Czwarty z ludzi nie wyglądał bynajmniej na zbrojnego. Nie tylko nie miał przy sobie żadnej broni, jeśli nie uznać za takową kij, czy mały nóż, ale był odziany w habit, jaki zwykle nosili zakonnicy. Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości co do jego zajęcia, to wygolona tonsura rozwiewała wszelkie wątpliwości. To był mnich. - Jestem brat Cuthbert moi drodzy. – powiedział niezbyt głośno i spokojnie – Wierny wyznawca Pani Rhyi i Pana Taala.
Uśmiechnął się ciepło i powoli zbliżył się do karej, płochliwej klaczy mówiąc łagodnie. - Witaj moja piękna. Spokojnie śliczna nikt Cię nie skrzywdzi. Nazwę Cię Gwiazdka. Podoba Ci się to imię?
Mówił próbując pogłaskać zwierzę po pysku. - Znam się na leczeniu ludzi Viktorze, to może i coś poradzę na Twego konia. Przyjrzyjmy się.
Stwierdził Cuthbert chwilowo przerywając oswajanie płochliwej klaczy i podchodząc do chorego zwierzęcia. - Nie wygląda to najlepiej. Wracając jednak do naszego zadania. Jak sądzicie? Może pojedziemy przez Wrzosowiska? Nic nie wiemy o okolicznych szlakach, a ten przynajmniej jest krótszy.
Zaproponował. |