Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2014, 08:32   #201
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Erland


Hwarhen okrył go cudzą przodziewą, woniejącymi ostro tłuszczem skórami fok. Sam odzian podobnie, bez bogatej zamkowej kolczugi, znaków klanu i wielkiego brodziska, w niczym nie przypominał dumnego wojownika Crowlów, brata siostry boga. Twarz miał ponurą i wściekłą. O ile Szepczący miał wcześniej jeszcze jakieś wątpliwości, że niezbyt lotny umysł wojownika nie wychwycił może, co magnar sugerował o tym, co Pająk zrobił zrobił Moruad... o tyle teraz mu się rozwiały. Hwarhen pojął i wyrozumiał wszystko. I nie wybaczy, dopóki Pająk się wykrwawi się, powieszony na własnej sieci. Endehar Magnar mógł kłamać, ale jadowita strzała i tak dobiegła celu, zatruła już Hwarhenowi serce... Czyż nie dlatego Magnarowie od tysiącleci trzymali władzę nad wyspą? Nikt prócz nikt nie dzielił tak kunsztownie ludzi nienawiścią, gniewem i strachem. Z siłą topornika, a jednocześnie precyzją hafciarki...

Moruad siedziała z dala od obozu, ukryta wśród zbiorowiska olbrzymich wapiennych ostańców, oparta o jeden z nich plecami. Szepczący nie widział straży, ale był pewien, że są tutaj, że poukrywali się gdzieś w załomach skał... Przeczuwał również, że miejsce nie jest przypadkowe. O wiele prościej, mniej ryzykując wypatrzenie, mogli się spotkać w obozie. Jednak Moruad musiała dopuszczać myśl, że padną trupy... a zawsze była bogobojna. Nie chciała niepokoić zmarłych wonią świeżej krwi, nie chciała łamać praw. Kradzież w Domu Żywego Boga nie była dla niej łatwa. Zapewne łatwiejsza byłaby dla Endehara, mówił o tym z taką beztroską, jakby nic się nie stało. Ciekawe, skąd wiedział...

Szepczący patrzył na drobną sylwetkę, okutaną w białe skóry, i nie mógł się zdecydować, kogo ma przed sobą: ofiarę, narzędzie czy wspólniczkę boga... czy kogoś, kto dąży do jego obalenia.

Otworzyła oczy, czarne jak noc bez gwiazd, czarne jak ciemności skagoskich kopalni.
- Wraz ze świtem – ozwała się – posłuchasz rozkazu mego brata i opuścisz kurhan. Nie ruszysz jednak do Czarnego Zamku. Zawrócisz w puszczę, gdzie będą na ciebie czekali moi ludzie. Hwarhen zdejmie podążające za wami oczy i uszy mego brata.

Słowa wyskakiwały z jej ust jedno za drugim jak rzeczne otoczaki, wszystkie idealnie takie same, wygładzone, wszystkie idealnie białe, nieskażone żadną emocją.

- Pojedziecie nad morze – rozkazała. - A teraz... mów.
 
Asenat jest offline