Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2014, 10:12   #31
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Bruno wstał i podszedł do alkowy. Chwilę oglądał wiszące tam ciała, potem napełnił puchar ponownie. Skoro już tak demonstracyjnie pokazał swoje zaufanie, mógł to wykorzystać i pójść spać z pełnym brzuchem. Wprawdzie wolał pić wprost z ciała, ale na takich spotkaniach obowiązywały pewne zasady. Jak trafnie zauważyła ich gospodyni zasady kultury obowiązują nawet po śmierci. Zasłonił kotarę by widok wiszących ciał nie odrywał uwagi jego kompanów od ważniejszych spraw. Przez chwilę mierzył wzrokiem służących jakby zastanawiając się czy ich nie odprawić. Potem jednak dał sobie spokój. Jeśli Kapadocjanka chciała ich podsłuchiwać to była u siebie i mogła to zrobić w bardziej wyrafinowany sposób. I pewnie to robiła.

- Panowie! - Zaklaskał by zwrócić na siebie uwagę. - Jak wcześniej zauważył Giacomo słabo się znamy i jeszcze mniej ufamy. Nie wiem po co tu jesteście, ani jak poważnie traktujecie nasze zobowiązanie. W takim razie mam dwie propozycję. Mieliśmy zrobić zwiad i oddać list. Zwiad już zrobiliśmy, a wystarczy oddać list naszej gospodyni i możemy uznać misję za zakończoną i wracać na tarczy. Jeśli ktoś się z tym zgadza to proponuje by jutro wracał do doży.

- Ja jednak zostaję. Z kilku powodów. Po pierwsze intryguje mnie ta zagadka. Po drugie nie mogę pozwolić by ktoś z Inkwizytorów pogrywał z nami Kainitami w ten sposób. - W głosie szlachcica zadrgała nuta gniewu. - Tym bardziej człowiek.

- No i po trzecie. - Po krótkiej przerwie mówił już spokojnie. - Pomyślcie chwilę, jeśli uda nam się uporać z problemem własnymi siłami, z pomocą Serafiny. To, jeśli wierzyć pogłoskom, będziemy mieli miasto z baaardzo przetrzebioną populacją wampirzą.

Jeśli ktoś nie rozumiał znaczenia jego słów wystarczyło spojrzeć na wyraz jego twarzy. Grubymi głoskami była tam wypisana żądza władzy i chęć wyrwania się spod skrzydeł ojca. W innych okolicznościach pewnie nie pozwolił by sobie na okazanie emocji lecz teraz postanowił zagrać w otwarte karty. Zgadywał, że mimo różnic wieku jego kompani posiadali podobny status.

-Jak zwykle zgadujesz moje myśli -skinął głową w lekkiej parodii hołdu- Sytuacja w mieście nie wydaje się być bez nadziei na poprawę, a możliwości zawarte w tych skromnych murach wydają się warte ryzyka. Jednak zawsze byłem w znacznie gęstszej sieci zobowiązań niż ty i muszę wrócić osobiście. Najchętniej wyruszyłbym dopiero za tydzień, złożył raporty i wrócił do was- przetoczył spojrzeniem po pozostałych, jakby zastanawiał się nad czymś
-Abyście panowie nie myśleli że nie mam do was zaufania, wyjaśnię: jednym z rezydentów Modeny był mój brat, Antonio. I z racji pochodzenia, i z względu na pamięć czasów kiedy mieszkaliśmy tu razem jestem mu winny tych starań, jeśli nie w ratunku to w pomście. - mówiąc to, patrzył na Giacomo. Który swego czasu miał okazję go poznać podczas wspólnych wypadów

-List, z stosownymi wyjaśnieniami, przed wyjazdem oddam gospodyni. Lub najbliższemu człowiekowi księcia jakiego uda nam się odnaleźć do tego czasu.- oznajmił, wracając do dwóch wspomnianych przez Bruno zadań -Jeżeli ktoś z was przed wyjazdem chciałby powierzyć mi jakąś wiadomość, służę pomocą.

-Chciałbym też, niezależnie od tego czy każdy jeden z nas postanowi zagrać w grę naszej gospodyni czy też nie, żeby zachować kontakty między nami. Według mnie, nawet zważając na trudny czas i krótką znajomość, nikt w tej sali nie jest zbędny. Co oznacza że - Obrócił się na stołku do sąsiada
-Wszegniewie - zwrócił się do skalda- byłbym wielce zobowiązany gdybyś był łaskaw pomóc mi przygotować się na tą podróż. A i zwiad na zewnątrz o którym wspomniałeś wydaje się być rozsądną inwestycją czasu.

Charles siedział z boku i pisał coś na papierze. Gdy skończył, wręczył kartkę słudze i polecił by dostarczył go do Serafiny. Usiadł na krześle i rzekł do towarzyszy:

- Ja również mam zamiar tutaj zostać. Chociażby po to by uchronić moich śmiertelnych znajomych przed inkwizycją. Wizja własnego uniwersytetu też jest kusząca - uśmiechnął się - Proponuję abyśmy wciąż trzymali się razem.

Skald spojrzał na Girardina i skłonił przytakująco głową. Po czym przetoczył wzrokiem po reszcie.

- Nie znam zbyt wielu ludzi i nieludzi w tych okolicach, a mój pobyt w Italyi pozwolę sobie przemilczeć zawiadamiając jeno, iż taka wola była mego ojca. Co do samej zemsty. Mam od czasów człowieczych na pieńku z katolikami więc, o ile słowa naszej gospodyni nie kłamią i rzeczywiście klechy są w to wmieszane, to z chęcią pozostanę te kilka nocy tutaj by rozwikłać zagadkę. Co do napomknionych przez Bruna luk… O ile nikomu nie wadzi być obserwowanym, przynajmniej na poziomie interesów, mógłbym zająć się wstępną inwigilacją każdego osobnika, bez wyjątku, zmierzającego i przebywającego w samej Modenie jak i na obrzeżach. Oczywiście miałby być to zalążek ścisłej współpracy by ponowne ewenementy jak “dzisiejsze” - skald podpatrzył na jednego ze strażników gdy mówił o czymś co miało mieć inne znaczenie i zgiął dwa palce dłoni kilkakrotnie - nie miały miejsca BEZ naszej wiedzy.

Na pewno służba gospodyni zareagowała na słowa “inwigilacja” i “obserwacja”, ale jego zdrowy rozsądek zaprawiony w taktyce i wojaczce, podpowiadał mu, że każdy z tak rozległymi terenami przystanie na tą propozycję. A katakumby do małych nie należały, wszak to niemal drugie miasto pod miastem. Skald jednak wiedział, że dobry wywiad i przepływ informacji potrafi na kilka dni wcześniej przygotować całe miasto do obrony, a nawet zażegnać niebezpieczeństwo nim dotknie płomiennym mieczem samych murów. Po wypowiedzi dostrzegł, że jeden z “koterii” jest nieobecny.

-Dziś w nocy miałem okazję bliżej przyjrzeć się jednemu z tych łowców. Mężczyzna o szlachetnym obliczu, wyraźnie odstający od pozostałych strażników. I, tak jak potrafią niektórzy nas, rozmawiał z krukiem. Co oznacza że musimy mieć się na baczności także od strony zwierząt. A także się zastanowić nad pochodzeniem tej umiejętności.

-Jutro wieczór mam nadzieję odbyć rozmowę z Serafiną – Ciągnął. - A w kolejnych dniach, będąc przygotowanym do drogi, będę szukał śladów pozostałych ocalałych. Jeżeli będzie mi dane, nawiążę kontakt z kimś jeszcze. Pozostaje jedynie pytanie: jak ustalimy kolejne spotkanie?

Wszegniew spojrzał ponownie na Girardino. - To proste, za dwie noce o tej samej porze w tym samym miejscu o ile gospodyni nie ma nic przeciwko. Choć i tak propozycja ta będzie poświadczona aprobatą gdyż pozwoli to jej samej być ciągle w centrum zdarzeń. I skoro to w jej ręce wpadli szpiedzy kościelni, to niech ona zapewnia sojusznikom bezpieczeństwo. A my i tak nie mamy określonego domostwa by czuć się bezpiecznie.

-Ciągłe wchodzenie i wychodzenie narusza bezpieczeństwo i tej kryjówki. Jest nas pięcioro, to duża grupa i duże ryzyko. Zarówno dla nas, jak i dla niej.

- Pytałeś waszmość o kolejne spotkanie. Do tego czasu na pewno ustalimy kilkanaście miejsc potencjalnych rozmów i system schadzek z dala od kruczych oczu.

Girardino uważnie spojrzał na skalda. Niedocenianie wroga czy może po prostu głos rozsądku wobec jego własnej paranoi? No i pozostawała kwestia odebrania Serafinie przewagi. Którą, przynajmniej tak długo jak sączyli wszystkie swoje sekrety prosto w jej uszy, bezdyskusyjnie miała.

-Poza tym - skald dodał widząc wahanie na twarzy rozmówcy - Skoro do tej pory udawało jej się przetrwać, to na pewno sobie poradzi z dodatkowymi pięcioma osobami, a kto wie jak rozległe i zawiłe są te podziemia nie lepiej niźli Ona? Nie uwierzę jeśli przynajmniej jeden korytarz nie prowadzi prosto do piwnic Elizjum. Dotarliśmy tu kanałami na litość Lokiego i wszystkich bogów kłamstw świata! - skwitował wypowiedź lekkim rechotem

Girardino niechętnie zgodził się na to rozwiązanie; faktycznie, potrzebowali czasu na przygotowania. Nie wszystko dało się zrobić w biegu. Gdy opuszczał salę po zakończeniu rozmowy z resztą delegacji rzucił do sługi- Proszę, przekaż swojej Pani, że z przyjemnością zajmę jej trochę czasu.

- Oczywiście przekaże -
odparł sługa i pokłonił się.
 
malkawiasz jest offline