Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2014, 22:25   #9
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Szlachta. Tak dumni i nieomylni, tak honorowi i inteligentni, tak wpływowi i zamożni... a zachowują się jak stadko bydła. Eryk z niejakim zażenowaniem spoglądał na słowne przepychanki przedstawicieli dwóch rodów. A jeszcze chwila i doszłoby do rękoczynów, na szczęście, w obliczu tragedii potrafili się odpowiednio zachować. Taką przynajmniej nadzieję miał początkowo Eryk, licząc na to, że to szacunek do zmarłego, a nie ciekawość, spowodowały schowanie mieczy. Niestety, gdy tylko dowiedzieli się, że kapłan zmarł, użyli go jako argumentu w swojej sprzeczce i potoku wzajemnych oskarżeń. Wyglądało to tak, jakby nie przejęli się samą śmiercią człowieka, tylko raczej podniecili możliwością zaszkodzenia rodzinie przeciwnej. Bauer stał tylko smutno z boku, zerkając to na gawiedź, to na ciało sigmaryty. Szeptał pod nosem modlitwę do Morra, gdy Jost przykucnął przy ciele. Przekrzywił głowę, jakby czegoś wypatrywał, jednak Eryk z daleka nic nie wypatrzył. Schlachter zaraz wstał i odszedł kilka kroków na bok, przywołując spojrzeniem Winkela. Zaczęli o czymś rozmawiać, Bauer zerknął na szlachtę, nikt jednak nic nie zauważył, wzajemne ubliżanie sobie musiało ich mocno wciągnąć. Wrócił wzrokiem do przyjaciół, Bert przytaknął nieznacznie. Eryk zawahał się, czy aby nie podejść i nie zainteresować się sprawą, nie wyglądało to an prywatne pogaduszki, darował jednak sobie. Nie lubił się narzucać, a i grupka trzech bardziej zwracała an siebie uwagę, niż grupka dwóch, a nie chciał szkodzić Jostowi i Bertowi.

Krótko potem stało się jednak coś, co rzuciło światło na ten nieco tajemniczy dialog. Jeden z bardów stracił zainteresowanie kłótnią, w której nie uczestniczył, i skupił się na zwłokach kapłana, jak uprzednio Jost. Szybko dopatrzył się śladu po ukłuciu, o czym niezwłocznie poinformował pozostałych. Fakt, iż ojciec Fromm został zamordowany, ponownie uciszył całe towarzystwo. Eryk zmrużył oczy. To już drugi sigmaryta zamordowany w ich obecności. Czy oni w jakiś sposób przyciągają kłopoty, czy to po prostu kwestia szczęścia, tudzież jego braku? Dobrze, że byli na tyle daleko, i na tyle zajęci, i nawet na tyle obserwowani, że nikt nie mógł ich o to podejrzewać, chociaż to tylko bardziej przypominało sytuację z ich rodzinnego Biberhoff. A wspomnienia z kolei, wzmagały niepokój.

Okazało się jednak, że każdego można oskarżyć, i chociaż Maxymillian pospieszył z wyjaśnieniami i o samosądzie na strilandczykach nie było mowy, to już sam fakt wymachiwania palcem i oskarżania wszystkich po kolei bardzo nie spodobał się Bauerowi. A później... Później było jeszcze gorzej. Bert i Arno próbowali przekonać szlachtę, że to ich grupa może pomóc znaleźć zabójcę, każdy na swój ekstremalnie odmienny od drugiego sposób, acz koniec był jednaki. No, może z taką różnicą, że Bertowi nikt stryczkiem nie groził. Sprawę, jak i ugodzony honor szlachty, złagodził jeden z nowicjuszy, Raymar Keptze, osobisty asystent ojca Fromma. Zdołał podporządkować sobie przychylność szlachetków, powołując się na fakt, iż przed samym Cesarzem będzie on opowiadał o całym zajściu. Co jednak istotniejsze dla Eryka, skorzystał on z propozycji pomocy Berta, zobowiązując Biberhofian do zbadania sprawy, co jednak z entuzjazmem ze strony obu rodów, ani ich strażników, się nie spotkało.
To powiedział głośno, gdy zaś podszedł do czwórki wędrowców, skupił się początkowo na Eryku.

- Jest pan łowcą, prawda? - zaczął pewnie. Skąd wiedział? Zapewne od trubadura, najpewniej od Maxymilliana. Eryk nie czuł potrzeby drążenia tego tematu. - Z ważną licencją może? Jak się nazywacie i kim jesteście? - dodał Keptze patrząc po wszystkich ocierając pot z czoła.
- Ja jestem Eryk, łowca z glejtem od kapitana Becka z Kempbardu. A to moi towarzysze, Bert, Jost i Arno. Jesteśmy... podróżnikami. - Nie wiedział, co jeszcze miałby powiedzieć, w końcu w obecnej sytuacji to skąd pochodzili ani co umieli nie miało znaczenia. Dostali zadanie, i musieli je wykonać. Ale czy musieli? A co, jeśli nie dojdą, kto zabił kapłana, co wtedy? Nieważne, jeśli nastąpią z tego powodu komplikacje, uporają się z nimi na bieżąco. Eryk nie miał zamiaru zostawiać nowicjusza samego z tym zadaniem, nawet mimo nieprzychylności szlachty do nieznajomych "kmiotków".
- Możesz nam powiedzieć, Herr Keptze, wszystko, jak to widziałeś, od momentu zatrzymania się karawany? Zacznij od tego, gdzie siedziałeś w wozie - zasugerował Bauer.

Gdy pozna już wersję akolity, pójdzie sprawdzić ślady przy drodze. Jeśli kapłan został ukłuty podczas postoju, zamachowiec musiał zostawić jakieś tropy przy wozie. I to nie tylko przy samym wozie, trzeba będzie pójść nieco wgłąb lasu. Co prawda Eryk nie spotkał się z taką praktyką, ale uznał że ktoś mógł cienką nitką strzałkę przymocować, i po trafieniu w cel, przyciągnąć ją do siebie. Bo skoro po prawej stronie kapłan siedział, przy oknie samym, a i ranę po prawej miał, to właściwie niemożliwym było, żeby ktoś z wozu mógł go niepostrzeżenie ugodzić. Musiał to być atak z zewnątrz. A może tak to miało wyglądać? Może jednak ktoś odwrócił uwagę pozostałych i udało mu się capnąć sigmarytę wewnątrz karety? Najpierw sprawdzi najbardziej oczywiste wyjście, czyli przebada pobocze drogi i skraj lasu, dopiero gdy nic nie znajdzie, będzie się martwił, co dalej.
Ale najpierw, wersja Keptza...
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline