Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2014, 04:21   #6
Halad
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze



Wichacz 23 kwietnia - poniedziałek - trzy godziny po południu


Jerzy Rossowski


Imć Roksana Morstenowa była kobieta po trzydziestce, ale piękną i na pewno bywałą w świecie. Wskazywały na to maniery , a rewerencja z jaka odnosiła się do młodego szlachcica, szczerze go ujął.
- Witaj panie w naszych progach. Rad jesteśmy wielce, żeś raczył zaszczycić nasze domostwo i ugościmy Waszmości jak będziemy umieć najlepiej - twarz jej była w kształcie serca, cera ciemna, a oczy w kształcie migdałów nadawały egzotyczny nieco wygląd. Mówiła też z lekkim zaśpiewem, przeciągając słowa.
Imć Rossowski ukłonił się kornie i ujął dłoń gospodyni. Była to ręka zdawać się mogło raczej hrabianki czy contessy niż mieszczki. Drobna, wypielęgnowana, widać było że właścicielka dbała o nią,poświęcając na to dużo czasu.
Słowa gościa, który grzecznie dziękował za przyjęcie pod dach sprawiły jej widać dużo przyjemności, bo spojrzenie jakim objęła pana Jerzego wyrażało uznanie dla jego dworności i jeszcze... no cóż coś być może jeszcze.
Zaprowadzono ich do komnat na piętro, gdzie Rossowski ujrzał swą komnatę. Czystą, jasną, przestronna, od jakiej szlachcic odwykł w podróży.
- Mąż zajęty bo gość taki jak Książe Korecki - tu dziwnie wydęła pełne usta - nie zdarza się co dzień i panowie rajcy chcą mu okazale za zaszczyt podziękować. Waszmość pewnie zdrożony, ale chyba posiłku z gospodynią nie odmówisz - zmrużyła ciemne oczy i rzuciła spod długich rzęs spojrzenie na gościa.
- Jadło nasze proste, ale chyba nie wzgardzisz poczęstunkiem ze szczerego serca ? - dorzuciła.

W tym czasie słudzy wnieśli sakwy do pokoju, zakrzątnęli przynosząc puchary, misy z lekkim poczęstunkiem. Peter został ulokowany w osobnej izdebce obok, nieco skromniejszej. Pan Jerzy mógł wreszcie usiąść i rozejrzeć się po tak szczęśliwym trafem zdobytej kwaterze.
A patrzeć było na co. Wisiały na ścianach zasłony o wzorze jak się zdało niewprawnemu w tym oku Rossowskiego wzorze wschodnim, może tureckim lub arabskim. W okno wprawiono miejscami kolorowe szybki co przy promieniach słońca stojącego teraz wysoko rzucało barwne refleksy na ściany. Szkło kielichów nie cięte może weneckich zwyczajów, ale wcale zgrabne, a wino chłodne i ciemne o silnym korzennym zapachu.
Rossowski opadł na bogato zdobione krzesło i ujął w dłoń napełniony puchar.




Roksana Morsten


Michał Wasilewski

Obaj szlachcice rozsiedli się na ławie i ujęli w dłonie naczynia z miodem hojnie napełnione przez gospodarza.
- Jestem Jędrzej Kalinowski herbu Korab - przedstawił się.
- Zgaduję żeś waść peregrynacje jakoweś odprawiał, że to nie wiesz, że dziś w Wichaczu o miejsce równie trudno co i o człeka uczciwego w tym złym świecie - zagadnął pana Michała nowy towarzysz. Był to człek lat czterdziestu może kilku, tęgi o jowialnym obliczu widać że lubiący zjeść dobrze a i popić nielicho.
- Napij się tedy waszmość bo widzę żeś na gębie wychudły i drogą zmożony. Gospodarz, Ormianin przechera, ale miody ma dobre choć liczy sobie i niemało. No napijże się waszmość - zachęcał i sam dobry przykład dawał co i rusz wąs w trunku zanurzając.
- Skąd to los prowadzi, bo widzi mi się że z wojny acan wracasz jeno teraz tyla ich w naszej Rzeczypospolitej, że trudno wymiarkować z której. No napij się waszmość, by lepiej opowieść sprawić - zachęcał nowo poznany - ja zasie o mieście opowiem, bowiem znam tu wszystkich. A i mnie tu znają - dorzucił gromko pan Kalinowski dla podkreślenia swych słów waląc kubkiem o stół.
- Opowiadaj tedy - poprosił pana Michała.




Jędrzej Kalinowski


Ałtyn

Janowi zabłysnęły oczy gdy spojrzał na cuda przez Ałtyn przywiezione. Widać że w pracy swej bardzo był zamiłowany, jako o strzelcu znakomitym mówiono też o nim, że z muszkietu nie masz nad niego lepszego strzelca w okolicy.
- Cuda waszmość panna nam tu przywiozła, cuda - rzucił patrząc na skarby w skrzynce.
- Ojciec rad będą wielce i panowie radni takoż bo zaszczyt dla nas a splendor dodatkowy dla miasta Jego Książęcą Mość zacnym widowiskiem uraczyć. Mówisz waszmość panna by ojca uwiadomić ? Ciężka to rzecz teraz, ciężka - zastanawiał się gładząc krótką, rudą brodę.
- Jakże to - Ałtyn usta ściągnęła robiąc minkę przy której nawet najtwardszym oponentom serce kruszało - jakże to drogi panie Janie nie poradzisz nic ? Sposób nie zawiódł i teraz, bo potężny Szkot jakoś drgnął, zaczął dziwnie przy kołnierzu majstrować jakby mu się gorąco nagle zrobiło.
- No przecież nie rzekłem, że się nie da, jeno że ciężko może być - wykrztusił
- Ale skoro panienka pragniesz by z ojcem pomówić to się da zrobić, no da... - ostatnie słowa wymówił jakby do siebie i zaczął zaraz polecenia wydawać. Służba kopnęła się żywo do roboty widać Jan miał u niej posłuch zaraz też i młodsi Macgregorowie zabrali się do roboty.
Ałtyn patrzyła na krzątaninę z zadowoleniem, widać było że Janowi jej pomysł przypadł do gustu.
- Niedzwiedz jakowego Litwini z puszcz prowadzą - mruknęła. Ale wbrew słowom patrzyła nań nie bez przyjemność, bo Szkot wysoki był, w barach szeroki.
Naraz jednak dobiegło jej ciche posykiwanie. To Cyryl wrócił i dawał znaki że ma coś ważnego do zakomunikowania.




Jan Gregovius


Paweł Czermiński

Pił, pił i pił, a Bartka nie było. Ale dowiedział się co nieco o imć Klewce, choć szlachta jakoś do bliższych znajomości z panem Gustawem się nie przyznawała, a Żyd przechera wykręcał się z odpowiedziami a potem umknął zaraz jakby z w szabas do drogi go namawiano.
Ale Żyd to Żyd wydumał pan Czermiński bojazn widać przed szlachetnie urodzonym czuje co też po sprawiedliwości Boskiej i prawach ziemskich być powinno. Już tez szumieć mu nielicho zaczynało w głowie gdy chłopak wreszcie zjawił się i stanął przy stole.
- O laboga Waszmość co tu luda i towarów. A kupców ile... O laboga toż chyba nigdzie tylem dobra nie widział co tu.
- W ucho dostaniesz...
- uniósł się złością się pan Paweł - włóczysz się gdzieś a ja tu siedzieć muszę i dno oglądam.
Przechylił dzban i nalał sporo trunku co jawnie przeczyło ostatnim słowom.
- Kupców ci się zachciało.. towary oglądać... a ja tu siedzę... - nie dokończył - Jakżeś się sprawił ? Chyba dla pana Czermińskiego kąt się w ty lichym mieście znajdzie - huknął.
- Oj panie nie mówcie tak, nieliche to miasto - zaprzeczył Bartek który widać nie przejął się bardzo zapowiedzią kary.
- O miejsce tu trudno ale wasza miłość całą rzecz wyłożę co i jak jeno iść musimy - pachoł pomógł wstać panu Pawłowi, któremu upał widać nieco w głowie zakręcił. Nie uszło też uwagi bystrego chłopaka, spojrzenie jakim kilku z gości karczmy obrzuciło jego pana gdy padło miano familii Czermińskich.
 

Ostatnio edytowane przez Halad : 27-01-2014 o 10:24.
Halad jest offline