Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2014, 17:23   #4
Aves
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Zespół Galiard Składał się z czwórki krewniaków Mari narzeczonej Marka, Veroniki- przygarniętej na szlaku, Gustava- Bliskiego przyjaciela Lidera, Oraz Andrzeja- Perkusisty zespołu znanego z swojego specyficznego poczucia humoru. Oraz samego lidera zespołu Marka Chmielewskiego, który był wilkołakiem z plemienia Fianna oraz patronatu rosnącego księżyca.
Warto jeszcze wspomnieć o 6 cio miesięcznej Anastazji owocu związku Marii i Marka ich nadziei na lepsze i szczęśliwsze życie.

Głównym źródłem dochodu zespołu były koncerty. Choć w Polsce o Zespole Galiard nie było głośno zdobył on rozgłos w Niemczech.
Większość członków odsypiała imprezę. Marek wyznawał jedną zasadę przynajmniej dwójka musi być trzeźwa i w gotowości. Padło na niego i Gustava.

Marek Chmielewski Lider „ Galiarda” Był szczupłym brunetem o zielonych oczach, ubranym w skórzaną kurtkę z naszywkami oraz przetarte jeansy. Włosy Marka były średniej długości i w nieładzie 3 dniowy zarost dopełniał wizerunku rockmana.
Marek siedział na miejscu pasażera i nie mógł zmrużyć oka. Jechał przez całą noc dopiero nad ranem zmienił go perkusista zespołu Gustav. Jechali w ciszy nikt nie miał chęci na brawurową jazdę i bez tego polskie drogi niebyły przyjazne zawieszeniu.
Gustav zaparkował tak jak mógł najlepiej to „maleństwo” Popatrzył na Marka Chmielewskiego. Głównego lidera zespołu i osobę, która nadała ich życiu sens i dzięki, której mogli nazywać się „rodziną”.
- Powiedz mi dlaczego akurat tutaj musieliśmy przyjechać. Wiem, że twoi starzy znajomi wysłali zaproszenie, ale to jeszcze nie powód, aby znów nas narażać.- Zatrzymał się i wyłączył silnik.
Marek rozejrzał się po okolicy i nie patrząc krewniakowi w oczy powiedział.
- Gustav tutaj jest nasz dom. Uciekliśmy z niego jak banda tchórzy. Teraz przegrupowaliśmy się i wracamy po nasze. Dobra idę kupić jakieś żarcie zostań tutaj i miej oko na Marię oraz naszego szkraba.

Cicho...- Marek otworzył okno i wsłuchał się w dźwięki miasta.
- Witają nas- Powiedział z uśmiechem.- Nareszcie jesteśmy w domu.- Po tych słowach wysiadł i udał się do sklepu, aby zakupić niezbędne produkty. Myślał jak wyjść z tej patowej sytuacji zwycięsko. W końcu będzie musiał wybrać po, której stoi stronie czy władców cienia czy Srebrnych kłów. Przystanął na chwilę i zapalił skręta.
 
Aves jest offline