Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2014, 10:42   #1
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
REJS [Horror 18+]

To był piękny, słoneczny dzień. Luksusowy statek „DESTINY” przygotowywał się do wyjścia w morze. Na błękitnym niebie nad Miami nie widać było ani jednej chmurki, co zapowiadało naprawdę cudowną aurę dla tysięcy wycieczkowiczów wchodzących na pokład.

Odziani w idealnie uprasowane i wykrochmalone uniformy stewardzi biegali pomiędzy kolejnymi gośćmi, wskazując kajuty, przenosząc bagaże, instruując o zasadach panujących na pokładzie wycieczkowca. Nienaganne maniery stewardów były owocem ciężkich szkoleń i starannej selekcji . Gości z klasy VIP witał osobiście kapitan lub jego zastępca prowadząc w stronę luksusowych kabin – apartamentów, których nie powstydziłoby się wiele luksusowych hoteli.



Jedne kajuty były mniej szykowne, drugie nieco bardziej eleganckie, wszystkie jednak funkcjonalne i dobrze wykorzystujące ograniczoną przestrzeń okrętu.

Może i nie był to szczyt luksusów, ani nie oferował gościom zbyt wiele przestrzeni, ale okręt nadrabiał to innymi atrakcjami. Teatr, kasyno. Miejsce do gry w golfa, baseny, sklepy i centra fitness – każdy mógł tutaj znaleźć coś dla siebie.

Szczególnie nocą miejsce to mogło urzekać swoim pięknem.


Na okręcie panował pozorny chaos. Kolorowo ubrani, podekscytowani ludzie próbowali jak najszybciej rzucić się w wir zabawy. Łatwo było zauważyć, że na pokład „Destiny” wchodzą rożni ludzie – rodziny z rozwrzeszczanymi dziećmi, single płci obu, nowożeńcy w podróży poślubnej, znudzeni VIP-owie, którzy byli rozpoznawalni raczej z pierwszych stron drugorzędnych magazynów ilustrowanych, podstarzali biznesmani, którym powiodło się w życiu, ich „świta” złożona zawsze z przynajmniej kilku gotowych na każde kiwnięcie palcem asystentów, podstarzałe damulki wypatrujące młodych gigolo, chętnych urozmaicić im podróż. Cały przekrój amerykańskiej społeczności, złożonej jednak głownie z tych, którym zasobność portfela pozwalała na taką wycieczkę do raju.

Pośród tych wszystkich ludzi było jednak kilka osób wmieszanych pomiędzy pasażerów, na które nikt nie zwracał uwagi. Co prawda każdy pasażer został dokładnie sprawdzony, jego bagaż prześwietlony pod katem niebezpiecznych ładunków czy też broni – na pokładzie „Destiny”, podobnie jak na pokładzie samolotów posiadanie niebezpiecznych narzędzi było zabronione, a broń – o ile pasażer otrzymał pozwolenie na jej wniesienie – musiała być przez cały rejs zdeponowana w specjalnym sejfie pod groźbą usunięcia je posiadacza z pokładu i sankcji prawnych – to jednak ryzyko zamachu terrorystycznego było brane pod uwagę przez armatora. Ludzie ci byli prywatnymi ochroniarzami statku działającymi „pod przykrywką”, a ich tożsamość znana była jedynie kilku osobom na pokładzie w tym, rzecz jasna, kapitanowi.

I chociaż fataliści i specjaliści od statystyk potrafili wyliczyć prawdopodobieństwo różnych niebezpiecznych zdarzeń, to nikt jednak nie potrafił przewidzieć tego, co przytrafi się „Destiny” w ciągu kilku najbliższych dni. A gdyby ktoś nawet potrafił przewidzieć los okrętu i znajdujących się na nim ludzi i chciał o tym opowiedzieć komukolwiek, natychmiast zostałby odizolowany od reszty społeczeństwa i podany terapii, której celem byłoby przywrócenie takiej osobie bez wątpienia utraconego zdrowia psychicznego.
Punktualnie o godzinie 11:15 „Destiny” opuścił port w Miami, przy wtórze wiwatów ludzi na nabrzeżu odprowadzających swoich bliskich na pokład i wycia pokładowych syren.

Rejs właśnie się rozpoczął.

A nad nieświadomym okrętem zawisło widmo rychłej zagłady.

Piekło wyciągało szpony po to, co mu zabrano. I nie liczyło się z tymi, którzy staną mu na drodze.


JOHANNA BERG

Johanna przybyła na statek jako jedna z pierwszych. Jej trupa artystyczna została przywitana przez drugiego oficera, który – po kurtuazyjnym wprowadzeniu – przekazał im najważniejsze informacje o „DESTINY”. Wycieczkowiec robił wrażenie. Może nie należał do najdroższych i najbardziej luksusowych w swojej klasie, lecz i tak znajdował się na wysokiej pozycji na liście najlepszych transatlantyków na świecie. Przynajmniej tak zaręczał drugi oficer.

Johanna czuła pewną ekscytację. Musiała to przyznać. Owszem, koncertowała w wielu miejscach, na wielu salach i w wielu filharmoniach, ale występy na płynącym przez ocean okręcie było dla niej czymś nowym. Dla grupy, z która dziewczyna występowała, również.

Otrzymała kabinę 6216 na Górnym Pokładzie, która okazała się interiorem bez widoku na ocean, a na dodatek miała ją dzielić z Vanessą Vigo, niewysoką, ciemnowłosą i jasnoskórą skrzypaczką, z którą w sumie, jak do tej pory, zamieniła tylko kilka zdań. Nie tego oczekiwała, ale cóż zrobić. Miejsce na okręcie było w cenie, a armator zapewne wolał na nim zarobić, sprzedając lepsze kajuty komuś, kto za bilet płacił, a nie komuś, komu musiał dodatkowo zapłacić za występy.

- Jakoś damy radę – pocieszyła ją Vanessa. – To tylko dwadzieścia dni. No i karnawał w Rio.

Johanna nie do końca podzielała entuzjazm koleżanki. Miała wręcz pewność, że tak felerny pokój dostała tylko dlatego, że Russel Ingerd – ich menadżer – miał do niej o coś „focha”. Może będzie musiała z nim pograć ostrzej i odzyskać miejsce w jakiejś wygodnej, jednoosobowej kabinie z widokiem na ocean, jak cywilizowani ludzie na poziomie.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 25-03-2014 o 19:18. Powód: dodanie gracza
Armiel jest offline