Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2014, 21:02   #2
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Anzelm, jako szlachcic, podróżował na własnym wałachu, którego nazwał Brutus. Koń może nie był najlepszej maści, ale za to idealnie pasował do swojego pana. Również miewał humory, zdawał się mieć swój własny świat a jego ulubionym przysmakiem były..pieczone jabłka. Na pierwszy rzut oka Anzelm wydawał się być poważnym, nie posiadającym humoru bogatym synem jakiegoś szlachcica, lecz przy bliższym dopiero poznaniu można było z łatwością zauważyć, że to tylko fasada. Chętny do rozmów nawet na najbardziej przyziemne tematy, nie wywyższał się ani nie dawał nikomu odczuć, że teraz jest wyższego stanu od innych.

Anzelm podróżował wraz z Khazadem, który co jakiś czas zwracał się do szlachcica “Wujaszku”, ale zdarzało się to sporadycznie. Ta dwójka rozmawiała ze sobą dość swobodnie i w zachowaniu Anzelma nie było widać, że traktuje Helva jako swojego “służącego” czy “podwładnego”. Raczej ich stosunki były bardziej oparte na wzajemnym zrozumieniu jak i szacunku, co dla nie których mogło wydawać się to dziwne.

Sam szlachcic był mężczyzną dość wysokim, bowiem mierzył lekko ponad sześć stóp a w jego niebieskich oczach, można było dostrzec niekończącą się radość, którą musiał ów człowiek czerpać z życia. Bródka, krótko ostrzyżona i zadbana, tak samo jak i wąsy i włosy, które były zaczesane do tyłu. Przy pasie miał schowany do pochwy sztylet, z którym rzadko się rozstawał. Miecz z reguły natomiast miał przytroczony do siodła, przy koniu. Wujcio nie był potężnej postury, co było gołym okiem widać i wskazywały, że szlachcic mógł poznać co to głód. Strój szlachecki był prosty, i idealnie na niego skrojony, choć było widać że pod nim leży dopasowana na niego zbroja skórzana. Cóż niebezpieczne czasy nastały więc i trzeba było mieć baczenie na swoje bezpieczeństwo. W końcu nie raz nie dwa na trakcie Wujcio powtarzał “lepiej chuchać na zimne dwa razy niż obudzić się zanurzony w gotującym kotle”.

Tak samo, jeśli wśród grupy był baczny obserwator, mógł zauważyć jak Anzelm spogląda na biedne dzieci. W tym spojrzeniu było coś rozczulającego i sentymentalnego, bowiem nie zdarzało się często by jakiegoś pensa nie rzucił biedaczkom. A w oku nie raz pojawiała się delikatna mgiełka i łza, choć nigdy głośno Anzelm nie skomentował niczego. W tych kwestiach, jak i o swojej przeszłości, milczał jak zaklęty.

A i herb szlachecki, który widniał na siodle, był dość dziwny i niespotykany. Widocznie albo Anzelm pochodził z bardzo małego i oddalonego gdzieś szlacheckiego rodu, albo… Tak czy inaczej, oddawał on jego osobowość, charakter i tego kim był. A był czasem dziwny, bowiem zdarzało mu się mówić do siebie, śpiewać radośnie czy też odpływać w czasie rozmowy, jakby nagle za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Anzelm znajdował się gdzieś indziej.



Na koniec został oczywiście wózeczek. Wózeczek, który przytroczony na linie do konia, pomykał za wędrowcami. Kółeczka, co by nawet ślepy rozpoznał, przejechały już wiele mil i widziały nie jedno. Sam wózeczek był obłożony kartonami i szmatami, które chroniły jego zawartość. A co tam było, tego nikt poza szlachcicem nie wiedział. Czasem, przy postojach czy noclegu pod gołym niebem widać było jak Anzelm siadał koło wózeczka i coś szepcze do niego. Te “rozmowy” często trwały godzinami, gdy tylko było to możliwe, ale jeśli już ktoś zaczynał podchodzić to Anzelm, zaczął tylko podgwizdywać.
Dla zwykłego obserwatora wyglądało to tak jakby trzymał tam wielkie skarby, lub coś innego, równie cennego. Wujaszek dbał o swój wózeczek, bowiem nie raz i nie dwa czyścił go, czy sprawdzał kółeczka. Coś w nim było. Jakaś wielka tajemnica, którą Anzelm chronił przed oczami ciekawskich.

***
Anzelm po raz pierwszy w życiu płynął barką. Bujało na lewo i prawo, a fale uderzały z mocą o brzegi burty statku. Szlachcic trzymał się kurczowo uzdy konia i spoglądał ze strachem na Brutusa, choć nie odzywał się ani słowem. Noc na bujającej barce, pod gołym niebem nie była czymś o czym mógł marzyć ów wędrowiec toteż modlił się on w duchu do wszystkich “dobrych” bóstw o to by jeszcze tej nocy przybili do brzegu, gdzieś w pobliże zacnej karczmy. Tak, karczma i ciepła strawa była czymś o czym można było pomarzyć choć nic tego nie zapowiadało. Bogowie chyba sprzyjali jednak Wujaszkowi bowiem po wielu trudach sternik dobił do brzegu a migoczące światła ukazały “Człowieka w Kapturze”. Gdy tylko Anzelm postawił kroki na ziemi, sprawdził czy aby na pewno nie śni więc kilkukrotnie podskakując na jednej noce “tańcząc” przez chwilę dookoła własnej osi. Uśmiech szeroki pojawił się na bladej twarzy i szlachcic zaczerpnął głęboko świeżego powietrza. Wizja ciepłego bigosu z wielką, świeżą pajdą chleba a do tego zimny kufel piwa, sprawiła że Wujaszkowi zrobiło się od razu cieplej na sercu. Podszedł więc radosnym krokiem do konia sprawdzając czy i jemu nic nie jest a potem ruszył do swojego Anzelmowego wózeczka, co by się upewnić że wszystko gra i jest porządnie przytroczony do siodła.

Pusta budka nie wzbudziła w podróżniku żadnych emocji, no bo jakby nie patrzeć noc już była, zimno i w ogóle, więc pewnikiem i wartownik poszedł po jakiś dzban wina i jakieś jadło co by o suchej gębie nie siedzieć. Spojrzał więc na swoich kamratów i rzekł radośnie:
- Trza nam ruszać, co by miejsce jakieś do spania jeszcze u karczmarza dostać a i brzuchy napełnić by warto, bo od tego bujania to mi kiszki marsza grają - mówiąc to spojrzał na swojego “ochroniarza” oczekując potwierdzenia swych słów.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline