nie wiedzieć czemu przeszło jej przez myśl, że należy jej się po tym wszystkim śniadanie do łóżka. Kto wie? Może się ziści. W dobrej wierze usiadła na łóżku otulając ramionami zgięte kolana i beznamiętnie wpatrywała się w budzące się do życia królestwo.
Tyumczasem czarny pies zeskoczył z łóżka, podszedł do stołu i chwycił delikatnie jabłko za ogonek i przyniósł je cygance, spoglądając na nią z rozbawieniem w ślepiach.
- Zapomniałam, że masz szpetną duszę i czytasz w myślach… Ale dziękuję, doceniam! - uśmiechnęła się chytrze i z błyskiem w oku wgryzła się białymi ząbkami w jabłuszko.
- Mógłbyś dla odmiany poczytać w myślach komuś innemu, powęszyć za nowinkami, plotkami na zamku… To zawsze jest ciekawsze niż to, co się roi w głowie głupiej cygance. - Siobhan mówiła z pełnymi ustami, nie przejmując się, że kawałki owocu spadają na czystą do tej pory pościel.
- Mogę czytać tylko w waszych myślach - usłyszała głos w głowie. - Poza tym, tak jest ciekawiej.
Po chwili do drzwi ktoś zapukał. Był to Stephen, który przyszedł, proponując wspólne zjedzenie śniadania.
- Witajcie panno Siobhan oraz Alfredzie - powiedział obydwojgu wojownik dzień dobry wchodząc. - Niedługo królewska audiencja, jednak śniadać jeszcze zdążę, czy chciałabyś się do mnie przyłączyć? - spytał dziewczynę.
Siobhan krytycznie popatrzyła na ogryzek spałaszowanego przed chwilą owoca i stwierdziła, że ma jak najbardziej ochotę na konkret.
- Bardzo chętnie, jak powiodło się z Waellosem? Widziałeś się już z królem?
- Kompletnie chybiłem, co do Waellosa. Bywa niekiedy na zamku, lecz osoby pytane przeze mnie widywały go wcześniej, lecz akurat nie wczoraj. Nieco lepiej powiodło się, co do spotkania Jego Wysokości. Mam akurat po śniadaniu. Natomiast co do śniadania, chodźmy do zamkowej kuchni. Najistotniejsza kwestia, którą uczy się gwardzista brzmi: najlepsze jedzenie można dostać prosto od kucharek. Świeże oraz smaczne. Ponieważ zaś kuchnia rankiem nie ma wiele pracy, jest to też dla obcych najlepszy moment, żeby cos przekąsić. Zapraszam - otworzył drzwi wyprowadzajac dziewczynę oraz kierując się ku pomieszczeniom gospodarczym.
Jako że młodzieniec już wcześniej poznał drogę z pokoju do kuchni, bezproblemowo tam trafili. Krzątało się tam sporo osób. Część kobiet ugniatała chleb, część kroiła warzywa. Jednak główny zarządca tego całego cyrku oderwał się od poganiania kucharek i przywitał gości.
- Ach! Mości strażnik i piękna niewiasta! Co też was tutaj sprowadza? - zapytał, wycierając ręce o fartuch. Cyganka nie chciała się wychylać. Uśmiechnęła się tylko niewinnie i wyczekująco popatrzyła na swojego towarzysza.
- Dobra jajecznica, mleko, oras świezo pieczone bułeczki, których zapach rozchodzi się aż na korytarzu łechcąc swoja cudowna wonią kazde głodne nozdrze - odpowiedział owemu kucharzowi wojownik usmeichając się promiennie, bowiem faktycznie nęciły zmysły wręcz zapraszając do skosztowania. - Witajcie wszyscy, jestem tutaj nowy, zaś stojąca przy mnie dama jest gościem na zamku. Jednak nawet wśród nowych oraz gości rozległa się sława waszej świetnej kuchni.
Szef kuchni uśmiechnął się szeoko, wypinając pierś.
- A więc siadajcie, siadajcie! - zawołał, wskazują zastawiony różnymi garnkami stolik. - Randiel! Zrób stół! - nakazał jednej z dziewczynek, które pomagały w kuchni.
Mała podleciała i sprawnie zaczęła ogarniać chaos i po chwili były wolne miejsca, zaś Siobhan oraz Stephen radoście z owych miejsc skorzystali obiecując sobie pałaszować wszelkie smakołyki, które, jak mogło się wydawać, zaraz pojawią się przed nimi.
I rzeczywiście. Jeszcze dobrze się nie rozsiedli, a już wylądowały przed nimi zastawione smakołykami talerze.
- Jedzcie, jedzcie, a za chwilę możecie podzielić się opowieściami - zachęcił mężczyzna.
Przynajmniej głodny Stephen nie nalegał, aby jeszcze go zachęcać, tylko zaczął wcinać, aż mu sie uszy trzęsły. Aczkolwiek dosyć mocno starał się nie wywalić niczego na ubranie, jakby nie było, audiencja królewska zobowiązywała.
- Przepymsznłe - wymamrotał pełnymi ustami. - Jednak co do opowieści, to już panna Siobhan - wskazał na swoją kompankę. - Opowiem cokolwiek od siebie przy okazji, bowiem niedługo mam audiencję. Jednak niewątpliwie panna Siobhan jest doświadczoną osoba biorąc pod uwagę kontakty międzyludzkie. Na pewno coś wspaniałego wam opowie - rzekł prostodusznie wojownik.
- Pozostaje mi tylko trzymać kciuki! - rzuciła na odchodne cyganka, nie dbając, że znów mówi z pełną buzią. Co innego zajmowało jej głowę, a było to najzwyczajniejsze w świecie złe przeczucie. Gdy została już sama z ludźmi z królewskiej kuchni poczuła się zdecydowanie lepiej, chociaż nie na tyle komfortowo, by tryskać dobrym humorem i rozmownością. Zastanawiała się w jakie słowa ubrać to, co im się przytrafiło, a następnie ile z tego może zdradzić.
- Niespokojne czasy nastały! - zagaiła mało elokwentnie w nadziei, że nie nastąpi niezręczna cisza, chociaż w miejscu takim jak kuchnia, gdzie z natury jej istnienia wrzało jak w ulu, ciężko było mówić o ciszy.
- Mój towarzysz stara się o dyspensę na wyprawę u jego miłości. Żywię nadzieję, że uda się nam dotrzeć do zarodka niespokojnych wydarzeń. - delikatnie chciała wybadać, co już wiadomo prostaczkom. Niemądrym wydawało jej się podawanie całości nowinek na tacy.
- Ach! Miłościwie nam panujący czasami tu bywa. Wspominał coś o tych nieszczęśnikach, którzy stracilo życia w mieście i pod miastem - odparł szef kuchni. - Czyżbyś mówiła o tych wydarzeniach?
Alfred, który siedział spokojnie pod stołem, ziewnął rozdziewająco, trącając cygankę łapą. Zachowywał się jak najzwyklejszy w świecie pies… no, może nieco grzeczniejszy.
Siobhan popatrzyła na niego z przerażeniem. Powiedziała o jedno słowo za dużo czy co?
- Tak, tak właściwie to nie wiadomo, w jakim garze się to ugotowało wszystko i co z tego wyjdzie ostatecznie. - mówiła nie mogąc oderwać oczu od wielkiego kotła w kącie kuchni. Myślała, że Alfred mógłby jej wreszcie “wyszeptać” do głowy, o co mu chodzi. Czułaby się mniej stremowana.
Tymczasem ten tylko zapiszczał, wlepiając w nią ślepia.
- Ha! - zaśmiał się szef kuchni. - Coś mi się zdaje, że cierpliwość mu się skończyła! - Chwycił obrany z mięsa gnat i rzucił na podłogę. Pies pochwycił go i wrócił pod stół.
Siobhan przyjęła to z godnością, której w tym momencie najwyraźniej brak było dziwnemu bóstewku i postanowiła nie komentować, uśmiechając się jedynie delikatnie.
- W zasadzie to mężczyźni nie wtajemniczają w nic niewiast, chcąc je chronić przed złem i to jest bardzo rycerskie, ja bardzo takie zachowanie obdarzam… szacunkiem. - starała się przez chwilę wyjść swoimi możliwościami erudycji z rynsztoka i dla odmiany dobrać parę ładniejszych zwrotów niż jej cygańskie przekleństwa (których nota bene nikt nie rozumiał w tymże kraju) i powstając z ławy szturchnęła lekko Alfreda stopą, dając mu znaki, że pora stąd emigrować, jednak ten odpowiedział jej spojrzeniem spode łba i warknięciem. - Bardzo dziękujemy ja i mój kosmaty towarzysz za wspaniały wikt, udam się na wypoczynek, jeszczem nie doszła do siebie po wydarzeniach ostatnich dni, z których i tak niewiele pamiętam. - W jej mniemaniu idealnie naśladowała sposób wypowiedzi dam dworu i gdyby nie fakt, że się spieszyła z wyjściem, pewnie dłużej by się bawiła w kogoś, kim nie była.
- Ależ nalegamy, żeby panienka jeszcze została i nam coś poopowiadała. Tak mało wieści do nas trafia… - pożalił się szef kuchni, jednak zabrzmiało to bardziej jak przyjacielskie, ciekawskie wypytywanie.
- Ja bym chciała sama wiedzieć co to się działo, jednak obawiam się, że wciąż znajduję się w szoku po napaści na mnie wczorajszej. - opowiadała zupełnie, jakby mówiła o kimś innym, a nie o sobie. - Nie pamiętam zbyt wiele, muszę poukładać myśli. Na pewno jeszcze nie raz będzie okazja, może już mój towarzysz znajdzie więcej czasu, on na pewno wie więcej o ogólnej sytuacji, a i ja tak naprawdę nie podróżowałam z nim zbyt wiele, nie byłam naocznym świadkiem nigdy… - motała się, cały czas robiąc małe kroczki do tyłu, w kierunku wyjścia.
- Ach… więc zapraszamy ponownie później - odparł zawiedziony mężczyzna.
Dygnęła zatem niezgrabnie po czym wyruszyła w zamek, szukając Stephena. W końcu się na niego natknie, tego była pewna. Miała tylko nadzieję, że audiencja nie przedłuży się, a co gorsza, że nie zamkną Stephena gdzieś w podziemnych, obmierzłych lochach za niesubordynację. Na samą myśl wzdrygnęła się i przeszły ją ciarki. Popatrzyła wokoło siebie sprawdzając, czy Alfred nadal jej towarzyszy. Jednak on pozostawał pod stołem, pałaszując świński(?) gnat.
Wzruszyła ramionami nie znalazłwszy go i postanowiła mądrze, że nie należy jednak odchodzić zbyt daleko kuchni. Myślała, że jednak lepiej poczekać na Stephena, który niechybnie po nią wróci. A jak nie on, to na pewno ktoś będzie jej szukał tutaj celem powiadomienia, że jej towarzysz zgnije w lochach. Nie chciała się zbytnio napędzać w kierunku czarnego myślenia. Zakręciła się wokół własnej osi w nadziei, że znajdzie jakieś zajęcie, albo coś, co ją zainspiruje. Albo chociaż Alfreda...
Słyszała jednak jedynie odgłosy dobiegające z kuchni. Na korytarzu trwał ruch. Służki chodziły z naręczami prania, strażnicy zmierzali do swych zajęć. Każdy miał tu jakieś miejsce, swoje zadania. Tylko ona jak te piąte koło u wozu… Głupio jej było jednak wracać do kuchni. Źle odczytała sygnały Alfreda, myślała, że to jego czepianie łapskiem to jakieś ostrzeżenie, nie musiała przecież udawać, że boi się dosłownie każdego po tym, co przydarzyło jej się wczoraj. A tu proszę, taki psikus! Starała się wtopić w ścianę i w ten sposób poczekać na przyjście wojownika.
 
juva jest offline