Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2014, 13:22   #2
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
- „No i co ja mam z panem zrobić? No co mam zrobić?” – Rust rozłożył bezradnie ręce. Całkiem bezradny. A to dopiero sprawa! Taki orzech do zgryzienia grożący zębom złamaniem, takie zawiłości i zawikłania! – ”Ziemia tutaj, o, tutaj. Napisane: ‘pod cele rekreacyjne’. A pan tu mieszka. Nie bardzo to jest rekreacja, jak patrzę. Nie bardzo to widzę w ogóle”.

- „Ale co ty mi tu gadasz, co? Ja tu całe życie mieszkam, życie całe! Dziadek tu mieszkał! Dziadek mój!” – Vittorio oburzył się. Sam nie może, to po dziadka pośle. A jak będzie trzeba to w szranki mu staną wzięci na świadków praszczurowie sto lat wstecz. Nim tu kołem pierwszym zryto błoto, oni byli. Oni byli i mieszkali. – ”Zabieraj się stąd, ale już! Mi tu będziesz kombinował, wszarzu jeden!”

- „Pan słyszy, panie Maldini.” – Rust zwrócił się do stojącego na bezpiecznym dystansie cherlaka w drutowanych niezgrabnie okularach i pamiętającym prehistorię kubraku. – ”Panie de Sicca, pan zważa na słowa, bo ja tu jeno wykonawcą woli urzędowej jestem. Magisterium majestatu, to jest. Pan Maldini, wielce czcigodny, dogląda, żeby wszystko było, jak trzeba. A ja jestem jego deputatem. I mnie pan obraża - jego obraża. A jego pan obraża, o, to już poważnie, bo pan magisterium obraża, a co za tem idzie, miasto i wszystkich jego obywateli pan obraża. Lży.”.

- „Słuchaj mię, ale słuchaj uważnie, bo powtarzać dwa razy, to ja nie będę…” – Vittorio, chłop tęgi, dawno temu, w tragarskim biznesie wyrobiony, trzymał się zdrowo. Mimo, że ostatnie lata zeszły mu na kupiectwie i liczeniu złociutkich kółeczek w portfeliku, tężyznę trzymał.

- „Zamieniam się w słuch” – responsował potulnie DeGroat.

- „To słuchaj mię, kurwiu, uważnie” – Vittorio wziął buch powietrza w płuca i szykował solidny słowotok. – ”Po pierwsze…”

Po pierwsze, należy być zawsze gotowym, by wznieść gardę. Nawet w rozmowie. Vittorio nie wzniósł gardy i teraz, zdzielony metalowym tubusem na mapy przez pysk, miał za swoje. Mógłby się jeszcze poprawić, ale się nie poprawił. Dostał znowu, raz i drugi. Orli nos, rodowa duma Tileańczyka, przeszedł pospieszny lifting i zapadł się w głęboki krater. Jak to z kraterami bywa, ze środka chlusnęło czerwonym i gorącym.

Ale Rust kontynuował. Teraz pan kupiec de Sicca, starszy referent w urzędzie rybackim i właściciel spółek przetwórstwa rybnego, leżał na ziemi. I kwiczał. A stojący w obronie honoru urzędów i pokrzywdzonych obywateli DeGroat, bił. Bił, kopał i okładał tubusem, aż huk szedł.

- „Uff… Pan słyszał, panie Maldini? Obraza funkcjonariuszy na służbie, obstrukcja realizacji wyroków sądowych, nieprzystojne zachowanie w miejscu publicznym.” – Zbir odwrócił się, dziękując kurtuazyjnie za wyrażone zestrachanym kiwnięciem głowy poparcie. – ”Tu jest, pisma mówią, teren rekreacyjny. I tu dzieci, by się mogły bawić. A pan, panie de Sicca, przy tych dzieciach – gdyby były – takich słów, by użył. Takich słów”.

- „Ergghlhbhlherlglglgl…” – zabulgotał zakrwawiony ochłap.

- „Pan ma czas do jutra na opuszczenie posiadłości, proszę pana. Jest oczywiście możliwość apelacji, o czym skrzętnie informuję.” – Rust schował zakurzony plan miejski, który pacnął gdzieś w piasek, z powrotem do tubusa. – ”W razie jednak, gdyby pana uwagi okazały się bezpodstawne, zostanie pan obciążony kosztami prowadzenia sprawy. Nasi rachmistrze są właśnie w pana przedsiębiorstwach, dokonują wyceny aktywów. Dziękuję za pański czas i życzę miłego dnia”.

Pan Maldini oddalił się powoli, dopiero na dłuższą chwilę po tym, gdy DeGroat opuścił już okrwawioną ofiarę biurokracji. Dopiero teraz dostrzegał, jak wielką i poważną siłą był urząd nadzoru budowlanego. I on sam, wyraziciel miejskiej woli, która zmieniała kamienice na place zabaw, a ludzi na wieprzowe podroby.

* * *


- „No i chuj.” – Zauważył zgrabnie Rust. Zauważył, naładował w oka błysku i strzelił. Palnął w sierściatego obsrańca, który chciał zajumać centralną dla sprawy paczuszkę. Bełt pizgnął w futrzasty korpus, zakotłował się pod wełnistą szarością, chrząknął kontaktując kość i zgasł. A flaki fiknęły na wierzch w krwawym przeplatańcu.

- „Hopla.” – DeGroat dał susa za resztkę kreującego podcienia filaru, przylgnął do uspokajającej plecy pewności granitu i zrepetował swój wystrzałowy mechanizm. I gotów do dalszego ostrzału, wychylił się szukać kolejnych kaczek.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 01-03-2014 o 13:26.
Panicz jest offline