Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2007, 02:22   #3
Wellin
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
To nie był dobry dzień. Słońce paliło ziemię jak lanca Solkana, wysuszając trawę do postaci suchych, brązowawych źdźbeł. Nawet drzewa zaczęły gubić liście. Idący powoli niekończącym się gościńcem Jolan otarł twarz z potu. Zima jest ciężka, ale lato takie jak to... – zwiesił smętnie głowę – można by się zastanawiać jakich to grzechów dopuścił się imperator, że bogowie każą tak jego kraj. – Mag popatrzył w górę, na bezchmurny, sprany upałem błękit. Słońce musiało przejść jeszcze długą drogę zanim zajdzie za horyzont. On sam także miał długą drogę do przejścia, ale w przeciwieństwie do słońca po prostu nie miał już sił. Usiadł więc na pobliskim kamieniu i z ulgą odłożył przepocony płaszcz, laskę i ciążące już straszliwie tobołki. Przez chwile leciutkie tchnienie wiatru rozwiało mu rzedniejące powoli włosy, za moment jednak skwar ponownie objął ten niewielki kawałek cienia w niepodzielne posiadanie.

To nie był dobry dzień i nie był dobry miesiąc. Ostatnie trzy tygodnie z ich cięgiem niesprzyjających okoliczności, były jednymi z najtrudniejszych jakie pamiętał – pomijając dni rozpaczliwej ucieczki przed Krisem zwanym Mieczem Sprawiedliwości, bądź Krzyżownikiem, zależnie od pytającej osoby i odległości w jakiej znajdował się wspomniany łowca czarownic. Miesiące rozpaczy i głodówki jakie nastąpiły po spaleniu domu i potrzaskaniu rąk przez rozjuszonych chłopów były jeszcze gorsze... – Smętny uśmiech zadrgał na wargach maga – nie było jeszcze tak źle. Był zdrowy, nawet jeśli kapkę spragniony i zdolny do działania. Poradzi sobie. Jak zawsze. W końcu nikt go nie ścigał, nie musiał uciekać, nie musiał chować się ze swoją sztuką. Niech tylko ten diabelny upał choć trochę zelżeje... choć na chwilę...

<-->

Wyschnięte zborze falowało pod delikatnym podmuchem wiatru a zachodzące słońce rozświetlało na czerwono horyzont, gdy Jolan zbudził się z wywołanej upałem drzemki. – Czas w drogę – rzucił w przestrzeń rozciągając powoli bolące, zastałe mięśnie i krzywiąc się na odgłos trzeszczenia niemłodych już kości.

Teraz, kiedy lejący się z nieba żar ustąpił nieco, Jolan mógł myśleć jaśniej i na trzeźwo zastanowić się nad sytuacją. Nie była ona dobra ale też nie była tragiczna. Najgorsza była utrata konia podczas >kolejnej< bandyckiej próby odebrania mu zwoju z licencją maga. – to już czwarta – pomyślał z goryczą. Wieloletnie doświadczenie udowodniło, że ów przeklęty przez chaos przepis nakazujący noszenie licencji maga przy sobie, bez względu na okoliczności, stanowi jedno z drugie z największych niebezpieczeństw na jakie narażał się czarodziej. Pierwsze będące nadgorliwością i chciwością łowców czarownic. Ileż to razy musiał płacić im łapówki...

Utrata konia była sporym problemem. Bez niego Jolan nie był w stanie podróżować ani szybko ani daleko. Nie wspominając już o niewygodzie. Zebranie pieniędzy na kolejnego zabierze wieczność...

Idąc powoli traktem w stronę widocznych w dali zagród Jolan obmyślał dalsze działania. Miał do wyboru kilka opcji, z których najciekawszą reprezentował list spoczywający obecnie w jego plecaku. Sucha notka o śmierci Adalberta Argerzeita, poległego na polu chwały podczas kolejnej, niepotrzebnej krwawej łaźni z udziałem Imperialnych lordów i Kislevickich bojarów. – Mag prychnął z irytacją - Jakby mało było w imperium problemów, obecne, subintelektualne pokolenie arystokracji po prostu >musi< szukać ich jeszcze za granicami. Ostatnio wiele się o tym mówiło. Popularna opinia głosiła, że przeciągające się od lat starcia graniczne z bojarem Borysem Swietłowiczem mogą przerodzić się otwarty konflikt, jeśli tylko caryca poprze jego roszczenia. Wojna była nieprzyjemnie realną możliwością.

Potrząsając głową i przygryzając sumiaste wąsy Jolan powrócił do poprzedniego wątku. List był interesującą możliwością – z także intrygującą zagadką. Był w tym podobny zresztą podobny do swego twórcy. Adalbert był niezwykłą osobą. Nostalgiczny uśmiech pojawił się na wargach maga na wspomnienie młodych lat i mężczyzny który pomógł mu w tak bezinteresowny sposób...

Zmienny jak pogoda w jednej chwili poważny uczony, w drugiej żartowniś gotowy dla zobaczenia reakcji straży wymalować czerwoną farbą antypaństwowe hasła na murach świątyni, a w trzeciej zaciekły wojownik opętany żądzą dowiedzenia swojej wartości na polu walki. Człowiek kaprysu, który przeczył wszelkim przewidywaniom... Czas zatarł już większości wspomnienia o nim, ale Jolan wciąż dobrze pamiętał ciepły, silny uścisk dłoni i przenikliwe niebieskie oczy.

Pozostało pytanie: czemu teraz? Czemu po tak wielu latach? Czemu ktoś miałby wysyłać taką notkę do maga, z którym Adalberta nie łączyło już właściwie nic? List nie był w dodatku nowy – wymięty, stary pergamin i spłowiały atrament świadczył o tym dobitnie. Jak stary jednak, pozostało otwartym pytaniem...

<-->

Laska Jolana stukała rytmicznie o klepisko ‘rynku’ o ile można było tym dumnym mianem obarczyć otoczony domami placyk z pojedynczym drzewem wieszalnym pośrodku. Jolan z zaciekawieniem spojrzał na wiszące z gałęzi truchło ledwie widoczne w mętnym świetle późnego zmierzchu. – ...lincz? – zastanowił się, by po chwili zkonkludować – ...nieważne. – W końcu tego typu widoki można było zobaczyć często.

Zatrzymując się na chwilę aby odzyskać oddech Jolan raz jeszcze wrócił do czekającej go decyzji. Adalbert miał córkę – tutaj mag uśmiechnął się na wspomnienie - jak przez mgłę wparwdzie, ale jednak pamiętał żwawe raczkujące dziecko. – oczywiście będąc młodym i narwanym głupcem zaangażowanym w dochodzenie swego nie zwracał uwagi na takie rzeczy. To przyszło z czasem. - Teraz miałaby ile? Pietnaście lat... – wyszeptał - Bogowie jaki kawał czasu. Całe pokolenie! – Nagle zaśmiał się cicho – jeśli przejęła choć trochę krwi Adalberta i jego nieokiełznaną energię, mógł doskonale wyobrazić sobie jakim horrorem była dla nianiek a później przyzwoitek. Z pewnością była interesującą osobą... I jeszcze ten list...

Ciekawość była jak syreni śpiew. Patrząc nad czubkami drzew w kierunku odległego Altdorfu, Jolan zdecydował się dojść do sedna tajemnicy.
 
Wellin jest offline