Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2014, 22:36   #7
Andamant
 
Reputacja: 1 Andamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie cośAndamant ma w sobie coś
Tłum w karczmie powoli się zmniejszał. Widać było, że Dassel był coraz bardziej zniiecierpliwiony, gdyż nie udało mu się jeszcze znaleźć żadnej odpowiedniej osoby do jego kompanii. Z minuty na minutę klął coraz częściej, a jego bluźnierstwa wobec niedoszłych najemników były coraz plugawsze.

Wreszcie przyszła kolej na młodego chłopaka, pietnastoletniego sądząc po wyglądzie, nawet mu nie było widać śladu zarostu na twarzy. Jorik przyjrzał mu się, a jego twarz zrobiła się czerwona od gniewu. Wstał, a rozmowy ucichły. W karczmie można było odczuć aurę gniewu bijącą od jego postaci.

-Spierdalaj do matki kurwi synu!- krzyknął do młodzieńca- Czy wie że szlajasz się po karczmach, kie ona zarabia na ciebie w swoim burdelu? Poszedł won!

W pierwszej chwili adresata tych słów zamurowało, potem nagle zaczął biec w stronę wyjścia i uderzył po drodze w drzwi z taką siłą, że te niemal wyleciały z nawiasów. Jeszcze dosyć długą chwilę jego żałosny szloch, a wszyscy ze strachem zwrócili wzrok na Jorika i jego trzech łysych i niezwykle podobnych do siebie drabów, którzy stali za jego plecami.

Kiedy Dassel się już nieco uspokoił, usiadł i przemówił dobitnym i donośnym głosem, aby wszzyscy zrozumieli jego słowa:

-Mam pieniądze dla pięciu osób, nie więcej. Nie zatrudniam mięsa armatniego, gdyż zadanie, które dam wybrańcom będzie niezwykle trudne i wymagające nie lada precyzji. Jeśli myślicie, że podołacie trudom wyprawy, jesteście gotowi na trudy drogi. Jeśli chcecie zdobyć pieniądze i umrzeć młodo, zapraszam. Jeśli chcecie klepać biedę i dożyć spokojnej starości, to POSZLI WON!.

Ostatnie dwa słowa ryknął z taką siłą, że karczmarz, który do tąd był niezwykle zadowolony z przebiegu rekrutacji, opuścił dzban z piwem, które niosł do jednego ze stolików i wyłożył się jak długi na ziemi, po poślizgnięciu się na wylanym trunku.

Karczma momentalnie opustoszała, goście, niedoszli rekruci dasselowej kompanii i koty, które grzebały w odpadkach pod oknami budynku, wszyscy zaczęli uciekać. W środku oprócz obsługi, ludzi Jorika i próbującego się podnieść z ziemi właściciela dobytku, pozostało sześć osób. Hieronimus, Lena, Cydrik, Gehort, diana, oraz człowiek, który wyglądał na szlachetkę, który miecz nosił raczej od parady, a nie do walki. Jorik powiódł po nich swoich dzikim wzrokiem w milczeniu i uważnie się przyglądając i oceniając.

-A wy co- odezwał się w końcu- życie wam nie miłe?- Spytał, a po chwili ostatni osobnik, blady jak ściana ukłonił się i wyszedł powoli z karczmy.

-On ma więcej rozumu niż wy- odparł do pozostałych Dassel- Wszyscy za mną na zaplecze...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Pod-Imperium
Pod-Mordheim, kopalnie spaczenia klanu Skaar



Dźwięk kilofów uderzających o skały i żyły niezwykle zielonego kamienia, spaczenia w najsurowszej postaci, brzmiały pośród rozległych tunelów głównej siedziby górniczego klanu Skaar. Nieduże postacie stojące na drewnianych platformach, lub zwisających na linach z sufitu, pracowały wytrwale i nieustannie. Przypominały szczury, jednak były dużo od nich większe, a na dodatek potrafiły chodzić na swoich tylnych łapach, zaś przednie były zakończone chwytnymi palcami zakończonymi ostrymi pazurami. Górnicy mieli jednak je spiłowane lub poprzycinane, zeby mogły wejść w rękawice ochronne, zaś na ich szczurzych pyskach znajdowały się maski, nie do ochrony przed pyłem, tylko bardziej żeby nie wdychali cennego kruszcu wydobywanego przez nich, ponieważ nawet najdrobniejszy pyłek się liczył. U ich stóp biegali sprzątacze, którzy za pomocą szczotek i mioteł zamiatalii odłamki spaczenia do pojemnych worków, zaś potem wyrzucali ich zawartość na specjalne szyny, które za pomocą sprytnego mechanizmu wymyślonego przez inżynierów ze Sryrre sprowadzały wszystko do wagoników. Te ciągnięte przez niewolników, bardzo często zmutowanych ludzi, do rafinerii podarowanych przez Moulderów, którzy byli nadzwyczjanymi specjalistami w oczyszczaniu i przetwarzaniu surowego spaczenia.

Kiedy pod zrujnowanym, ludzkim miastem Mordheim, skaveni odkryli największe jak do tej pory na południe od Pustkowi Chaosu, złoża tego najcenniejszego wśród skavenów kruszcu, Rada Trzynastu postanowiła nadać te ziemie Skaar, gdyż to właśnie oni byli najlepszymi górnikami w całym Pod-Imperium. Istniał jednak jeden warunek. Mieli sprzedawać go wszystkim klanom, a przynajmniej tym, których przedstawiciele byli wśród Panów Rozkładu. Pod-Mordheim wkrótce stało się główną siedzibą pracowitych Skaar, a większość spaczenia była wysyłana dla Moulder i Sryrre, jednak i inne klany mogły mieć tu swoje ambasady, o ile miały czym zapłacić i nie chodziło tu o bryłki spaczenia, bo tych mieli już nad to, ale o technologie i siłę robotniczą, głównie niewolników.

Jedną z takich ambasad zajmował Tykacz, przedstawiciel klanu Eshin. Był stary jak na skavena, gdyż liczył sobie prawie trzydzieści ludzkich lat, co w tym zepsutym, pełnym spisków, pogardy i przedwczesnych zgonów społeczeństwie było nie lada wyczynem. Pomniejsze skaveny z klanu i spoza niego uważały że niedługo nadejdzie jego pora na zasiadnięcie w Radzie Trzynastu, a on tych plotek nie potwierdzał, ani nie zaprzeczał. Wszystko szło dobrze. Jego konkurenci i krytycy ginęli w tajemniczych okolicznościach, a wypadków i zaginięć nie można było z nim powiązać. Wyszedł nawet obronną ręką z trzech zamachów wśród ostatnich trzech lat, co inni uważali za łaskę Rogatego szczura, a jego pozycja tylko znacznie dzięki temu wzrosła. Teraz stał się po prostu nietykalny...

Wszystko byłoby dobrze, gdybo coś nie spieprzyło się w ostatnim miesiącu. Dwanaście karawan spaczenia z Pod-Mordheim zostało obrabowanych, a pięć z nich miało trafić do strategicznych dla Eshin miejsc. Skaveni mówili że to jakiś ludzik co włada potężną mocą znalazł wejście do tuneli i kradł kruszec dla siebie. Głupi słudzy i niedorobione tchórze, jednak oni w to wierzyli. Skoro myśleli że Tykacz nie potrafi zapewnić ochrony dostawom, to stał się słaby na starość. Zbyt nieudolny do wykonywania obowiązków. To oznaczało, że już niedługo zrobią z niego niewolnika i rada klanu podaruje Skaar aby pracował w ich kopalnia, albo i gorzej, będzie martwy.

Myśląc o tych rzeczach przechadzał się przed dwunastoma innymi skavenami, zabijakami, czarnoksiężnikami i skrytobójcami. Dowodził nimi mały i żylasty szczuroczłek o rudej sierści o imieniu Kip Kip, znany tylko kilku osobom ze szczytów hierarchii klanu Eshin i niektórym z Rady Trzynastu.

-Macie znaleźć tego kto chce podpkopać mój autorytet!- Tykacz nie mógł się powstrzymać i ze wściekłości wypuścił piżmo. To mogło oznaczać słabość, jednak podkreślało też jak ważna jest to dla ambasadora i wszystkich członków klanu Eshin misja.

-Wyruszcie natychmiast na miejsce gdzie znaleziono szczątki ostatniej zrabowanej dostawy!

-Jak sobie życzysz- Kip Kip ukłonił się i wyruszył ze swoją drużyną na misję...

 
Andamant jest offline