Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2014, 02:09   #26
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Gdzieś poza czasem...

- Wody. Wody!
- Oh... -
na twarzy Dicka wymalował się bezgraniczny wyraz zdziwienia.
Nie był w stanie określić gdzie dokładnie, ale z pewnością kilka metrów za jego plecami, tam skąd dobiegał nikły głos, zagrzechotało coś metalowego. Odwrócił się błyskawicznie wyciągając przed siebie broń. Był gotów w każdym momencie pociągnąć za spust ale...
- Aaaa... no tak. Nie spodziewałem się, że umarli mogą mówić.
- Wal się, jeszcze żyję -
wychrypiał mężczyzna zamknięty w klatce wiszącej około metra nad ziemią.
Wredny uśmiech wpełzł Dickowi na twarz.
- Już niedługo kolego.
Skazaniec z którym miał nieprzyjemność rozmawiać ubrany był w resztki zakrwawionych łachmanów. Na pierwszy rzut oka nie miał broni ani nawet większych możliwości ruchu toteż Dick trochę się rozuźnił. Pokręcił głową wkoło sprawdzając czy na pewno są tu sami, tak na wszelki wypadek, lecz prócz trzema innymi klatkami wypełnionymi koścmi nie dostrzegł niczego podejrzanego.
- No to jak będzie dziadku? - zagaił obszarpaniec.
- Nie jestem dziadkiem. W przeciwieństwie do ciebie - fuknął. Nieznajomy rzeczywiście wyglądał staro. Miał pewnie co najmniej pięćdziesiątkę. I to po przejściach.
- Jak tam sobie chcesz... To jak, dasz tej wody? - w głosie skazańca było słychać wyczerpanie i ból lecz, co dziwne, wplecione były tam też nuty zawziętości lub butności.
- Nie słyszałem, żebyś poprosił.
- A jak poproszę, coś to zmieni?
- Nie -
odparł Dick i stwierdziwszy, że nic mu nie grozi usiadł z powrotem na wielkim, ciepłym jeszcze od słońca kamieniu.
Wyprostował nogi i rozłożył mapę ignorując niechciane towarzystwo. Miał jeszcze trochę drogi przed sobą. Powiódł palcem po papierze, przyjrzał się horyzontowi i wiszącemu nad nim słońcu. Pomarańczowy blask bijący z zachodu oblepiał niemal cały stok jałowego wzgórza, na którym się znajdowali. Czerwona niczym krew droga znikała gdzieś między skałami poniżej.
- To dobry kierunek, jeśli zmierzasz do Humble Town - usłyszał Dick lecz nic nie odpowiedział zapatrzony w wizjer lornetki. - Mówiłem, że to dobry kierunek do tej zapadłej dziury jaką jest Humble Town! Słyszałeś?!
Cisza.

Ogorzała twarz Dicka nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili złożył delikatnie mapę i schował ją do oblepionego kurzem plecaka po czym wyjął stamtąd szmatkę i niespiesznie, z najwyższą ostrożnością, przetarł zabrudzone szkiełka używanego przed chwilą urządzenia.
- Dobrze! Udawaj, że mnie tu nie ma! - wrzasnął więzień wstrząsając całą klatką - Pierdolę to! Słyszysz, dziadku!? Mam na to do cna wyjebane!
Dick miał nadzieję, że na tym się skończy lecz po chwili... usłyszał łkanie. Skazaniec zapewne zasłużył na swój parszywy los i jeszcze gorszą śmierć ale...
- Masz - rzekł podchodząc z pękniętym plastikowym kubkiem, na dnie którego znajdował się łyk wody - i niech mi Bóg wybaczy.
Wrak człowieka jakim był mężczyzna za kratkami nagle się przebudził i jął wyciągać w kierunku Dicka drżące ręce. W momencie gdy brudne dłonie o połamanych paznokciach już miały dotknąć naczynia, gwałtownie złapały miłosiernego samarytanina za przegub chcąc go przyciągnąć do żelaznych krat. Miłe uczucie rodzące się w sercu wędrowca prysło jak bańka mydlana. Dick jednak nie byłby tym kim był gdyby i na to nie był przygotowany. Szybki niemal niewidoczny wymach drugiej ręki uzbrojonej w stalową pałkę, zakończony mocnym ciosem, niemal natychmiast go oswobodził.


Obrzeża Nashville...

- Fuck! - Szajbus zbudził się niczym rażony prądem.
Chwycił niezgrabnie strzelbę leżącą do tej pory tuż przy nim i zerwał się na równe nogi. Przyspieszone bicie serca, gorąc zalewający twarz i sperlony pot na czole spotęgowały strach. Rozejrzał się nerwowo próbując przeniknąć wzrokiem mrok pomieszczenia jednak prócz zakurzonej, śmierdzącej stęchlizną wersalki, na której spał i jakiegoś połamanego mebla, w pomieszczeniu nie było nic godnego uwagi. Uspokoił się nieco lecz nie opuścił broni.

Podszedł ostrożnie kilka kroków delikatnie stąpając po skrzypiącej cicho podłodze. Wyjrzał przez szczelinę w płytach zabezpieczających okno. Środek nocy. Burza trwała w najlepsze i chyba nabierała cały czas na sile bo nie dało się już dostrzec widocznego wcześniej jak na dłoni obozu mutantów. Cholera, która to godzina? Nie wiedział ale musiało być już trochę po północy.

Ten sen... Po co? Z jakiego powodu? Szajbus nie był człowiekiem zabobonnym jednak ktoś kiedyś naopowiadał mu dużo o znaczeniu snów, podświadomości i tym jak działa mózg. Łowca mutantów wiele z tego co prawda nie zapamiętał ale zauważył, że rzeczywiście, przynajmiej w jego przypadku, zachodzi pewna prawidłowość. Szczególnie w przypadku tego snu. Bez wątpienia groziło mu jakieś niebezpieczeństwo. Coś... Coś albo ktoś...
- Idiota - podsumował sam siebie rozluźniając się i wracając na wersalkę.
Byli zbiegłymi niewolnikami ściganymi przez niedawnych właścicieli oraz hordę wściekłych mutantów, nic dziwnego że gdzieś na granicy świadomości czuł zagrożenie. Zwykł to uczucie odpychać i tłamsić w sobie, jednak nie potrafił całkowicie się go pozbyć, stąd jego obecność w snach.

Łowca przystanął nad rozsypanymi zdjęciami porno, przedstawiającymi kilka niezłych sztuk. Zebrał je i zaczął przeglądać czując się coraz bardziej pobudzony. Stwierdził, że chyba nikt nie poczyta mu za złe jeśli zwali sobie do nich konia gdzieś w kącie. Gdy było po wszystkim czuł się o wiele lepiej. Schował foty delikatnie do jednej z kieszeni plecaka.

Już wcześniej przejrzał wszystkie łupy jednak nie miał ochoty na ich dokładną rewizję. Spacerował, ogolił się, umył w strugach deszczu. Czuł, że żyje. Już dawno nie cieszył się z tego prostego faktu aż tak bardzo. Nie przeszkadzały mu nawet trupy na parterze. Porównując do facjaty Ezechiela to nawet miały w sobie więcej życia, niż ten podejrzany, zasuszony gościu. Właśnie, skoro o suchości mowa. Nemrod tabletek żadnych niemiał, ale duże ilości wody opadowej, które wypił przy prysznicu skutecznie pomogły mu w walce z "sucharem". Krótko mówiąc czuł się jak młody bóg.

Wypił kilka łyków opadówki, zapalił skręta i położył się na powrót na wersalce. Przypomniał sobie Zszywacza, i małą którą tamten zastrzelił. Rozsądnie. Los dziewczynki przypomniał mu o innej, której imię, o dziwo, nadal pamiętał... Ellie. Myślał też o swoich nowych towarzyszach. O tym jakie to dziwne, że w sytuacjach kryzysowych, niemal skrajnych ludzie potrafią niemal bezgranicznie sobie zaufać. Oczywiście w kwestii przetrwania było to ważne. Może nawet najważniejsze. Szajbus jednak nie potrafił do końca zaufać. Nie po tym co przeżył, czego doświadczył, czego był świadkiem. Ten sen...

Może to przez tą masową mogiłę? Może przez to, że niemal deptali po olbrzymim grobie? Kto wie ile niemowlaków zostało zagrzebanych w pyle parteru? Kto wie ile śmierci i cierpienia widziały te ściany? Kto wie jaka klątwa ciąży nad tym miejscem? Klątwa? Tfu!

Już uśpił sumienie i miał zamykać oczy gdy dostrzegł leżący na podłodze dziecięcy rysunek. Podniół go ostrożnie i przyjrzał się bazgrołom. Vinnie, jego dziecko oraz żonka. Czyli nie żartował z tym bachorem... Niemal natychmiast oczy Szajbusa posmutniały lecz bynajmniej nie z powodu śmierci łowcy niewolników. To przez los dzieciaka, który wydawał się mu bardzo podobny do jego własnego. Też kiedyś miał starych, ale stracił ich bezpowrotnie. Bachor co prawda mógł jeszcze liczyć na matkę, o ile w ogóle obie jeszcze żyły, ale tak czy siak, sytuacja była podobna.

Cholera! Nie powinien tego wspominać! Nie powinien zaprzątać teraz myśli takimi sprawami! Po co rozkminiać to co było? Nie w takiej chwili, nie gdy uciekał i walczył o życie!

Już miał zmiąć i wyrzucić bazgroły lecz nagle przed oczami wyobraźni stanął mu Clyde z tymi wszystkimi swoimi zasranymi ideałami, zasadami i wyświechtanymi mądrymi słówkami. I zamiast zmiąć, podrzeć i pozbyć się bezużytecznego świstka papieru... Złożył go ostrożnie i schował do kieszeni plecaka między zdjęcia porno.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 12-02-2014 o 10:59.
aveArivald jest offline