Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2014, 19:14   #10
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Zmyję hańbę twoją krwią, wieprzu plugawy! - wrzeszczał jak szalony mężczyzna odziany w jakę narzuconą na kolczugę, przekrzykując szczęk zderzających się kling.
W zapamiętaniu nacierał na wielkiego, ostrzyżonego do skóry brzydala w brudnym, śmierdzącym futrze, wyglądającym i pachnącym bardziej jak jakieś zdechłe zwierzę, które przyczepił sobie do ramion.
- Przysięgam na bogów, żeuebueglrlrlruee... - ale nikt nie miał się już dowiedzieć, z bogami łącznie, co rycerz chciał im przysiąc.
Przeszkodził mu w tym bowiem nóż wbity w podstawę czaszki.
- No wreszcie. - skrzywił się mężczyzna w futrze, gdy padający rycerz odsłonił stojącego za jego plecami następnego człowieka, niższego i szczuplejszego od niego, ale o wyrazie twarzy jeszcze gorszym, odzianego w bryczesy wpuszczone w buty do połowy łydki i skórzaną kurtkę, spod której widać było brygantynę i przewieszony przez pierś bandolier z kilkoma krótkimi nożami do rzucania.
U pasa wisiał kolejny nóż, długi dla odmiany, któremu bliżej było do krótkiego miecza, niż sztyletu.
Drugi taki sam trzymał ręku i właśnie zabrał się do wycierania okrwawionej klingi w jakę byłego rycerza. - Jużem myślał, że samym tym pierdoleniem mnie wykończy, pokurcz jebany.
- Znowu wybrałeś biednego.
- poskarżył się Quinn, który zdążył przetrzepać już kieszenie nieboszczyka.
W istocie, odcięty od pasa trzos był nader chudy, a pierścienie ściągnięte z oderżniętych palców nawet na oko wyglądały tandetnie.
- Bogate łażą z przydupasami, albo nie chcą się same napierdalać, co im nie powiem. - w tonie Borysa też zabrzmiała uraza. - Tylko te biedaki od razu łapią za miecz, jak im powiesz, że ten jego ptako-kot zesrał mu się na koszulę czy cuś.
- Dobra, dobra. - mruknął Quinn, badając jakość broni poległego. Badanie, co za niespodzianka, wypadło mało pomyślnie. Pokręcił smętnie głową, ale oręż zabrał.
- No, to do gnoju z nim.

***

Ktokolwiek przyszykował zwiedzanie kopalni, zaplanował rozrywkę od samego początku.
Zaczęło się od tąpnięcia, lawiny czy jak tam jeszcze można nazwać rzucającą się w pogoń za nieszczęsnymi turystami masę kamieni.
Na dodatek, kiedy atrakcja numer jeden była ciągle w toku, zatrzymała ich druga niespodzianka w postaci jakiś amatorów łażenia po sufitach i atakowania stamtąd w wyjątkowo zdradziecki i nieprzyjemny sposób.
Quinn, sam miłośnik takich zagrywek, nawet by to docenił, gdyby tylko w uszach nie dudnił mu hałas nadciągającej kamiennej lawiny.

Zerwał się z ziemi, klnąc paskudnie, szybko odnalazł wzrokiem Borysa i rzucił się zająć strategiczną pozycję za jego szerokimi jak wrota stodoły barami i plecami.
W międzyczasie ściągnął z pleców zawieszoną na rzemieniu kuszę, naciągnął, załadował i korzystając ze światła, które jeden z uczestników wyprawy łaskaw był wyczarować, strzelił w cokolwiek, co czaiło się na stropie korytarza.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 19-01-2014 o 14:18.
Cohen jest offline