| Pazury natychmiastowo zacisnęły się na ladze. Giacomo machnął nią w finezyjnym acz prostym młyńcu, raptownie zatrzymując obity metalem koniec przed nosem Girardino.
-Wystaw sobie, iż jako Boże stworzenia, nie jesteśmy zwierzętami, nie trzeba nam nikogo do pilnowania. Twoje słowa były wysoce nietaktowne, przyjacielu -wycedził przez zęby. Tymczasem, w rękach gimnastyka, z rękawu dubletu niepostrzeżenie wydobył się wyważony sztylet, jakim zwykł zadziwiać plebs rzucając do tarczy. Czubek rzutki celował w Wszegniewa - Nie waż się mnie tknąć, barbarzyńco. Rzucam całkiem celnie. Widząc spojrzenia innych wampirów, Giacomo opuścił broń i nieco zażenowany swoim zachowaniem, poprawił koszulę uporczywie zwijającą się pod dubletem i westchnął.
-Cieszę się że to sobie wyjaśniliśmy. Czas na mnie.
Ulice Modeny
Żelazna wola Giacomo wybrzuszała się i gięła pod naporem Bestii jak rycerski kirys ustępujący ciosom bojowego młota. Mężczyzna nasunął kaptur na głowę, by utopić w nim twarz, a ręce wsunął za pasek. Podążał, starając się chodzić bokiem ulicy, ku biedniejszej części miasta. Wzmagający się smród i obdarte mury zwiastowały cel jego wędrówki.
Gdy jakiś oprych potrącił go ramieniem, Giacomo nie miał siły wykrztusić "chędoż się", ostatecznie zasyczał jak rozwścieczony kot, i cudem powstrzymał się przed rozłuczeniem łba rzezimieszkowi.
Jeszcze nie teraz, kochanie, bądź cierpliwa, zaraz dostaniemy to czego nam trzeeeebaaa.... obiecuje cii...
-...zabiorę cię tam, gdzie żadna inna nawet nie była, przystojniaku - oko Kainity natychmiast, jak u gada zlokalizowało postać jawnogrzesznicy opartej o ścianę jakiejś zatęchłej speluny. Ręce na pasku zacisnęły się , a pochylone plecy wyprstowały się niczym włócznia wbita w ziemię.
Te mięsiste, czerwone jak krew usta, burza czarnych loków, rozmazany, niestaranny makijaż i podcięta ponad kolana spódnica...
-Szszszszuuuukam... paaartneerki, na dzisiejszszszą nooocccc... - zaczął się trząść, czując jak pokarm eksponuje swoje wdzięki tuż przed jego nosem. Sięgnął do kaletki, i wyciągnął zdrewniałymi palcami kilka dukatów.
Oczy dziwki zmierzyły klienta pogardliwym wzrokiem, uznając dziwne zachowanie za objaw niesamowitego podniecenia.
-Jeszcze dwa, kochasiu i jestem twoja..
Warknął cicho i dorzucił dwie monety, które prostytutka zręcznie wsypała do mieszka ukrytego między piersiami.
Weszli razem w ciemny zaułek. Giacomo poczuł jak ciemność obleka ich oboje, w śmierdzącej fekaliami szczelinie między budynkami. Przywarł do niej w namiętnym pocałunku, przyciskając do zimnej i wilgotnej ściany. Podciągnął spódnicę i...
Przygotowana na rutynę kurtyzana, zaskoczona była celnym ciosem w skroń. Stęknęła, straciła równowagę. Giacomo złapał ją w czuły niemal uścisk i szybkim ruchem skręcił jej kark. Rozkoszował się obrzydliwym dla zwykłego człowieka chrupnięciem przekręcanych dysków i rozrywanego rdzenia.
Dysząc z podniecenia, rozdarł jej spódnicę i z ekstatycznym jękiem wbił kły w udo kobiety, na wyczucie starając się przebić arterię. Zalał swoje usta ciepłym, metalicznym narkotykiem, czując rozlewające się po jego nieżyjącym już dawno ciele ciepło i mrowienie. Oblizał okolice ugryzienia, po czym rozorał je sztyletem, czyniąc szeroką bliznę. Następnie, sięgnął ku swojej torbie, wyjął bandaż i powstrzymując histeryczny chichot zawiązał opatrunek. Czuł się jak największy dowcipniś na całym bożym świecie, dokonujący wybornego żartu. Wydobył także spory kawałek liny, którą podwędził niegdyś sam nie pamiętał już gdzie, z myślą, że na pewno mu się przyda.
Skrupulatnie zawiązana pętla objęła czułym uściskiem wykrzywioną groteskowo szyję dziwki i napięła się, gdy Giacomo przerzucił resztę sznura przez belkę, powstrzymując się z całych sił, by nie krzyczeć ze śmiechu. Wydobył mieszek z dobytkiem denatki i schowałdo torby. Rozpłynął się w ciemnościach gdy usłyszał że ktoś się zbliża.
Poruszając się pod osłoną nocy, starał się odnaleźć kogokolwiek z towarzyszy, przy okazji czujnie wypatrując, czy nikt nie podąża za nim.
Ostatnio edytowane przez Narib : 01-02-2014 o 21:17.
|