Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2014, 00:09   #7
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację


*****

- Panie Kapitanie, toż to bydle jest, nie człowiek! On i ten drugi, jak mu tam? Quinn za nim wołają. Dwa psubraty, jako żywo! Dyć wie Pan, Kapitanie, co oni w karczmie wyczyniali? A we młynie? Co na cmentarzu zrobili? Do tej pory nie wiadomo, który córkę rzeźnika zbrzuchacił, bo ją ponoć pospołu brali! Gospodę spalili! A w świątyni! Nasz stary kapłan, mało co nie umarł jak to zobaczył! Słyszałeś o tym, Panie Kapitanie, toć chyba mówić nie muszę... -
- Słyszałem, Panie Wójcie, słyszałem... -
- Oni... oni... Na ołtarzu! Ze wszystkimi trzema! A teraz wszystkie z brzuchem chodzą! Wyobrażasz to sobie! W świątyni! A na koniec, ten wielki bydlak, się zesrał! Na samiusieńkim środku! Zgroza! -
- Istotnie... -
- A to jeszcze nic! Olafa, starego jubilera z majątku okradli. Sam ledwo z zżyciem uszedł, jak mu któryś w łeb dał. Moich ludzi, że straży to ze trzy razy oćwiczyli. Publicznie! O szczaniu na chodnik w biały dzień nie wspomnę! A ten... ten... Ten zwierz! Ten „Schwanz” w rzyć chędorzony, to nawet mi groził! Ledwo żem uciesz zdążył! -
- Tak... -
- Musicie coś z tym zrobić! Wyście przecież władza! Nie godzi się, żeby ci dwaj się wedle porządnych ludzi wałęsali i ten, no... zakłócali porządek! -
- Ależ robimy Panie wójcie, robimy. Hans! -
Na wezwanie oficera zza sąsiedniego biurka żwawym krokiem podszedł przygarbiony żołnierz, zasalutował i oddał kapitanowi pergamin.
- To jest wasze zeznanie Wójcie. Będzie koronnym dowodem w sprawie, jak ich złapiemy. Sąd ich szybko osądzi i powiesimy ich na waszym rynku. Co wy na to? -
- Tak! Tak, koniecznie! -
- No, to podpiszcie tutaj, gdzie zaznaczone. -
- Eeee, podpisać? Ja? Tego, no.... -
- Krzyżyk postawcie. Wystarczy... -
- A tak! Już! -
Kapitan wyjął zza biurka spory rulon i podał go wójtowi przez biurko.
- Jutro rozwiesimy to w całym hrabstwie a pewnie i gdzieś dalej pójdzie. -
- Toż to te dwa psubraty, tu narysowane! Koślawo trochę, ale zawsze... -
- Bo to listy gończy, nie portret na ścianę Panie Wójcie. A sierżant ma już swoje lata i ręka mu się trzęsie troszeczkę. Na trzeźwo szczególnie... W każdym razie, trzysta złotych koron, powinno zrobić swoje. Jak żyw ich złapiemy a wtedy do Pana pośle i zaczniecie stawiać szubienice na rynku. -

Wójt dziękował, giął się w ukłonach, upluł przy tym i oślinił okrutnie W końcu poszedł. Kapitan, z tą samą znudzoną miną, założył nogi na blat biurka i wyjął spod krzesła flaszkę.

- Kapralu otwórzcie no okno, bo coś strasznie łajnem zajechało. -
- Tak jest. A co z tym Kapitanie? -
- A co z tym? -
Kapitan spojrzał na „podpisane” przez wójta zeznanie i niedbale rzucił je do palącego się obok kominka.
- Właśnie nadałem mu „bieg urzędowy” hehehehe. -
- Rozumiem. A list gończy? Chłopaki mogą mieć kłopoty... -
- Zwariowałeś. Sierżant nie potrafiłby namalować obory, tak aby ktoś poznał, co jest na obrazku a co dopiero to. -
- To czemu Pan akurat jemu kazał to namalować? -
- Hehehehehe, wiesz, nigdy nie lubiłem tego wiecznie gderającego, starego pierdziela ze świątyni. A działkę za jubilera wypłacili jak należy. Czemu miałbym ich nie lubić? -
- No, ale ten list gończy... -
- No... Na całe szczęście ktoś im już zasugerował przeprowadzkę w inną okolice. Słyszałem, że Tarczowe Ziemie są piękne o tej porze roku... -

*****

Borys Gross, zwany prze niektórych “Schwanz”, człapał przez błoto obok swego kompana w występku, z zamyśloną miną, na paskudnej facjacie. Chwiał jeszcze czasami, jako że właśnie zaczynał trzeźwieć. Stan ten, trzeźwienie znaczy, jakoś zawsze wprowadzał go w podły nastrój, co mu dodatkowo uroku nie dodawało. A że nigdy nie miał go zbyt wiele na zbyciu, to większość rozsądnych ludzi omijała go z daleka. Przyczyną mógł być tez lekki smród alkoholu i brudnego, zapchlonego futra, którym nie wiedzieć po co przykrywał ramiona i plecy. Pod tym siedliskim robactwa chrzęściła zbroja. Przez plecy przerzuconą miał tarcze a przez ramie ciężką kusze. U pasa prosty półtorak. Ot miecz do wynajęcia, rembajło jakich wiele. Tyle, że wredny, brzydki i śmierdzący.

- Quinno? -
- No? -
- Ten dziad powiedział pięćset złociszy, yo? -
- No. Do podziału, między tych co przeżyją i z dupą wrócą. -
- Aha. A po ile to będzie dla nas? -
- Po dwieście pięćdziesiąt. -
- Aha. To nieźle. Mozę się coś za to zarucha... -
- No przecież po kobitkę tam leziem, no nie? -
- Yo! Hehehehehehe! -

*****

Kopalnia jak kopania. Ciemna, brudna, mokra i ogólnie chujowa. W dodatku musieli ją zwiedzać biegiem. Bieganie sprawiło, że Borys trzeźwiał jeszcze szybciej a to było jeszcze mniej przyjemne. Zaczynał też mieć kaca a nic tak nie pomagało na kaca, jak komuś zajebać. Gdy ktoś łaskawie zapalił światło, Borys zwolnił, i rozejrzał się za czymś nadającym się do zabicia. „Kompanów” chwilowo z tego grona wykluczył. Założył tarcze na ramie, wyciągnął bękarta i osłaniając się tarczą zaatakował macki.
 
malahaj jest offline