Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2014, 01:35   #8
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Ludzie będący w głębokiej finansowej dupie robią różne rzeczy. Najczęstrzym ich zajęciem, można powiedzieć, że hobby, jest pogarszanie swojej sytuacji. Alkohol, dragi, inne egzotyki. Bo przecież jest prościej przychylić kielona i zapomnieć, czy strzelić w żyłę i w ogóle nie być świadomym problemu. Państwo, choć niekoniecznie społeczeństwo, chce pomagać takim ludziom i robi to z mniejszym, czy większym skutkiem. Inaczej mówiąc - nie zapomina się o tym i przynajmniej “stara” coś zrobić i pomóc. Gorszym przypadkiem są osoby, które pomimo wszystkiego odmawiają całej pomocy i zaciskając pięści i pośladki mówią z zaciętością “poradzę sobie”, “dam radę”, “nie potrzebuję pomocy”...

* * *

- Poradzę sobie, dam radę, nie potrzebuję pomocy - odrzuciła nie chcąc kontynuować rozmowy ze znajomym ratownikiem.

- No cholera, no. Kobieto, ogarnij się, w ogóle mnie nie słuchasz. Nie jesteś przecież sama… - młody, lecz doświadczony w swojej profesji gość, westchnął ze zmartwieniem starając się znaleźć argumenty, które ją przekonają do zmiany zachowania - Okej, nie powiem, że wiem jak to jest, bo przyznam, że nie mam pojęcia. Ale cholera, gdybym sam stracił przez swoją byłą mieszkanie i cały majątek to bym skorzystał z pomocy znajomych. Byłoby wtedy łatwiej. Będzie Tobie łatwiej jak tak zrobisz. A Ty do nikogo się nie odzywasz, nagle odwracasz się od wszystkich, co chcą Tobie pomóc i wiecznie bierzesz dyżury. Praktycznie od trzech miechów mieszkasz tu na pogotowiu. To jest za dużo jak na jedną osobę, nie dasz rady. Zrób tak jak ja mówię, jak mówią wszyscy. Nie chcemy mieć kumpeli w pierdlu a obok siebie, potrzebujesz naszej pomocy, tylko tego nie~

- Wychodzę, mam samolot za dwie godziny - przerwała i nie pozwoliła dokończyć jego wywodu. W prawdzie w ogóle go nie słuchała, skupiona przy kończeniu pakowania wszystkich swoich gratów z pomieszczenia rekreacyjnego w którym faktycznie prawie mieszkała przez ostatni kwartał.

* * *

Transport do Miami był cholernie skomplikowaną rzeczą mając między nogami motocykl podkręcony i przystosowany do miejskich ratowniczych wycieńczeń. Nie miała go gdzie zostawić, więc musiała zabrać go ze sobą. Jazda nim przez połowę stanów odpadała całkowicie a jedynym sposobem jaki mogła przeteleportować się na miejsce docelowe było połączenie, które prawie wyczyściło jej portfel do reszty, zostawiając paredziesiąt dolców. Jednak znalazła się tam gdzie potrzebowała. Może jedenaście godzin przed wypłynięciem ale jednak - mówi się trudno. Spędzenie jednej nocy bez dachu nad głową nie należało przecież do najtrudniejszych. Są ludzie, którzy żyją tak na co dzień a Clem, choć była tego bardzo bliska, jeszcze nie należała do tej grupy. Jeszcze…

* * *

- Przepraszam, zauważyłam pani motocykl~ - zaczęła niespodziewanie nieznana matka stojącego niedaleko rozpłakanego smarkacza, wybijając całkowicie Clem z kontemplacji - ~Jak się cieszę, że panią znalazłam~ ~Mój syn przewrócił się i ma rozdarte kolano~ ~Czy mogłaby pani~

Siedzenie przy plaży i oglądanie wschodu słońca zawsze musiało być przerywane. Zawsze, włączając to przede wszystkim przypadki, gdzie było jej przerywane w połowie fajki - to było najgorsze.

- Pewnie - odpowiedziała bez większego wyrazu ani przejęcia odstawiając gdzieś na bok papierosa, by po wszystkim do niego wrócić. Wstała z nieco przysypanego piaskiem chodnika tuż przy wybrzerzu.

Zrobiła parę kroków do wielkiej czerwonej torby na tyle motoru mierząc chwilę wzrokiem malca, który choć dzielny, wciąż się mazał na widok odrobiny swojej krwi. Założyła rękawiczki i wyciągnęła parę rzeczy.

- Pokaż, no - odezwała się neutralnie, kucając już przy chłopaku - Usiądź - Na jego samego nie zwracała większej uwagi, skupiła się na tym, co miała zrobić. Oczyścić, zdezynfekować, zakryć, przykleić, opatrzyć.

Malec widział dzielną pani doktor w akcji ratowania własnej skóry, jego matka widziała osobę, którą zesłał sam bóg o którym i tak prawie cały czas mówiła w niekończącym się potoku komentarzy i ulg związanych z szybkim odnalezieniem pomocy.

- I po wszystkim. Za dwa dni się zagoi - odpowiedziała tym samym neutralnym tonem.

Całą falę podziękowań nie zarejestrowała będąc skupiona gdzieś w sobie na czymś zupełnie innym, albo mówiąc precyzyjniej na niczym. Kontemplowała dogorywając i starając się nie zasnąć całkowicie. Przez noc kawa, papieros, papieros, kolejna kawa, nad świtem już sam papieros. Najwidoczniej to nie pomogło, bo sam świt przegapiła nawet nie orientując się kiedy. Słońce było już zdecydowanie wyżej niż zakładała. Była znużona a odpoczynek nie przynosił efektów. Nawet wypalić nie mogła w spokoju, bo ktoś musiał jej przerwać. A właśnie zostawiony na chwilę papieros wypalił się sam zostawiając tylko tlącego się wymiętolonego peta.

Całe życie pod górę.

* * *

Na Destiny dobrnęła w końcu z pełnym bakiem benzyny, którego tak bardzo będzie potrzebować na pokładzie, że aż wcale - ale jednak, z nowo zakupioną baterią fajek i innym obładowaniem jak muł juczny. Odsyłając motor w odmęty ładowni, bez większego humoru wczołgała się na trap w jednej dłoni mając potrzebne papierki a w drugiej swojego palącego się przyjaciela. Obsługa przejrzała dokumenty i przytakując wpuściła na pokład. Jednak nie ze wszystkim.

- Bez fajki - zasądził stanowczo jeden z gości pilnujących trapu.

Niestety z pewnym kwestiami nie można było dyskutować a po paru szybkich i głębszych buchach papieros wyleciał za burtę do wody a sama jego właścicielka wyminęła pracowników nie chcąc z nimi już gadać.

Pokój wyglądał całkiem sensownie. Zawsze lepsze to niż nic. A tak się składało, że Clem miała dokładne nic. Trzy wolne łóżka z czterech. Najwidoczniej Tracy jeszcze była na pierwszej porannej zmianie. Clem objęła brzegowe wolne łózko zrzucając na nim wszystkie swoje graty. Mogła chwile odetchnąć nie musząc się niczym i nikim przejmować. Wyciągnęła więc słuchawki, by rzucić się w połowie na łóżko a w połowie na swoje toboły. Włączyła trzeszczącą muzykę i przymknęła na chwilę oczy starając się odprężyć.

Zanim się ocknęła i zorientowała, muzyka w słuchawkach już nie grała. Było słychać tylko energiczne nawijanie wszystkich już trzech współlokatorek. Mówiąc precyzyjniej Mia nawijała za nie wszystkie.

- Kochana! Jesteś na największym okręcie pasażerskim po ten stronie ameryki! I jeszcze Tobie za to płacą! Naprawdę jest się z czego cieszyć! - starała się rozświetlić czarną sytuację najdrobniejszej osóbki, której przypadła najgorsza i najbardziej niewdzięczna robota sprzątania - Jako jedyna będziesz mogła liczyć na napiwki z naszej czwórki. Ja będę musiała obejść się smakiem i nacieszyć się całodniowym macaniem przystojnych nadzianych facetów - obróciła wszystko w żart celowo nie wspominając o tym, że w większości jest całkowicie odwrotnie - Największy statek to i najlepsza załoga, no nie Clementine? - zwróciła się do zbierającej się do kupy po przebudzeniu ratowniczce.

Załoga widziała się pierwszy raz w życiu, jednak z rozpiski dostarczonej przez armatora znała nazwiska współlokatorów. Jedynie, co Clem mogła odpowiedzieć to pokiwać potakująco i nie przytomnie głową powodując uśmiech zrozumienia u rozmówczyni.

- A co u Ciebie śpiąca księżniczko? - odezwała się tym razem malutka Trecy, zgodnie ze wszystkimi uznając moment przywitania za odbyty.

- Fajki… - odmruczała niemrawo po chwili.

- A widzisz. Trzeba się wycwanić. - pomachała ze sprytnym uśmiechem czymś długopisopodobnym.

Minęło jeszcze trochę czasu zanim wszystkie pracownice oporządziły swoje rzeczy, wypakowały się, ogarnęły łazienkę i ujarzmiły krytycznie małą ilość miejsca w okolicach lustra i kranu. Większość była przy wspólnych rozmowach. Wiadomym było, że najbardziej aktywna będzie Mia, później odpowiadająca na pytania Trecy i ciągnięta za słowa Janices. Sama Clem również reagowała na wszystko, jednak niekoniecznie słowami a całą masą innych sposobów. Znużony człowiek nie ma ochoty na rozmowy - tak przynajmniej tłumaczyła sobie to reszta.

- Wiesz, nie jest trudno ale trzeba mieć swoje sposoby. Ja na przykład wyobrażam sobie, że jest to… Guy Jones. Ta jego uroda i w ogóle. Nie ma co, każdej się podoba. Rękę dam sobie uciąć. Co nie Clementine? Co o nim myślisz?

Clem skrzywiła się lekko nie oczekując nagłych pytań. Zamiast wzruszyć ramionami wzruszyła kancikami ust.

- Nie żyje. Stalowy pręt przebił mu płuca. Utopił we własnej krwi zanim karetka zdążyła dojechać. - udzieliła wyczerpującej odpowiedzi na zadane pytanie wchodząc do łazienki wrzucając poskładane ręczniczki i od razu wracając. Współlokatorki ucichły nieco zszokowane - ...No co? - dorzuciła widząc na sobie wzrok wszystkich.

- Ale… Ty masz… Wspaniałe wyczucie… Czarnego humoru… - Podsumowała Mia naciąganym uśmiechem do opisanej dość masakrycznej sceny dla nieprzyzwyczajonych osób. Zauważyła, że ratowniczka była najmniej rozrywkową osobą w towarzystwie. Również nie miała zamiaru tak tego zostawiać - Jak tylko skończymy zmianę to wyciągamy cię na balangę. Musisz się rozerwać trochę. Jak widać potrzebujesz odrobiny luzu, kochana - zadecydowała za wszystkich, jak się okazało za aprobatą.

Postawiona przed faktem dokonanym Clem nie wiedziała, co powiedzieć. W sumie jeśli mowa o jakieś przyszłości - jej było bez większej różnicy. Jak będzie to będzie.

* * *

Paręnaście minut przed odbiciem od brzegu stała wyszykowana w uzbrojonym czerwonym mundurze pełnym wszelakich odblasków i oznaczeń medycznych. Zmarnowana i znużona twarz na niewyróżniającej się wysokości odbijała się od lustra oceniając swój wygląd. Może nie był taki zły? Może sama na siebie patrzyła o wiele krytyczniej niż wszyscy na nią? Nad tym się nie zastanawiała, tylko ogarnęła czarne krótsze włosy, choć z pewnością nie tak krótkie jak w przypadku Janices. Niestety, z tym, co widziała nic zrobić się już nie dało. Ten typ tak ma. Teraz tylko jeszcze przydałoby się chwycić za torbę medyczną i zapalić przed rozpoczęciem zmiany u menagera….
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 27-03-2014 o 01:54.
Proxy jest offline