Olaf doczekał się w końcu na zamówione przez siebie rzeczy i zaczął się posilać. Jednym uchem słuchał dalszej rozmowy południowca z jeszcze jednym przybłędą. Musiał przyznać, że przybysz sprawiał wrażenie sympatycznego w swojej niewiedzy i naiwności. Jedząc bacznie też obserwował wchodzących do karczmy.
Szlachcianka ze swym ochroniarzem, lub szampierzem. Pewnie ma wypchaną kiesę, ale okradnięcie jej to wielce ryzykowna robota. Towarzyszący jej wielkolud z pewnością połamałby kości złodziejowi.
Jeszcze gorzej postrzegał grupę norsmenów, która wparowała do środka. Ci jak podpiją mogą zacząć demolować wnętrze i przy okazji nakłaść po gębie przypadkowym gościom. Na szczęście skumali się z drwalami i na razie nie byli agresywni.
Czarę goryczy przelało przybycie łowcy czarownic z dwoma fanatykami. Mimo mrozu panującego na zewnątrz Olaf poważnie rozważał opuszczenie karczmy. Nie cierpiał tych nawiedzonych świętoszków, którzy w imię Sigmara potrafili wybić lub poddać torturom całe wioski. Im na prawdę niewiele było potrzeba. Tymczasem zbliżała się noc i trzeba było przenocować. Z obrabowania szlachcianki nici. Pozostało zdecydować gdzie przenocuje. - Karczmarzu ile jestem ci winien? Dolicz nocleg we wspólnej izbie. |