Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2014, 09:08   #17
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Ostentacyjny wjazd do miasta od początku mu się nie podobał. Lasombra wolał działać w cieniu. Demonstracja siły owszem, tez była skutecznym narzędziem, ale nie w sytuacji gdy posiadali tak mało informacji. Na szczęście nie nawykł do rozczulania się nad sobą i teraz po prostu trzeba było wykorzystać fakt, że już tu są na swoją korzyść. Przez chwilę żałował, ze nie próbował przejąć kontroli nad grupą i narzucić swego zdania, ale rozkazy ojca były bardzo wyraźne. Bruno miał „współpracować”. Westchnął ciężko. W jego wykonaniu sprowadzało się to do tego, że na razie nie przeszkadzał pozostałym. To i tak duża pomoc. W sumie na razie nikt nie planował zrobić czegoś głupiego, wiec powinno wystarczyć. Inkwizytor delikatnie wybadał pozostałych podróżnych i doszedł do wniosku, że jeśli dogada się z pozostałymi to mają szanse. Niektórzy z koterii chyba doszli do tego samego wniosku bo na razie każdy panował nad instynktami. Bruno nie miał żadnych wątpliwości, że nie potrwa to długo, ale na razie taka sytuacja mu pasowała.
Obudził się wieczorem lekko zaniepokojony. Stwierdził, że to miasto chyba tak na niego wpływa. Rozejrzał się po pozostałych i stwierdził, że i tak nie jest najgorzej. Ziewnął demonstracyjnie, ale wzmógł czujność widząc braci na granicy szału. Emilii nie pomna chyba na niebezpieczeństwo jej grożąca zbliżyła się do nich pokazując list i pieczęć na nim. Bruno uważnie zapoznał się z treścią lecz ustawił się tak by nie stać tyłem do żadnego z dwójki ogarniętych pasją. W jego głowie lotem błyskawicy krzyżowały się różne myśli. Związane z ich sytuacją, otrzymanym listem i potencjalnymi wrogami jak i sojusznikami. Wszystko inne musiało zejść na dalszy plan w obecności dwóch głodnych kainitów, zbyt bliskiej obecności jak na jego gust. Najprościej było by napoić ich na Remigiuszu i Emilii lecz żadno z nich nie należało do niego i nie w jego gestii była taka decyzja. Tak czy siak będą musieli zapolować i Bruno miał nadzieję, że nie nabroją za bardzo.
Girardino zaczął się zachowywać odrobinę dziwnie. Lasombra znał go odrobinę i wiedział, że nie płynie w nim krew Malkava. Czyli przyczyny musiały być jakieś inne. W pół gestu zrozumiał o co chodzi i zdusił w zarodku pragnienie momentalnego zniszczenia szpiega. Grał w grę Girardina, rozumiejąc co nim powoduje. Dezinformacja była cennym narzędziem w arsenale Świętego Oficjum, a Bruno był pilnym uczniem. Gdy wróg ma przewagę liczebną trzeba zwodzić go za nos iluzjami. Gdy kainita przepędził szpiega Bruno roześmiał się szczerze.

- Dobra robota, ale i tak musimy stąd zmykać. – To powiedziawszy zrzucił habit. Pod spodem miał całkiem normalny kaftan i spodnie. Z przerzuconą szatą podszedł do arki i wyciągnął swoją sakwę. Schował habit, wyciągnął płaszcz i jeszcze klika drobiazgów, które upchnął po kieszeniach. Kucnął przesunął dłońmi po klepisku, a następnie przybrudził sobie nimi twarz i ubranie. Znać było, ze Inkwizytor nie raz musiał działać in cognito W jednej chwili przedzierzgnął się z szlachcica w nie rzucającego się w oczy mieszczucha. Zadowolony z efektu błysnął zębami w uśmiechu i oparł dłoń na rękojeści jednego z sztyletów, który swą prostota pasował do stroju. Chyba, ze ktoś zadał by sobie trud, wyciągnął go z pochwy i dokładnie obejrzał przyczernioną klingę. Mało kto jednak miał drugą okazję.

- Mało wiemy, więc udam się na krótki spacer. – Nie wiedział czy podsłuchują ich jeszcze jakieś uszy więc zamilkł na moment zastanawiając się jak im przekazać wiadomość. Mówił wcześniej o schronieniu w katakumbach lecz zapomniał, że mieście są dwa rodzaje podziemi. Jedne miejskie kontrolowane przez szczury, drugie rzymskie, będące schronieniem Kapadocjanki. Uśmiechnął się jakby zamierzał spłatać psikusa i rzucił na pożegnanie.- Spotkajmy się może tam gdzie proponowałem. W końcu wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

Modena niczym nie odbiegała od miast, które już widział. Był tutaj już wcześniej lecz nie spędził zbyt wiele czasu. Widział już jednak tyle, że twierdził, że ludzie wszędzie są tacy sami. Nie był jednak tak arogancki by wierzyć w swoje bezpieczeństwo. Pilnował swojej sakiewki, nie wpadał na ludzi, nie nawiązywał dłuższego kontaktu wzrokowego, jednocześnie bacznie łypiąc na mijanych ludzi. Jednym słowem zachowywał się jak typowy mieszkaniec miasta. Rozważał przez chwilę pomysł zapolowania lecz częste, trzyosobowe patrole straży sprawiły, że przesunął to na później.

Gospoda przy rynku nie wyróżniał się niczym szczególnym, za to kobieta, która do niego podeszła, po podaniu hasła wyróżniała się podwójnie. Po pierwsze urodą, która cieszyła oko Bruna i faktem, iż nie była człowiekiem. Uśmiechnął się do niej i zapytany zdradził swe imię. Służka zostawiła go na długą godzinę, którą spędził nad kuflem obserwując bywalców gospody. Niestety po godzinie pojawił się o wiele brzydszy służący imieniem Carlos. Inkwizytor udał się za nim i po dłuższej chwili zauważył, że kierują się na wschód. Nie ufał do końca przewodnikowi więc wzmógł jeszcze czujność, gotów w każdej chwili uciec zostawiając w jego sercu czarną klingę. Spacer trwał długo, pewnie w połowie po temu, iż Bruno wietrzył zdradę. Na szczęście dotarli nie zaczepiani, jeśli nie licząc żebraków i dzieci, aż do Bramy Wschodniej. Carlos wskazał mu niepozorny, mały i zaniedbany domek tuż koło murów. Wyburczał uprzejmie, że w środku czeka jego pani. Sam nie wyglądał jakby chciał wejść. Bruno skinął mu głowa w podzięce. Przełożył sakwę na lewe ramię, tak by prawą rękę mieć wolną. Podszedł do drzwi, zapukał i nie czkając na „proszę” wszedł do środka.
 
malkawiasz jest offline