„Gdzie ten błazen się podziewa?” pomyślał ze zdenerwowaniem pan Paweł. Siedział już w tej izbie tyle czasu, opróżnił kielich nie raz i nie dwa, a tego pachołka wciąż nie było. Normalnie to nie miałby nic przeciwko by i cały dzień przepić w gospodzie, ale tutaj mu było jakoś nie w smak. Żyd, latający po izbie jak kot z pęcherzem, zdawkowo odpowiadał na pytania i starał się pana Pawła łukiem omijać, zaś brać szlachecka nie zdawała się darzyć jakąś estymą rodu Czermińskich, popijając i rozmawiając w swoim gronie. „Tępe wieprze!” pomyślał z rozgoryczeniem Paweł. „Udajecie jakbyście pierwsze co o mym panu ojcu słyszeli, ha? Podłe kanalie! Niegdyś to się trzeba było odganiać od tych wszystkich szlachetek, co tylko zapraszały mych rodzicieli w gościnę, byle tylko móc się pochwalić, że pan Gustaw u nich wieczerzał. A teraz z jego rodzonym synem, ba, weteranem wojennym, nawet słowa nie zamienią!” Nic dziwnego zatem iż z kwaśną miną, dolewając sobie więcej miodu pan Paweł nie mógł się doczekać powrotu sługi.
***
Kiedy pan Czermiński wyszedł z karczmy zakręciło mu się trochę w głowie, tak iż Bartek musiał go podtrzymać. Na zewnątrz było bowiem jeszcze duszniej i goręcej niż we „Wdałym Kurze”. Pan Paweł, któremu już szumiało trochę we łbie, a wszak upał i zaduch także dołożyły się do męczenia głowy szlachcica, z trudem odzyskał rezon. Po chwili jednak powrócił do zmysłów i mógł już o własnych siłach, wcale prosto ruszyć za Bartkiem. Ten zaś prowadził go wokół najróżniejszych straganów i stoisk, kluczył między wystawionymi towarami kupieckimi, a i zatrzymywał się nieraz, ponoć by sobie przypomnieć jak się do tej „Wiechy” szło, choć pan Paweł widział jakim rozmarzonym wzrokiem wpatrywał się w te dobra. „Respektu chłopak nie czuje, groźbą się nie przejął, a i ciąga mnie po tym rynku, wlepiając chamskie ślepia w stragany”, pomyślał młody rycerz, jednak bez złości. Po prawdzie to lubił Bartka i chyba ten zdawał sobie z tego sprawę, skoro pozwalał sobie na takie obchodzenie się ze swoim panem. Rachować umiał, o ekwipunek pana zawsze dbał, a i obrotny był, toteż nic dziwnego, że Czermińskiemu przypadł do gustu, ba, nawet go planował ze sobą na Inflanty wziąć, jak znowu wróci do wojaczki.
-I jak tam z pokojem? Załatwiłeś?- zagadał do pachołka pan Paweł.
-Ach panie, jakżebym miał nie załatwić?- odpowiedział chłopak, wyprowadzając ich wreszcie z tłoku ludzi oglądających towary i targujących się.
-Przecież żeś mówił, że ciężko o izbę. -A bo i ciężko, dyć tam jako i tutaj, co krok o kogoś się trącało. A i gospodarz, zda się Ormianin też się zarzekał, iż pokoju nie uświadczysz. Ale jak go tak przycisnąłem to wymskło mu się, że brat mu do dom zajechał i że teraz we dwie rodziny nawet muszą się w jednej izbie mieścić by pomieścić gości. No tom go zagadał o tego brata i się jął skarżyć, że ten urzędy gdzieś jakieś piastował, ale go zawiść ludzka stamtąd przegoniła i… -Pohamujże ten jęzor!- przerwał mu zdenerwowany Paweł.
- Ja go pytam o izbę, a ten mi o braciach opowiada! -Kiedyż to właśnie o tego brata się rozchodzi, proszę Waszmości.- odpowiedział niezrażony pachoł.
-Ja go właśnie za tego brata zaczepiłem, bom mu rzekł iż właśnie mój pan, czyli Wy, szukacie zarządcy do dóbr swoich, więc może jak człowiek się Wam spodoba, to go weźmiecie. I już się mu zmieniło nastawienie, i tylko jeszcze chwilę stękał, ale się zgodził przyjąć Waszeć, ba nawet zapłaty odmawiać począł, mówiąc że to on winien jeszcze przepraszać, że wyjść po Was nie może. - Eh ty durny, kto ci się moim rządzić pozwolił?- westchnął Paweł, jednak opowieść ta zbytnio go rozbawiła, by się mógł naprawdę złościć.
– Patrzcie go! Jeszcze chwila, a mnie swatać zacznie, albo mówić mi komu na elekcji dać kreskę. Oj, chyba za dobry jestem.
W gruncie rzeczy był jednak zadowolony z obrotu spraw. W istocie, potrzebował znaleźć człowieka, który doglądałby mu jego nowo nadanej wsi. A i dobrze będzie mieć jakieś koneksje w Wichaczu, coby na przyszłość już nie musieć tak się pałętać jak teraz.
Dotarli w końcu do gospody. Pachołek otworzył przed nim drzwi, a pan Paweł, dzięki spacerowi wytrzeźwiawszy trochę, dziarskim krokiem wszedł do „Wiechy”.