Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2014, 20:18   #1
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] W sieci zła

Rok 2565 KI. Gdzieś w Imperium

Mężczyzna w podeszłym wieku o siwych, gęstych, sięgających ramion włosach siedział w wiklinowym, bujanym fotelu i w milczeniu spoglądał na maleńkiego chłopca. Choć wyraz twarzy mężczyzny był dość surowy, to niebieskooki blondynek o pucołowatej twarzy, wpatrywał się w niego z zaciekawieniem w oczach, trzymając kurczowo jakąś szmacianą lalkę i przyciskając ją mocno do klatki piersiowej. Maleńki chłopiec milczał, choć było widać, że taki stan rzeczy męczy go i najchętniej zasypał by ów mężczyznę pytaniami. Co jakiś czas przestępował z nogi na nogę, niecierpliwiąc się coraz bardziej. W końcu nie wytrzymał i podszedł do starszego mężczyzny, chwytając go za nogawkę skórzanych spodni, mówiąc delikatnym, ciepłym głosem:

-Dziadku, dziadku...proszę opowiedz mi jeszcze raz tą historię - i po tych słowach zaczął dosłownie wspinać się na kolana dziadka

Ten nie wiele myśląc, podciągnął go swoimi naznaczonymi bliznami dłońmi i usadził na kolanie. Mimo iż twarz starszego mężczyzny delikatnie rozpromieniała, a kąciki ust subtelnie się rozchyliły, to jego spojrzenie nadal było surowe i przewiercające na wylot. Chrząknięcie wydobyło się z jego gardła, po czym wyjął fajkę, na której wyrzeźbiono emblemat komety z dwoma ogonami i zapalił ją. Nim się zaciągnął, zwrócił się do wnuczka:

-No dobrze mały … - nastąpiła cisza, podczas której mężczyzna zaciągnął się mocno i wypuścił gęsty dym z ust. Po czym dodał: -A więc słuchaj uważnie bo wszystko zaczęło się w ..


Ostland. 31 Kaldezeit. Rok 2522 KI.
Miesiąc mrozów


Felde - niewyróżniająca się niczym wioska, znajdująca się niedaleko Wolfenburga. Kilkanaście domów ustawionych w rzędach, otoczone mizerną palisadą, która to niby miała zapewniać bezpieczeństwo zarówno mieszkańcom, jak i przejezdnym podróżnikom. Wystające z ziemi, drewniane, cienkie, zaostrzone na końcu pale chroniły być może przed wilkami, czy innymi mniej groźnymi zwierzętami, lecz dla bandytów, zwierzoludzi czy innego cholerstwa była to tylko czasowa niedogodność, którą z lekka można było ominąć. Patrząc jednak na wioskę, biedę tam panującą, normalny człowiek rzekłby, po co ktoś miałby tych nędzarzy napadać. Pogłoski jednak mówiły o tym, że gdzieś w lasach czai się banda zwierzoludzi, gotowa pożreć serca ofiar, a ciała złożyć w ofierze swoim mrocznym patronom. Sprawiało to, że ludzie codziennie skoro świt spotykali się przy małej, trochę już zniszczonej statuetce Sigmara, którą wykonano z drewna. Sama postać wydawał się trochę za mała w porównaniu z młotem, który Sigmar unosił nad głową. Tam też codziennie rano modlili się o spokój i możliwość zobaczenia kolejnego wschodu słońca.

Pogoda była do dupy, co tu dużo gadać. Śniegi pokryły drogi, praktycznie czyniąc je nieprzejezdnymi, gdyż wysokie zaspy utrudniały piesze i konne wędrówki, nawet najbardziej zatwardziałym podróżnikom. Do tego cholernie zimno, tak że niedźwiedziowi dupę by odmroziło, gdyby ten przebudził się z zimowego snu. Słońce schowane za szarymi chmurami sprawiało wrażenie, jakby nie chciało wyjść zza nich, przez co każdy dzień wydawał się szary i monotonny. Tak było od tygodnia, a dzisiejszy dzień nie zanosił się na jakąkolwiek poprawę, bowiem śnieg od rana sypał obficie, przez co nawet myszy postanowiły zaprzyjaźnić się z kotami, które jeśli ich nie zjedzą, to ogrzeją swoim futerkiem.



Karczma “Złoty knur” nie należała do najlepszych, delikatnie to ujmując. Drewniane, poobgryzane i ledwo trzymające się na zawiasach drzwi nie miały wcale ochoty się zamknąć, przez co w środku lekko pizgało. Gdy tylko mocniejszy wiatr zawiał, drzwi z łoskotem otwierały się, wpuszczając do środka płatki śniegu i mroźne powietrze. Tylko dzięki temu, że karczmarz palił non stop w piecu, zdawało się jakoś wytrzymać, choć i tak zebrana klientela siedziała głównie w swoich płaszczach i rozgrzewała się jakimś podrzędnym grzańcem, zagryzając to ciepłym gulaszem z pajdą chleba. Oczywiście wybór dań był dość wąski zważywszy na miejsce i czasy. Karczma poza posiłkiem i napitkiem oczywiście oferowała także nocleg. I tutaj wybór miejsca był dość szeroki, bowiem poza główną salą (10 p), można było wynająć skromny i nawet ciepły pokoik w dość przystępnej cenie (15 s), do którego można było domówić sobie ciepłą kąpiel w balii (2s). Dla tych, którzy nie szukali aż takich wygód, karczmarz miał specjalną ofertę, czyli stajnię choć tu trzeba było się liczyć z tym, że noc może minąć w towarzystwie koni czy świń, o różnych szczurach, karaluchach się nie wspominając.

Choć do zmierzchu było jeszcze daleko “Złoty Knur” powoli wypełniał się mieszkańcami i przybyszami. Stali bywalce, jak zawsze zajęli stoły bliżej paleniska, tak by ogień przyjemnie spoglądał swoimi ciepłymi płomieniami właśnie na nich. Kelnerki poczęły roznosić piwo w dużych, choć już trochę zaśniedziałych kuflach i podawać ciepłą, dopiero co nałożoną strawę na stoły. Przy wejściu, zarówno po lewej jak i prawej stronie, stały dwa wolne stoły, mogące pomieścić pięcioro głodnych i zmarzniętych wędrowców. Przy samej ladzie, choć ludzie się tam tłoczyli niczym świnie do koryta, można było dostrzec dwa wysokie taborety, na których można było zalec. Mało ważne było, iż ów miejsca siedzące wyglądały, jakby widziały czasy Asavara Kula, a jeden z nich miał lekko ułamaną nogę, to dla strudzonego podróżą wędrowca, w dodatku pokrytego warstwą śniegu, była to nic nieznacząca przeszkoda.

Poza stałymi bywalcami, którzy coraz głośniej kłócili się na wszelakie tematy, do karczmy zaczęli się zjeżdżać wędrowcy i zajmować miejsca. Mało kto jednak tak naprawdę zwracał początkowo uwagę. Gość to gość, ni mniej ni więcej dla tych prostych chłopów. A gości trochę było…choć nim do nich przejdziemy warto przyjrzeć się naszym bohaterom, którzy po przekroczeniu progu, skierowali się ku karczmarzowi.



Przesympatyczny tłuścioszek stał za ladą z lekko kwaśną miną, jakby interes miałby mu się zaraz zawalić. Kufel, który stał po jego prawej stronie, był pełen, a gęsta i biała piała wyglądała dość apetycznie. Lecz gdy tylko zauważył, jak zbliżają się kolejni goście zachęcił ich gestem ręki do siebie...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline