Sylvańczyk brnął w kopnym śniegu raźno przed siebie. Zimno zdążyło mu się dać we znaki podczas tej wędrówki od ostatniej wioski. Nie czuł przemarzniętych stóp. O niczym tak teraz nie marzył jak o palenisku przy którym mógłby je rozgrzać. O noclegu pod gołym niebem nie mogło być mowy. Odmroził by sobie dupę jak nic, o ile by całkiem nie zamarzł. Dlatego widok dymów nad lasem powitał z westchnieniem i uczuciem ulgi. Przyśpieszył kroku.
Po przejściu kolejnych dwóch kilometrów wioska ukazała mu się w pełniej okazałości. -Dunklen Arsch- wyrwało się młodzianowi gdy zobaczył walącą się palisadę i zaniedbane obejścia. Na szczęście była tu karczma o ile dobrze ocenił wyróżniający się z ogólnej mizerii budynek.
Ucieszył się jak od dawna nie było mu dane. Odkąd uciekł od ojca brutala z Sylvanii, jego życie przypominało nieustanna walkę. Pięć lat włóczęgi zdążyło go zahartować. Pięć lat w czasie których dzięki nowo zawartym znajomościom wdrożył się do nowego fachu - rabowania grobów. Poznał zasady rządzące imperialnym półświatkiem i nie bardzo mu się one spodobały. Jak wszędzie silny rządził słabszymi i na nich żerował. Nie dość, że sama robota niebezpieczna to jeszcze trzeba było miejscowej gildii złodziei odpalać dolę. Stracił na robocie najlepszych przyjaciół i postanowił, że on tak nie skończy. Dwadzieścia lat to dobry wiek, żeby się ustatkować. Uznał, że najwyższy czas zmienić swoje życie. Czas wojny to zapotrzebowanie na żołnierzy. O ile nie jest to najbezpieczniejsza fucha to przynajmniej można zyskać szacunek wśród ludzi i nie jest się wyjętym spod prawa. Do tego dochodzi regularny żołd. Liczył na to, że w Wolfenburgu zaciągnie się do armii i tam zmierzał.
Wszedł niepewnie do karczmy. Ku swemu wielkiemu zadowoleniu zauważył, że jest palenisko przy którym można się rozgrzać. Podszedł do kontuaru za którym stał karczmarz. - Gospodarzu kufelek piwa i jakąś ciepłą strawę, tylko migiem.
Trzęsącymi się rękami wyciągnął ostatnie monety jakie jeszcze miał w kieszeni. Czekając na zamówienie obrzucił szybkim spojrzeniem jakiegoś południowca, który zagadywał gospodarza o zwierzoludzi. -Od zwierzoludzi lepiej trzymać się z daleka Mein Herr. Nie jest to atrakcja tylko śmiertelne zagrożenie. |