Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2014, 17:14   #7
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Monsignore vel brat Bonaventura, gdzieniegdzie zwany ojcem Perwersjuszem

Tłuszcz ściekający z pieczonego na rożnie kurczaka skwierczał głośno, spadając w płomienie ogniska.
Brat Bonaventura oczyścił z mięsa ostatnią kość pierwszego kuraka, wyciągnął ją z ust z głośnym cmoknięciem, przeżuł, co miał w ustach, połknął.
Spojrzał krytycznie na trzymany w umazanej tłuszczem dłoni gnat, a raczej gnacik, ale w ostatniej chwili powstrzymał się od wrzucenia go do ognia.
~ E, pójdzie jako kość palca albo stopy, czy jakieś podobne gówno. ~ skalkulował w myślach, o czym dołożył kosteczkę do stosiku, złożonego z reszty drobiowego szkieletu.
Sięgnął po bukłak, przyssał się do niego i pił długo, wydając przy tym dźwięki właściwe raczej indykom.
Wreszcie skończył, beknął głośno, otarł usta rękawem, po czym z westchnieniem sięgnął po rożen.
~ Jeszcze tyle pracy... ~ pomyślał, nie bez pewnej satysfakcji, zabierając się do konsumpcji drugiego ptaka.

***

Jarmark nie był okazały, ale czegóż się było spodziewać po takim zadupiu.
Monsignore wolał jednak takie bardziej kameralne święta handlu, również raczej odległe od dużych miast. Powód był oczywisty: im większy wypizdówek, tym większa ciemnota i mniejsze szanse, że znajdzie się kogoś choćby umiarkowanie wykształconego i uświadomionego społecznie.
- Odpusty! Tanio! Okazja, ludkowie, tylko dzisiaj! - reklamował się brat Bonaventura, krążąc wśród wieśniaków i straganików. - Tanie odpusty! Ocal swoją nieśmiertelną duszę i zaoszczędź! Dodatkowa zniżka dla rodzin!
~ Dajcie bogowie, żeby ta ciemnota trwała po wieki. ~
radował się w duszy Monsignore, widząc, jak podążający za nim ludzki ogon robi się coraz dłuższy.
A że sprzedaży odpustów nie praktykowano już od dawna i w cywilizowanych miejscach była źle widzianym anachronizmem?
Cóż, brat Bonaventura w takim miejscu nie był, ani też nie obchodziło go to specjalnie, póki znajdowały się owieczki gotowe do wysupłania ciężko zarobionego grosza w intencji oczyszczenia z grzechów.

***

- I wierzę, że tak szlachetna i bogobojna kobieta jak wy, signora, nie odmówi pomocy ubożuchnym sierotkom, które już w tak młodym wieku los doświadczył tak okrutnie! - frater Bonaventura widział już wzbierające w kącikach oczu starowinki łzy.
~ Pośpiesz się, cholerna starucho ~ gotował się w środku, za wszelką cenę starając się ukryć niecierpliwość i bardzo silną potrzebę wysikania.
- Mało rzeczy jest tak miłych Siostrze Miłosierdzia, jak wspomaganie przytułków i sierocińców. Ale moje modlitwy i łaska bogini będą z wami bez względu na datek.
Chodźcie, dziatki, czas nam wracać do domu. Nie smućcie się, nasz wymuszony post na pewno zwróci na nas w końcu uwagę Matki.
- dołożył z grubej rury, chcąc zakończyć kwestę jak najszybciej i wreszcie się odlać.

- Ej, miało być po monecie na łebka, skurwielu! - wydarła się jedna z sierotek, gdy Monsignore rzucił im zapłatę za pomoc w zbiórce.
- Cieszcie się, że w ogóle wam coś dałem! Bogowie potępiają chciwość, nie lękacie się ich gniewu?
- A ty, że zakablujemy cię straży, pedrylu?
- odcięło się inne pacholę.
- Wstydzilibyście się, szantażować duchownego! - oburzył się brat Bonaventura, ale dał ulicznikom resztę obiecanych pieniędzy.
Dzieci ulicy być może nie miały w sobie bojaźni bożej, ale Monsignore owszem, tyle, że wobec stróżów porządku.

***

- Brońcie bogowie! - wykrzyknął Monsignore, gdy u celu ich wędrówki natknęli się na szczuroludzi.
Brat Bonaventura pamiętał ich ze swej poprzedniej kariery i byli oni jedną z głównych przyczyn, dla których zdecydował się na jej porzucenie.
Sięgnął pod habit i nerwowo zaczął przebierać medaliki ze świętymi symbolami bogów, które nosił na rzemykach. W pierwszej chwili chciał odwołać się do swego rzeczywistego patrona i dać nogę, gdyby jednak jego kompani przeżyli potyczkę, mogliby mu mieć taki odwrót za złe.
Wyciągnął więc wisiorek ze znakiem Myrmidii i uniósł go wysoko w górę.
- Niech Pani Wojny obdarzy was siłą, byście zmietli wrogów ludzkości! - ryknął gromko, wymachując trzymaną w drugiej ręce sękatą lagą, którą zwykł się podpierać, gdy podróżował pieszo. Albo przypierzyć komu trzeba, jeśli i taka zaszła potrzeba. - Do boju, waleczni towarzysze, nasza bogini da nam zwycięstwo!
Frater nie pokwapił się jednak, by choćby zsiąść z konia.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline