Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2014, 09:27   #11
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Świat zwariował. Gdyby jeszcze dwa miesiące temu ktoś powiedział jej, że wyląduje w kolejce do luksusowego liniowca, wyśmiałaby go i kazała odstawić na jakiś czas prochy...chociaż nie, tylko idiota pozbawia się zarobków. Lepiej zaproponować połowę. Głód, nie do końca zaspokojony, szybciutko przywiałby delikwenta z powrotem w jej czułe objęcia, a ona, z uśmiechem na ustach, podarowałaby spragnionemu następną dawkę ulotnego szczęścia. W końcu klient służył tylko jednemu: napełnieniu kabzy handlarza, nic innego się nie liczyło. Pełen portfel potrafił zdziałać cuda. Otwierał pozornie zatrzaśnięte drzwi, rozwiązywał ludzkie języki, kupował czyjąś lojalność równie dobrze co strach. Zapewniał też wolność i nadawał światu intensywności z pomocą gromady chemicznych przyjaciół. Extasy, wóda, mefedron, psychotropy, LSD, amfa, efedryna, hasz, grzybki, hera, koks - szczęście ma wiele imion.

J.J. nie była nikim istotnym, ot kolejną pasażerką chcącą po promocyjnych warunkach dostać się na karnawał w Rio, korzystając po drodze ze wszelkich oferowanych przez przewoźnika atrakcji. Na pierwszy rzut oka budziła sympatię: wysoka, uśmiechnięta brunetka o okrągłej twarzy wiecznej małolaty, wąskim, lekko zadartym nosie i wielkich czarnych ślepiach, okolonych firaną długich rzęs.
Ubiorem wtapiała się w tłum. Jeansy, lenonki, czarna podkoszulka i kraciaste baleriny - wszystko ze średniej półki sieciowych molochów. Na louboutiny, czy kiecki od Armaniego mogły pozwolić sobie laski wchodzące wejściem dla vipów. Julia działała w cieniu, zbędny przepych pozostawiając tym, których źródła dochodów nie budziły kontrowersji.
Oparta plecami o stojącego za nią latynosa bez skrępowania mogła podziwiać paradę luksusu, przewijającego się przy wejściu dla wybrańców.

Podział na równych i równiejszych był, jest i będzie na wieki wieków, Amen. Bogaci z oddaniem czcili papierowe oblicza prezydentów, modląc się do nich, śniąc o kolejnych zerach na koncie i zaklinając rzeczywistość. Ustalali reguły i wyznaczali granicę pomiędzy dobrem, a złem. Tym co dozwolone, a czynami zasługującymi na społeczny lincz. Mając odpowiednie środki nawet morderca i gwałciciel mógł chodzić wolny po ulicach, śmiejąc się szyderczo do rodzin pomordowanych. Dobra papuga, odpowiedni PR w mediach i boom! Potwór staje się ofiarą systemu, skorumpowanych glinarzy, czy bogu ducha winnych, niemających ze sprawą nic wspólnego frajerów. Kozłów ofiarnych. Zagadka na dziś: kto stanie w obronie biedaka?
Otóż biedaków każdy ma w dupie. Kolejna sprawa rozwiązana, ku chwale Ojców Założycieli, Dziewiętnastej Poprawki i bonów zniżkowych Walmartu!
Jestem szurnięta - przemknęło dziewczynie przez myśl.

Rejs zapowiadał się cudownie. Pogoda dopisywała, a perspektywa ponad dwutygodniowego zbijania bąków przy basenie, zakończona baletem w Rio przeganiała wszystkie smutki. Zero stresu, zero nerwów - tylko drinki, palemki, zabawa, małe co nieco. Pełen relaks.
Coraz trudniej było Julii ukryć podniecenie. Miała ochotę wyściskać Rodrigueza, po raz dwudziesty tego dnia. Pieprzony, ulizany meks. Gdyby nie on, siedziałaby teraz na kanapie i ryczała przy reklamie płatków śniadaniowych, a tak z bagażem pod pachą i głową pełną marzeń ruszała na spotkanie przygodzie.

Załadunek szedł sprawnie i szybko, biorąc pod uwagę ludzką masę czekającą na swoją turę, wręcz nadspodziewanie szybko. Nim się obejrzała, steward zapraszał ich na pokład. Idąc za nim strzelała dookoła oczami, nie mogąc się nasycić widokiem. Do Destiny pasowało jedno słowo - przepych. Mogłaby tak mieszkać na co dzień, otoczona polerowanym drewnem, puszystymi dywanami, oraz zgrają perfekcyjnie uśmiechniętych lokajów, gotowych spełnić jej najgłupsze zachcianki. Wreszcie nie musiałaby wysłuchiwać narzekań Diega na to, że budzi go o czwartej nad ranem i kwikiem zagania do kuchni po kanapkę z masłem orzechowym. Co z tego, że spał niecałą godzinę? Była głodna, koniec i kropka.

Przy drzwiach pożegnała stewarda, dziękując raz jeszcze za wskazanie drogi. Odetchnęła, gdy zapadki zamka zagrzechotały metalicznie, odgradzając ją od reszty statku. Poszło lepiej niż się spodziewała, bezproblemowo. Żadnych osobistych kontroli, niepotrzebnych nieprzyjemności. Z torbą na ramieniu od razu poszła do łazienki, by zmienić ubranie na bardziej wakacyjne. Wybrała małą czarną, na której nadrukowane mordki trollface’a szczerzyły szyderczo zęby w każdym możliwym kierunku, wysokie koturny i pasek z klamrą w kształcie napisu “Problem?”. Przeczesała włosy i założyła lenonki, zerkając w lusterko znad przydymionych szkieł.

Efekt końcowy był...intrygujący, o to chodziło. Chichocząc wróciła do pokoju.
Czas zacząć działać, poznać statek. Skorzystać z basenu i oblecieć sklepy. Na bank mieli tu coś ciekawego do nabycia, chociażby strój kąpielowy. Swojego nie mogła w domu znaleźć, zaginął bezpowrotnie w wielorasowej orgii brudnych ciuchów piętrzących się w rogu łazienki.
- Señor Rodriguez, dama potrzebuję drinka przed obiadem - rzuciła meksowi, stając w progu. Pierwszym przystankiem na trasie koniecznie musi być bar. Każda dobra zabawa zaczynała się od podwójnej szkockiej.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline