"Żeby wszystko przebiegało tak gładko" - dumała Katerina jadąc w szyku pomiędzy dłużnikami "swojej" rodziny. Ani zbójcy na trakcie, ani złodziejaszka co zwędzić chciał mieszek czy konia; ani nawet piwsko zbyt rozwodnione nie było w karczmie. Najęci ludzie nie zwiali po pierwszym popasie. Żyć nie umierać. "Zwłaszcza to drugie", zdecydowała, naciągając kuszę raz, drugi i trzeci, by przetrzebić oddział skavenów. Tylko Michele mógł wpaść na tak kretyński pomysł i wyznaczyć na punkt odbioru miejsce napadane przez te paskudy. - Frater by reszty koni popilnował, bo po zwycięstwie pieszo będzie dyrdał do miasta! - warknęła na grubasa i krótkim skinięciem wskazała na nerwowo drepczące zwierzęta, spłoszone zapachem krwi i szczuroludzi, jękami i szczękiem żelaza. Nie były to bojowe rumaki, o co to to nie, raczej miejskie kucyki. A ona na piechty nie miała zamiaru wracać.
Ostatnio edytowane przez Sayane : 05-03-2014 o 22:03.
|