Monsignore vel brat Bonaventura, gdzieniegdzie zwany ojcem Perwersjuszem
Tłuszcz ściekający z pieczonego na rożnie kurczaka skwierczał głośno, spadając w płomienie ogniska.
Brat Bonaventura oczyścił z mięsa ostatnią kość pierwszego kuraka, wyciągnął ją z ust z głośnym cmoknięciem, przeżuł, co miał w ustach, połknął.
Spojrzał krytycznie na trzymany w umazanej tłuszczem dłoni gnat, a raczej gnacik, ale w ostatniej chwili powstrzymał się od wrzucenia go do ognia.
~ E, pójdzie jako kość palca albo stopy, czy jakieś podobne gówno. ~ skalkulował w myślach, o czym dołożył kosteczkę do stosiku, złożonego z reszty drobiowego szkieletu.
Sięgnął po bukłak, przyssał się do niego i pił długo, wydając przy tym dźwięki właściwe raczej indykom.
Wreszcie skończył, beknął głośno, otarł usta rękawem, po czym z westchnieniem sięgnął po rożen.
~ Jeszcze tyle pracy... ~ pomyślał, nie bez pewnej satysfakcji, zabierając się do konsumpcji drugiego ptaka.
***
Jarmark nie był okazały, ale czegóż się było spodziewać po takim zadupiu.
Monsignore wolał jednak takie bardziej kameralne święta handlu, również raczej odległe od dużych miast. Powód był oczywisty: im większy wypizdówek, tym większa ciemnota i mniejsze szanse, że znajdzie się kogoś choćby umiarkowanie wykształconego i uświadomionego społecznie.
- Odpusty! Tanio! Okazja, ludkowie, tylko dzisiaj! - reklamował się brat Bonaventura, krążąc wśród wieśniaków i straganików.
- Tanie odpusty! Ocal swoją nieśmiertelną duszę i zaoszczędź! Dodatkowa zniżka dla rodzin!
~ Dajcie bogowie, żeby ta ciemnota trwała po wieki. ~ radował się w duszy Monsignore, widząc, jak podążający za nim ludzki ogon robi się coraz dłuższy.
A że sprzedaży odpustów nie praktykowano już od dawna i w cywilizowanych miejscach była źle widzianym anachronizmem?
Cóż, brat Bonaventura w takim miejscu nie był, ani też nie obchodziło go to specjalnie, póki znajdowały się owieczki gotowe do wysupłania ciężko zarobionego grosza w intencji oczyszczenia z grzechów.
***
- I wierzę, że tak szlachetna i bogobojna kobieta jak wy, signora, nie odmówi pomocy ubożuchnym sierotkom, które już w tak młodym wieku los doświadczył tak okrutnie! - frater Bonaventura widział już wzbierające w kącikach oczu starowinki łzy.
~ Pośpiesz się, cholerna starucho ~ gotował się w środku, za wszelką cenę starając się ukryć niecierpliwość i bardzo silną potrzebę wysikania.
- Mało rzeczy jest tak miłych Siostrze Miłosierdzia, jak wspomaganie przytułków i sierocińców. Ale moje modlitwy i łaska bogini będą z wami bez względu na datek.
Chodźcie, dziatki, czas nam wracać do domu. Nie smućcie się, nasz wymuszony post na pewno zwróci na nas w końcu uwagę Matki. - dołożył z grubej rury, chcąc zakończyć kwestę jak najszybciej i wreszcie się odlać.
- Ej, miało być po monecie na łebka, skurwielu! - wydarła się jedna z sierotek, gdy Monsignore rzucił im zapłatę za pomoc w zbiórce.
- Cieszcie się, że w ogóle wam coś dałem! Bogowie potępiają chciwość, nie lękacie się ich gniewu?
- A ty, że zakablujemy cię straży, pedrylu? - odcięło się inne pacholę.
- Wstydzilibyście się, szantażować duchownego! - oburzył się brat Bonaventura, ale dał ulicznikom resztę obiecanych pieniędzy.
Dzieci ulicy być może nie miały w sobie bojaźni bożej, ale Monsignore owszem, tyle, że wobec stróżów porządku.
***
- Brońcie bogowie! - wykrzyknął Monsignore, gdy u celu ich wędrówki natknęli się na szczuroludzi.
Brat Bonaventura pamiętał ich ze swej poprzedniej kariery i byli oni jedną z głównych przyczyn, dla których zdecydował się na jej porzucenie.
Sięgnął pod habit i nerwowo zaczął przebierać medaliki ze świętymi symbolami bogów, które nosił na rzemykach. W pierwszej chwili chciał odwołać się do swego rzeczywistego patrona i dać nogę, gdyby jednak jego kompani przeżyli potyczkę, mogliby mu mieć taki odwrót za złe.
Wyciągnął więc wisiorek ze znakiem Myrmidii i uniósł go wysoko w górę.
- Niech Pani Wojny obdarzy was siłą, byście zmietli wrogów ludzkości! - ryknął gromko, wymachując trzymaną w drugiej ręce sękatą lagą, którą zwykł się podpierać, gdy podróżował pieszo. Albo przypierzyć komu trzeba, jeśli i taka zaszła potrzeba.
- Do boju, waleczni towarzysze, nasza bogini da nam zwycięstwo!
Frater nie pokwapił się jednak, by choćby zsiąść z konia.