Z cichym brzękiem przesuwała się w prawo. Puszka. Smagana podmuchami delikatnego letniego wiatru przesuwała się wzdłuż krawężnika. Następnie zastygała w bezruchu czekając na kolejne tchnienie wiatru.
Bożenka upodabniała się do tej puszki. Tak jak i ona wyczekiwała na kolejny podmuch wiatru, który dawał choć odrobinę oddechu. Dzisiejszy dzień był straszliwie upalny. Powiedzmy sobie wprost – nie do zniesienia.
Ale nie mogła tak czekać cały dzień. Czuła narastające ssanie w żołądku i brak pomysłu co z tym poradzić. Jak zawsze. Wpatrując się w puszkę zastanawiała się w którą stronę się udać. Gdzie będzie najlepiej. Dawno nie była u Mirca. Prowadził on niewielki kramik sprzedając kanapki na wynos. Bardzo pyszne kanapki.
Podniecona pomysłem, wstała kierując się w stronę bocznej uliczki. Kramik dzisiejszego sponsora mieścił się kilka przecznic od dworca. Oczywiście jeśli znało się drogę. Bo idąc głównymi ulicami to i w pół godziny nie starczyło by dojść...
Bożenka od dawna nie bała się wchodzić w boczne uliczki. Takie chodniki dla zaopatrzenia, bezdomnych psów i składowiska odpadków. Doskonałe skróty, którymi normalni ludzie raczej się nie poruszali. Minęła ze dwie osoby, które zlęknione poruszały się w podcieniach nie bardzo zwracając na siebie uwagę. Ot kolejni bezdomni, którzy niczego dobrego nie spodziewali się spotkać od innych.
Takich jak... mężczyzna w ciemnym garniturze? Bożenka przystanęła. Elegancki mężczyzna, blondyn o krótko przyciętych włosach? Wieku najwyżej 35 lat? Wyróżniający się dobrą budową ciała? Ale było w nim coś jeszcze. Bożenka nigdy tak się nie czuła. Jakby wewnętrzny duch podpowiadał jej że coś się zmieniło. Że coś jest inne. Ale co? Poczuła zakłopotanie. Zdenerwowanie i niepokój. O kogoś. Ale o kogo mogła się martwić?! Nie. To nie ona. Ten mężczyzna? On się bał?
Rozbolała ją głowa. Nagle, gwałtownie. Oparła się o ścianę. Zauważyła tylko jak mężczyzna znika za zaułkiem skręcając w bok. Ale to przestawało mieć znaczenie. Czuła że głowa pulsuje i boli przeraźliwie. Stopniowo przestawała zauważać otaczający świat. Jej dłonie były takie zdrętwiałe i obce, kiedy chwyciła się za głowę. Co jest? Poczuła coś ciepłego i lepkiego. Na karku i dłoni kiedy dotykała nosa. Odjęła rękę i spostrzegła że jest cała we krwi. Jej krwi.
Osunęła się na kolana. Powoli zaczynała zdawać sobie sprawę że coś złego się z nią dzieje. Coś kompletnie niezrozumiałego. I wtedy dotarł do niej zwierzęcy strach. W najczystszej swej postaci obawa o samą siebie. Ciężko oddychała. Nie miała siły. Upadła na kolana i osuwając się uderzyła głową o mur.
Zimny, twardy, obecny. I nagle wszystko wróciło do normy. Zapach ulicy, głosy miasta. Widok brudnej ściany o którą się opierała.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |