Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2014, 22:38   #4
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Otruli ją ! Przeklęte kapustożerne wsioki nie mogąc dorwać ją bezpośrednio, otruły ją wczoraj w nocy!
Bo jak inaczej wyjaśnić głowę rozsadzaną bólem, światło wypalające wzrok, brzuch… czuła mdłości?
Co perfidna banda! To na pewno karczmarz.
Czuła się słaba i bezbronna. I jeszcze te mdłości. Żołądek podchodził do gardła i miała wrażenie że go wypluje… a jednak nic przechodziło jej przez zaciśnięty przełyk.
Otruli ją… pewnie czekają aż wyzionie ducha w męczarniach. I zabiorą jej majątek, upieką gołębie na rożnie, a jej przyjaciela Brid'a zapną do pługa.
O nie!

Nie zamierzała się poddać, ucieknie… to zrobi.
Nie podda się bez walki. Nie da im tej satysfakcji. Eshte zsunęła się z posłania i chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi swego powozu.
Otworzyła je, blask słońca leniwie wznoszącego się nad horyzontem oślepił ją.



Hałas na tworze ranił jej nazbyt czuły słuch, ale do nozdrzy dolatywał apetyczny zapach duszonego na wolnym ogniu boczku wraz grochem i papryką. Skwierczenie też było obiecujące. Czując ten zapach Eshtelëa poczuła się bardzo… głodna. I to mimo, że nadal targały jej ciałem mdłości.
Wzrok powoli przyzwyczajał się do światła dnia i… Eshte w końcu zaczęła dostrzegać szczegóły. Spokojnie pasący Mały Brid' przy rowie jakoś nie wywiązywał się z obrony domostwa elfki, więc z jej ust wyrwało się niewyraźne słowo… zdrajca.
W pobliżu schodków do wozu bowiem, było ognisko. Nad ogniskiem mosiężny kociołek. W nim trochę wędzonego boczku i jarzyn. I łycha je mieszająca.



Łycha ta trzymana była przez dłoń młodego krasnoluda o bujnej brodzie spętanej mosiężnymi obręczami… tak lubianymi ozdobami przez tą rasę. Ciemna włosy, spojrzenie brązowych oczu i blizny… na obliczu, czyniły młodzika poważnym i dostojnym mimo młodego wieku. Blizny nadawały mu też zadziorności.
Tuż obok niego, leżał jego ekwipunek. Nieco zapasów związanych w tobołek lnianą chustą, stara skórzana zbroja wzmocniona metalowymi pasami, żelazny hełm, licha drewniana tarcza. I topór o długim zdobionym trzonku i uchwycie oplecionym rzemieniami. Jakieś ubrania zapewne spakowane w kolejnym tobołku.

Na dźwięk skrzypiących schodków pod stopami wychodzącej z wozu elfki, młody krasnolud się uśmiechnął.-No… myślałem, że wstaniesz później. Pogratulować organizmu, tatko wygrał zakład. Jestem Kranneg syn Gruangala. Ojciec pewnie mówił o mnie?
Wczorajszy wieczór… zwłaszcza jego końcówkę zasnuwała mgła niepamięci. Elfka uznała jednak za niegrzeczne zaprzeczyć. Spojrzenie jej przesunęło się z krasnoluda na Małego Brid’a, potem znów na krasnoluda. Ten zrozumiawszy jej nieme pytanie, wzruszył ramionami dodając.- Jestem wszak synem kowala, umiem dogadywać się z końmi.
Po czym sięgnął po jakąś flaszkę z wściekle zielonym płynem.- Przecier z ogórków, zielonej papryki i… nie mam pojęcia czego jeszcze. Pij szybko… pomoże w twoim stanie.
Gdy Esthe sięgnęła po butelkę i nieufnie wąchała ową piorunującą mieszankę o ostrym zapachu, krasnolud kontynuował.- Nie wiem co ty zwykle jadasz na śniadanie podczas podróży, ale ja lubię obficie.
Poklepał dłonią po tobołku.- Nie martw się… spakowałem wystarczające zapasy dla nas obojga. No chyba, że ty będziesz dla kucharzyć, wtedy...cóż… otwarty jestem na nowe smaki.
Wraz z tymi słowami, w głowie półelfki budziły się wspomnienia rozmowy, pijatyki, wspomnienia obietnicy.
Czyżby… czyżby… w końcu zgodziła się zabrać gruangalowego potomka ze sobą?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-07-2017 o 20:40. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem