Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2014, 03:18   #3
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Eshte miała mocną głowę do trunków.

Zapewne to dawne życie ją tak zaprawiło. Przygotowało do przetrwania w świecie, gdzie trunki alkoholowe lały się ulicami i gościńcami, przelewały w karczmach, pałacach, świątyniach i wielu, wielu innych miejscach, do których mogły ją doprowadzić nogi.
Prawdą było, że kosztowanie bimbrów ręcznie robionych przez Carso ze wszystkiego co się nawinie ( a nawijało się wiele ), było niejako wymagane w ich rodzince po przekroczeniu pewnego wieku. Nie tylko było jedną z głównym przyczyn poczucia satysfakcji u ich przywódcy, ale także stanowiło swojego rodzaju sprawdzian wytrzymałości i odwagi. A potem umiejętności przejścia po linie z wypalonym gardłem i zdrowym rozsądkiem.
A być może i to elfie pochodzenie miało w tym trochę swego udziału. Wszak nie wypadało, aby te dystyngowane, eleganckie długouchy wpadały pod stoły po byle kuflu mocnego piwa. Się nie godziło.

Zatem ciągle miała na tyle trzeźwości w umyśle, by móc kogoś ograć. W tym przypadku trafiła na parę pewnych siebie wieśniaczków, na co dowodem była cięższa niż wcześniej sakiewka podskakująca u pasa. I jej postrzeganie otoczenia nie było zaburzone ani przez Gruangala, co i rusz stawiającego wszystkim kolejne kufla piwa. Ani przez jego bliźniaka, który musiał przyjść kiedy akurat nie patrzyła. Ani przez gadającą głowę kapusty wywołującą u niej po jakimś czasie niekontrolowane wybuchy chichotu, ani kmiotek o włosach jak słoma, które.. zdaje się, że próbowała podpalić w chęci zaprezentowania jakiejś sztuczki. Szczerej chęci, warto nadmienić.
Oh, a tak wspominając ogień.. to pamiętała też, jakoś tak przez mgłę, że ponownie gorliwie uniesiona warunkami życia swych uciśnionych pobratymców oraz innych odmieńców, aż zostawiła na blacie stołu wypalony kształt swojej dłoni. Niczym artysta zostawiający podpis na swoim dziele. Może za jakiś czas karczmarz będzie mógł sprzedać toporny mebel za niemałą fortunę, gdy elfka już stanie się odpowiednio sławna w okolicy.

Wniosek z tych wewnętrznych rozmyślań był więc taki, że kuglarka była daleka od bycia pijaną. O czym to uporczywie i po kilka razy była gotowa powiedzieć każdemu kto by ją zaczepiał, tak jak tłumaczyła to cierpliwie w gospodzie. Bo tamto krzesło na którym siedziała to samo się omsknęło, gdy Eshte zabujała się na nim triumfalnie. Właściciel pewno skąpi na jakości wystroju swojej karczmy, to i takie wypadki się zdarzają.

Tak jak teraz! Prawie wpadła na drewniane sztachety płotu otaczającego jeden z domów. A była pewna, że szła wzdłuż niego, nijak nie pamiętała planowania skrócenia sobie drogi poprzez czyjeś obejście. Musiał być powiew wiatru. Zaplątał nogi, namieszał w krokach i popchnął leciutkie jak piórko ciało elfki wprost ku zgubie.. ! Próbując złapać równowagę po tym gwałtownym huraganie, nie szczędziła sobie zwyzywania złośliwej Natury z góry na dół. A niech jej w pięty pójdzie, o!

Acz skoro już tutaj.. przystanęła, zdecydowanie w pełni ze swojej woli, to postanowiła sobie zrobić krótką przerwę w wędrówce. Wioska nagle zaczęła się wydawać tak duża, noc taka ciemna, a wiatr taki zdradziecki i niespodziewany. Niby teraz nie czuła go ani na swej twarzy, ani poruszającego kosmykami fiołkowych włosów, ale dobrze wiedziała, że jak tylko ruszy dalej to ten dołoży wszelkich starań by ją zdmuchnąć z obranej ścieżki.

Zaczęła lekko poklepywać się po udach i żebrach, sprawdzając czy wszystko było na swoim miejscu po spotkaniu z płotem. Sakiewka nadal pełniutka, ubranie wydawało się być w zwyczajowym artystycznym miszmaszu, nie mniej ni bardziej pokiereszowane przez wiatr. Czuła się wprawdzie nieco otumaniona, pewno wina tutejszego powietrza, może nieco zbyt swojskiego jak na jej gusta, ale chyba nic jej nie bolało. Kości były całe i.. i..
Nagle jaka groza ogarnęła twarz Eshte. Bardziej gorączkowo niż wcześniej zaczęła przeszukiwać swoje kieszenie i zakamarki pokrętnego projektu odzienia. Nie, nie, nie, nie! Jeśli coś się stało jej skarbowi, to ona cały ten wiatr, całą tą wioskę...! Ona... !

Z okrzykiem zadowolenia uniosła nagle rękę w górę, przecinając powietrze trzymanym przedmiotem.
Długa, prosta fajeczka wyrzeźbiona z drewna i wypolerowana do połysku. A przynajmniej kiedyś była. Teraz dokładnie widać było wytarte ślady po wielokrotnym trzymaniu palcami, lekkie osmalenia przy główce i wgniecenia, jak ślady po zębach przy ustniku.







A co najważniejsze – nie była złamana, a tego wszak najbardziej się obawiała tej straszliwej nocy. Jakże by sobie poradziła bez swojej pocieszycielki?
Lubiła sobie od czasu do czasu zapalić jakieś aromatyczne ziela, słabiej lub mocniej drażniące nos zapachem, oczy dymem i duszę odurzającym działaniem. Pomagało to jej przetrwać monotonię samotnych podróży, poprawiało humor po nieudanych występach lub dawało możliwość należytego celebrowania tych najbardziej spektakularnych. Czasem, siedzenie wśród siwych obłoków pomagało jej stworzyć nowe występy, a nie raz ulotne chmury, kółka i bardziej wydziwaczone kształty wspomagane jej iluzjami, stawały się ich częścią. Nie było to więc jakieś byle uzależnienie. Ono było nie tylko przyjemnie, ale także wielce pożyteczne! Ileż cudownych pomysłów mogłoby przejść niezauważonymi, gdyby nie zintensyfikowała swej wyobraźni przyjemnym upojeniem!

Wsunęła końcówkę w usta, przytrzymała nonszalancko zębami, ale.. coś przerwało jej rytuał. A raczej ktoś.
Jeden z mieszkańców wioski, młody i nieopierzony taki, niechybnie syn gospodarza domostwa, którego płot rzucił się na elfkę, z jęknięciem drzwi wyszedł na próg. Pewno zaciekawiły go te bliżej nieokreślone odgłosy dobiegające z podwórza, ale wyraz szczerego niezrozumienia malujący się na jego twarzy świadczył o tym, że raczej nie spodziewał się zastać tutaj kuglarki.

A żadne z tych spojrzeń nie było najbystrzejsze, choć ze zgoła odmiennych powodów.
Cóż, mogłaby się przed nim popisać, co by podtrzymać swoją opinię zła wcielonego w tutejszych prostych umysłach. To byłoby nawet zabawne. Mogłaby z miejsca zrobić fikołek, podskoczyć, zakręcić się w saltach ( ale tylko kilku, tak skromnie ) i całość zakończyć przerażającym szpagatem na czubku chałupy. Oczywiście, że mogłaby. Jedynie.. zwyczajnie nie miała na to ochoty. Nie czuła się w pełni swoich sił – musiało być tamto piwo w karczmie, pewno właściciel rozcieńcza je wodą z chlewnego koryta. Ale w innej sytuacji by to zrobiła, dokładnie tak jak sobie zaplanowała. Może z dodatkowymi fajerwerkami strzelającymi z jej kapelusza.
Czy ktoś w to wątpił? Czy ktoś miał czelność? Może ten wieśniak miał ca tyle ciemny umysł, aby wątpić?
Elfka przymrużyła ślepia, by przyjrzeć mu się w poszukiwaniu oznak powątpiewania w jej akrobatyczne umiejętności.

Łypała.
Zerkała
Zezowała, gdy jej jakoś uciekał z pola widzenia.
Ba! Nawet spode łba spoglądała!

Ale nie sposób było poznać, jaką minę przyjął on na swoją twarz nieznającą nawet cienia mądrości. Był jakiś taki.. zbyt niewyraźny. Powinien zwrócić się z tą przypadłością do jakiego okolicznego znachora, czy jakiej tam tutejszej czarownicy w chatce, której wywarom i gusłom wierzą chłopi.

Pewna, że cały czas ją nieufnie obserwuje, rozłożyła ręce wzruszając jednocześnie ramionami. Tak w jak najbardziej ludzkim geście.
Tyle, że nagle koniuszki jej palców zapłonęły jak świeczki na dwóch pięcioramiennych świecznikach.








Rozświetliły noc wokół Eshte, co wcale nie było kojącym widokiem. Nierówno padające światło zniekształcało jej drobną sylwetkę, upodabniając ją do jakiej przebrzydłej kreatury wprost z koszmarów.
Na domiar złego – tak, tak, elfce nie dość było wprowadzania zamieszania w niewinnych sercach wieśniaczków – uniosła jeden kącik warg, zębami zalśniła w świetle płomyczków i, nieomal przyprawiając patrzącego o omdlenie ze strachu, uśmiechnęła się krzywo! Widać tego było już zbyt wiele, o czym zaświadczyło gwałtowne trzaśnięcie drzwi za znikającym za nimi chłopaczkiem. Biedny. Prawdopodobnie będzie teraz przeszukiwał całą kuchnię za pętem czosnku do powieszenia nad łóżkiem.

Chichocząc rubasznie pod nosem, Eshte zanurzyła opuszkę jednego z ognistych palców w końcówce fajki. Zaskwierczało satysfakcjonująco. Następnie strzepnięciem dłoni pozbyła się płomyków, by móc w końcu spokojnie, z zadowoleniem zaciągnąć się ostrym aromatem. Aż łezka jej się w oku zakręciła od niego.

Ruszyła w dalszą drogę, ale niewiele czasu minęło, nim mogła z niejakim zaskoczeniem stwierdzić, że wioska jakoś tak się... rozrosła przez ten czas, który ona spędziła w karczmie. Tyle już przecież wędrowała, a dobrze pamiętała, że swój wóz postawiła na obrzeżach. Nie były one wtedy tak daleko od wioskowych chałup jak teraz. A może po prostu będąc niesioną na przygotowany dla niej stos, zwyczajnie.. nie miała okazji docenić tutejszego budownictwa ani wielkości wioski?

Nie była to najlepsza noc dla elfki. Pamiętała wiele lepszych. Niestety, pamiętała też wiele gorszych. Nie wspominając już o tych wszystkich, których zwyczajnie nie pamiętała.
Nie udał jej się występ, a wprawdzie dostała morze darmowego piwa i ograła w karty swoich kompanów, to droga do domu na kołach była wielce wyboista i kręta. Ciągle gdzieś znikała w gąszczach traw, ciągle starała się wywrócić Eshte jakimiś nagłymi dziurami. To było nie do pomyślenia.
Coraz poważniej zaczynała rozważać decyzję o powrocie do gospody. Mogłaby spróbować się powołać na znajomość z kowalem, aby wyłudzić u właściciela jakiś pokój z łóżkiem. Bądź czymś je przypominającym, choćby i w niewielkim stopniu. Mogłaby też zabłądzić do jakiejś stajni, przedrzemać na względnie czystym sianie. Nie było to idealne rozwiązanie, ale czuła się tak zmęczona, że zasnęłaby gdziekolwiek. Nie była bardzo wybredna, choć lubiła swoje domowe pielesze.

Już zamierzała zawrócić i wprowadzić swój plan w życie, gdy jakieś prychnięcie powstrzymało ją przed tym. Zadarła wysoko głowę, bo i tylko w ten sposób mogła spojrzeć prosto w błyszczące ślepia zimnokrwistej bestii, którą nieomylnie wcześniej wzięła za zapomnianą krowę. Jednak to były znajome ślepia, o wiele inteligentniejsze niż jakiejś byle krasuli. Posiadające je zwierze miało też na tyle więcej charakteru od byle hodowlanego, by móc zalśnić w dużych oczach wyraźnymi iskierkami ironii i zniesmaczeniu, po uważnym zlustrowaniu chwiejącej się postaci elfki.
Mały Brid' – strażnik jej niewielkiego majątku, towarzysz podróży ( niestety, gołębie nie bywały zbyt gadatliwe poza własnym gronem ), a koniec końców także i koń pomagający jej przemierzać kolejne drogi. Tak szeroki, że jedynie najbardziej gibkie, elastyczne i długonogie elfy lub ludzie mogliby spróbować go dosiąść. A też tak wysoki, że jeździec potrzebowałby dodatkowo z dwóch, albo trzech innych osób do podsadzenia go, lub wręcz wrzucenia na koński grzbiet. Na tyle potężny, aby samemu bez zmęczenia móc ciągnąć elfki domek na kołach. Daleko mu było do wychudzonych szkap, czy eleganckich koników jaśnie panów. Był olbrzymem wśród swej rasy.

Poklepała go dłonią po umięśnionej szyi, bardziej dla własnej przyjemności niż zwierzęcia, które pewno nawet tego nie poczuło. Już miała cofnąć rękę, ale sierść po jej dotykiem była tak mięciutka. Nie mogąc się powstrzymać, nie będąc obecnie w stanie sprzeciwić się swoim kaprysom, przesunęła po niej leniwie palcami. Niewiele jej było trzeba, by zaraz objąć jego szyję. Uwiesiła się na niej z całą lekkością swego ciałka, po czym głowę doń przytuliła.
Taki ciepły, taki przyjemny.. mogłaby tutaj po prostu zasnąć.
I po prawdzie to niewiele do tego brakowało. Elfka nie potrzebowała luksusów do spania, puchowych pierzyn i miękkich materaców, w które można się zapaść jak w kołysce. A będąc zmęczoną po ciężkiej rozmowie z krasnoludem, a później jeszcze cięższej grze w karty, nie miała wielkich wymagań co do miejsca na swój dzisiejszy spoczynek. Wystarczyłoby, że tylko zamknęłaby oczy na moment i...

Coś wkradło się brutalnie w jej prawie śnienie. Poczuła pociągnięcie włosów z tyłu głowy oraz obsunięcie się jej kapelusza. Towarzyszyło temu głośne zgrzytanie, najprawdopodobniej silnych zębów. To wystarczyło, aby elfka zadziwiająco trzeźwo odskoczyła od zwierzęcia, co wcale nie polepszyło jej sytuacji. Syknęła bowiem z bólu ciągniętych włosów, ale zaraz o tym zapomniała, gdy dostrzegła swój cenny kapelusz trzymany w pysku koniowatego. Pośpiesznie obmacała dłońmi czubek swojej głowy, upewniając się, że rzeczywiście nie ma tak przerażających zwidów.

-Nie, nie! - krzyknęła chwytając za rondo po przeciwnej stronie niż zatrzaskiwały się zęby zwierzęcia w stalowym uścisku. Bez większego wysiłku przewyższał ją siłą, że aż musiała zaprzeć się butami o ziemię.
-Nie wolno! - krzyknęła ponownie, zaciskając zęby na fajeczce w ustach, a palce na swoim skarbie. Był przecież jej niezbędny do występów! Bez niego mogłaby nie robić już takiego wrażenia! Może powinna sprzedać Brida za małą fortunę, i zamiast tego kupić sobie grupkę kucyków. Upartych, ale przynajmniej nie tak przerażająco silnych.
Jak na zawołanie, jak czytając jej myśli, bestia położyła po sobie uszy i.. puściła nagle. Po prostu. Było to tak gwałtowne i niespodziewane, że Eshte o mało co, a runęłaby tyłkiem na twardą ziemię. Cudem jednak, pomimo tego dziwnego zamącenia w głowie dzisiejszej nocy, zdołała utrzymać się na nogach. Chwiejnie bo chwiejnie, ale obeszło się bez siniaków. Kolejnych.

-Zły Brid' ! -klepnęła dowcipnisia karcąco dłonią po chrapach. Najprawdopodobniej tego nawet nie poczuł , bądź jedynie jako byle muśnięcie miast uderzenie.
Od niechcenia otrzepała kapelusz z resztek wilgotnej trawy spożywanej wcześniej przez konia -zapewne jutro chłopi będą się dziwić i poszukiwać jakichś nadprzyrodzonych przyczyn nagłego zniknięcia zieleni w tej okolicy. Ukontentowana potem jego stanem, niewiele odbiegającym od pierwotnego, zadowolona założyła go z powrotem, przykrywając swe roztrzepane,fiołkowe włosy.

Wykonała już krok w stronę stojącego nieopodal wozu, gdy znowu zatrzymało ją pociągnięcie. Kubraczka tym razem. I tym razem, przywołało to wesoły uśmieszek na wargach elfki. Ah, spryciarz! Musiał to wyczuć wcześniej, stąd też i te jego zaczepki, gdy ona sama o tym zapomniała. Potem tylko przeszkadzałoby jej w spaniu.
Obserwowana czujnymi ślepiami, sięgnęła dłonią za pazuchę. Nieśpiesznie, wręcz z ociąganiem, budując napięcie. Zacisnęła dłoń na upragnionym przez konia upominku i wyciągnęła teatralnie to, co okazało się być po prostu dorodnym jabłkiem zerwanym po drodze z czyjegoś drzewka. Podrzuciła je kilka razy w dłoni, drocząc się ze zwierzęciem, po czym wyciągnęła je ku niemu. Zniknęło w wielkiej paszczy z towarzyszącym temu donośnym chrupnięciem.

-Dobrej nocy, Brid' – wymruczała czule i skierowała się w stronę schodków prowadzących do wnętrza jej domu na kołach. Musiała się przespać, by mieć siły na dalszą podróż do wielkiego miasta.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem