Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2014, 10:12   #14
Wojan
 
Wojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodzeWojan jest na bardzo dobrej drodze
Świta przed bramą miasta
Chłód bladego poranka dla wszystkich śmiertelników stojących w kolejce do bram Modeny był niezwykle uciążliwy i dokuczliwy. Wszyscy marzyli już o tym, aby wjechać do miasta i znaleźć sobie jakieś lokum, aby się ogrzać, zjeść coś ciepłego, czy też napić się czegoś rozgrzewającego. Niektórzy przebąkiwali, że idzie sroga zima.
Dla Kainitów siedzących w arce czas oczekiwania był podwójnie stresujący. Nie tylko mieli świadomość, że wkraczają na teren wroga, ale także, a może przede wszystkim, że robią to w bardzo niesprzyjających okolicznościach. Każdy z nich czuł już zbliżający się świt i odczuwał rosnący niepokój.
Okna powozu były zabezpieczone i zasłonięte grubymi kotarami, ale i tak strach zagościł w sercach Kainitów.

Gdy Remigius zatrzymał się przy strażnikach, których zainteresował dość wyjątkowy powóz, wampiry siedzące w środku poczuły, że od tej chwili trudności będą im towarzyszyły na każdym kroku. Na szczęście tym razem odpowiednio dobrane słowa i powołanie się na znajomości przez ghoula doży wystarczyło, aby pozbyć się zbyt ciekawskiego strażnika.
Wraz z przekroczeniem bramy miasta, zebrani w arce Kainici poczuli, jakby ktoś założył im niewidzialną obrożę na szyi lub wypalił piętno na skórze. Było to tylko nieprzyjemne i niepokojące uczucie i żaden z nich nie potrafił określić z czego ono wynikało. Czy były to tylko zwykły strach i obawa przed wejściem w paszczę lwa, czy może władza i umiejętności łowcy, który zagościł w tym mieście.
Jaka by nie była prawda budziło to bardzo wiele wątpliwości i niepewności.

Remigius bez trudu znalazł dom o którym była mowa i tam też zatrzymał powóz. Wraz Emilly zajął się zabezpieczeniem terenu i osób Kainitów.
Ci mimo poczucia zagrożenia, zapadli w sen.

“Uciekajcie do swych ziem,
tutaj trąd i zaraza”
Kat


Gdy tylko słońce skryło się za horyzont, Remigius i Emilly przystąpili przebudzenia swoich panów. Mina tych dwojga jakie ujrzeli Kainici wymownie świadczyły, że mieli ciężki dzień i sporo kłopotów.
- Panowie - zaczął niepewnie Reigius - Wydaje mi się, że powinniście czym prędzej opuścić to miejsce. Nasz powóz wzbudził wiele sensacji i stał się tematem wielu plotek. Ludzie snują domysły, kto mu takim powozem przyjechać. Jedni mówią, że na pewno inkwizycja, inni że wysłannik papieża, a jeszcze inni, że pewnikiem jakiś bogacz, chora na jakąś zarazę.
Sam bym się zdecydował stąd odjechać, ale na szczęście nikt w pobliżu domu się nie kręcił…
- Do teraz - przerwała mu Emilly - Chwilę temu byl tu pewien człowiek i przekazał mi to.
Dziewczyna pokazała zapieczętowany list. Na pieczęci odciśnięto herb, ale żaden z Kainitów go nie rozpoznał.
Nie pozostawało nic innego, jak zapoznać się z treścią przesyłki.

“Witajcie bracia
Nie roztropnie jest przybywać w taki sposób do naszego miasta. Wasz ostentacyjny wjazd wzbudził w wielu niezdrową ciekawość i przykuł uwagę wielu osób. A nie wszystkie spośród nich są tak życzliwe gościom, jak ja.
Miasto nie jest bezpieczne dla osób naszego pokroju, więc zalecam daleko, a nawet bardzo daleko posuniętą ostrożność. Kilka osób zlekceważyło już moje ostrzeżenia i słono za to zapłaciło. Ja naprawdę nikogo nie straszę, a jedynie lojalnie przestrzegam.
Wierzę, że zachowacie rozwagę i zdrowy rozsądek i zejdziecie z piedestału i skryjecie się mroku, jak przystało osobą naszej nacji.
Gdybyście mieli ochotę się spotkać i porozmawiać, to zajrzyjcie do gospody Fabrizio Dinatale, mieści się ona na obrzeżach rynku na ulicy Bednarskiej. Zapytajcie tam o Rosalindę.
Chętnie dowiem się więcej o tak ekscentrycznej grupie, która raczyła odwiedzić nasze miasto.

Z wyrazami szacunku
S.G.”


List był ewidentnie napisany kobiecą ręką i pachniał mokra ziemią i gnijącą roślinnością.

Nie wszystkim dane jednak było w spokoju wysłuchać treści listu. Dwóch spośród Kainitów zachowywało się w sposób nader niestosowny i niebezpieczny. Hubert i Giacomo wyraźnie byli bardzo złaknieni krwi. Ich twarze przybrały demonicznych rys, a kły mocno się wysunęły.
Obaj węszyli w powietrzu, jak wygłodniałe zwierzęta, a Hubert łakomie zaczął spoglądać na Emilly i Remigiusa. Powietrze wręcz zafalowało od agresji, jaka w nich wzbierała. Jasne było, że lada chwila może dojść do tragedii.

Hubert
Już w momencie przebudzenia Hubert czuł się nieswojo. Z każdą kolejną chwilą rządzą krwi wzbierała w nim w sposób lawinowy. Już dawno nie czuł takiego głodu i pragnienia. Bestia tkwią w jego wnętrzu domagała się ofiary i była gotowa wyrwać się spod kontroli, byle tylko zaspokoić swoje pragnienia. Zapach jaki wydzielała dwójka przebywających z nimi śmiertelników oszałamiał i kusił niczym najbardziej lubieżna kobieta.
Hubert pragnął czym prędzej zatopić swe kły w ciele ofiary. Wiedział, że głodna bestia może wyrwać się na wolność lada chwila.

Giacomo Tito
Głód pojawił się niespodziewanie. Giacomo, gdy tylko go poczuł w momencie złapał swoją bestię za kark i zdusił do ziemi. Kontrolował ją tylko i wyłącznie dzięki wielkiej sile woli. Już dawno bestia nie była tak silna, a głód tak nieposkromiony. Giacomo czuł, że długo nie utrzyma swego potwora na wodzy. Musi, jak najszybciej zaspokoić głód, aby ułagodzić bestię.
Już dawno pragnienie nie było tak dojmujące i dominujące.

Girardino
Girardino słuchał słów listu, ale jego uwagę w tym momencie zajmowało coś innego. Od kilku chwil obserwował kruka, który siedział u powały stajni. Jego zainteresowanie wzbudził zarówno fakt, że ptak nie bał się ani ludzi, ani Kainitów, a także że z uwagą przyglądał się grupie, która stała obok powozu. Wyglądało to tak, jakby kruk starał się wyłapać jak najwięcej z toczącej się właśnie rozmowy.
Nawet gdy dwóch jego kompanów zaczynało zdradzać objawy szału, ptak zachował stoicki wręcz spokój.
Girardino nie miał już żadnych wątpliwości, że ptak został wysłany na przeszpiegi. Teraz pozostawało jedynie pytanie przez kogo.
 
__________________
"Amnestia to jest dla złodziei, a my to jesteśmy Wojsko Polskie" mjr. Dekutowski ps. "Zapora"
"Świnie noszą koronę, orzeł w gównie tonie,
a czerwono białe płótno, porwał wiatr" Hans
Wojan jest offline