Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2014, 13:04   #9
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
W tym samym czasie, u Ginryo...

Marines precyzyjnie wyleciał w powietrze a lokalizując miasto natychmiast przeniósł się pod jego bramę.
Nastąpił dziwny efekt zmęczenia, odrętwienia. Przy próbie “bliższego” skoku nie było zadowalającego efektu.
Przy bramie stało dwóch strażników, którzy z nieukrywanym zaskoczeniem przyglądali się nagłemu pojawieniu przybysza.

- Irytujące… - wymruczał pod nosem Ginryo. - Witam panów. Możliwe że bylibyście w stanie udzielić mi pomocy? - zapytał strażników z uśmiechem.

- Eee. O co chodzi mości panie. - Zapytał pierwszy

- Jestem, jak możecie się domyślać, przybyszem z innego świata. - powiedział Ginryo z uśmiechem - Wraz ze mną przybyło tu kilka innych osób, które niestety wydają się być złapane w jakiegoś rodzaju… pętlę. Cały czas trafiają na tę samą polankę. Zastanawiałem się czy nie moglibyście zorganizować jakiejś wyprawy ratunkowej. W końcu, jest rzeczą stróży prawa by chronić niewinnych. - Dodał wesoło. Był w dobrym humorze.

- Dobre gadane. Tyle że jeno my bramy strzeżemy. Do lasu z resztą mało komu chce się chadzać.
- Nowy przybysze... hmm. Oh! Toście w mrocznym lesie wylądowali. Dobrze żeście nie trafili. Tym bardziej przełożeni pomocy nie wyślą.
- Eri!
- Tak. Właśnie. Eri. Panie. W barze “pod rogatą bestyją” siedizeć powinna. To nasza łowczyni.
- Ona wiedzieć powinna jak z lasu wyjść i do niego wejść.
- To jedyne wyjście, albo też samemu drogę trza znaleźć.

- Oh, lepiej poprosić miejscowych o pomoc. - powiedział Ginryo - Jak można dojść do tego baru?

- Prosto przez bramę. Będzie zaraz po prawej. O! Tam widać szyld. - Wskazał strażnik

- Dziękuję… - zamruczal melodyjnie Ginryo, przechodząc przez bramę, i ruszając we wskazanym kierunku. Z uśmiechem na ustach, wszedł do środka.

Jak to bywa w Karczmach, duszno, gwarnie ale przyjemnie. W środku było tłoczno. Wiele indywiduów, z czego zapewne większość również nie z tego świata.



No i oczywiscie Kelnerka i barman.



Ginryo wszedł do karczmy, jego płaszcz powiewał za nim delikatnie w rytm kroków. Mógł spokojnie patrzeć ponad tłumem. Zbliżył się do barmana.
- Przepraszam… - zapytał, nachylając się delikatnie - Poszukuję… - zawahał się, jak gdyby przypominając sobie imię - Eri. Gdzie mogę ją znaleźć? - jego głos był miły dla ucha i zrelaksowany. Ale mimo to… można było od niego wyczuć pewną aurę doświadczonego żołnierza.

- Eri siedzi tam. - Barman wskazał na kotkę z łukiem. - Emm. A ty to? - Przyglądał się ukosem na płaszcz Marines.

- Ginryo. Admirał kwatery głównej marines. - spojrzał na niego ciekaw - Czyżby pojawił się tu ktoś z takim samym płaszczem?
- Hmm. Zapewne przyjaciel... Jednak nie słyszałem już o nim od dawna. - Chwycił za zamykany pojemnik i zaczął nim potrząsać, następnie wylał trój-kolorowy trunek do ozdobnej szklanki. - Rustel! Rose zanieś pani. - Kelnerka ukłoniła się marines i zabrała zamówienie.

- Och…? Chyba wiem o kogo chodzi. Ale porozmawiamy na ten temat jak wrócę. Na razie potrzebuję pomóc paru nowym przybyszom. - Pojawił się przed Eri, kłaniając się delikatnie. - Uszanowanie, panienko. Powiedziano mi że możesz pomóc moim… towarzyszom… wydostać się z mrocznego lasu. Byłbym wdzięczny gdybyś tej pomocy udzieliła. - powiedział, grzecznie, ale bez formalności.

-Nnnnn- słodki odgłos mruczenia. - Ciekawe czyj pomysł ~nya. ich tam zapędził~nya. Gdzie dokładnie są~nyu?

- Nie pomysł, a raczej los… to przybysze. Jak i ja. A co do tego gdzie… polanka z jeziorem. - powiedział, po czym podał jej jak najdokładniejszy opis okolicy.

-Aaach~nya. Barier~nya. Pewnie na szliscie cały czas prosto~nya. Jak ktoś chodzi tak do oporu to w końcu z tego wyjdzie bo mu się znyuudzi. - Uśmiech. - Szybciej jeżeli sami sobie z tym poradzą~nya.

- Ach. Czyli niepotrzebnie się martwiłem… - zamruczał z rozbawieniem Ginryo - Teraz muszę tylko znaleźć Kuroryu… choć z drugiej strony, może lepiej nie zostawiać młodzików na pastwę lasu…? - zastanawiał się na głos.|
- Kasuo~nyan? - Zapytała kotka reagując na imię.

- Och? To jest nietypowe… - zamruczał Ginryo - Podzielił się z tobą swoim imieniem…? Nietypowe, jak na niego… - spojrzał na Eri uważniej. Możliwe że mógł dowiedzieć się więcej - Co o nim wiesz…?

- Trochę~nya. - Odparła wymijajaco. Patrząc podejrzliwie na przybysza.

- Pytam, bo mam mu do przekazania listy i rozkazy z kwatery głównej. - rzucił jak gdyby nigdy nic Ginryo - Nie wspominał o mnie? Służyliśmy razem przez przeszło dwadzieścia lat, a on o mnie nie wspomniał? Oczywiście. - prychnął z irytacją Hosho. - Typowe. Na nikogo już nie można liczyć. - mamrotał pod nosem.

- Nyeee wspominał~nya.

- A ocalenie życia na New Forgoland to co?! Też zapomniał, oczywiście. Irytujący dupek… - mruczał dalej zirytowany Ginryo - Wiesz gdzie mogę go znaleźć? Rozkazy…

- Sama chciała bym to wiedzieć~nya. Mam z nim rozmowę do przeprowadzenia~rrrr. - zabrzmilo groźnie. - Ostatni raz jak go widziałam to kierował się do stolicy~nyu... San Serandinas~nya.

- Nawet piekło drży przed gniewem kobiety… - zamruczał rozbawiony Ginryo. Ciekawe czy Kaso odzyskał swoją niewrażliwość? Mogła mu się przydać. - Dzięki za informacje. Pójdę. Popytam. Przekaże pozdrowienia. - uśmiechnął się delikatnie - Ah, i jeśli mógłbym prosić o przysługę… pomóż choć odrobinę tamtym nowym. Ja sobie poradzę, ale oni… niektórzy mogą zginąć, a to by było niefortunne… - dodał, wyraźnie odrobinę zakłopotany.

- Nymmm. - Kotka wstała, przywdziała kapelusz z piórkiem i przejechała po strunach harfy swego łuku. Kierowała swe kroki w kierunku wyjścia z baru.

- Hmm… chyba też się będę zbierać… - zamruczał Ginryo, ruszając za nią - Pomogę ci ich doprowadzić do miasta, a potem ruszę w moją stronę. Ma to duże znaczenie… dla Kuroryu i dla tego świata.

- Mówisz jakbyś to wiedział~nya.
Jakiś czas później para biegła w stronę lasu. Marines odczul dziwną obecność na wschód od miasta. W okolicy drogi biegnącej w tamtejszym kierunku. Daleko. To co było dziwne to bardzo wysokie niebezpieczeństwo tej obecności.
- Coś nadchodzi… coś groźnego… - rzucił Ginryo, patrząc w stronę obecności. - Spieszmy się, mam co do tego złe przeczucia.

- Nei tylko przybysze przybyli ido tego świata~nya. - Stwierdziła kotka. - Stwory także się pojawiły i nie tylko zwierzęta~rrrrr. Gdzie to jest~nyu?

- Tam… nie przeżyją wszyscy jeśli to się na nich rzuci, nie ważne co to dokładnie jest… - rzucił tylko Ginryo, wskazując palcem na w kierunku bestyjki.

- Raczej mają szansę przeżyć~nya. O ile las ich nie wykończy~nyrrr. - Spojrzała jeszcze na chwilę na marines. - Z pewnością wiesz że to coś jest groźne. Nyu? To pewnie coś podobnego do tego z czym walczył twój przyjaciel razem~nya. Razem ze mną~nya. - dodała. - A teraz do lasu~nyan.

- Mogę to wyczuć… - rzucił po prostu Ginryo - Nie wiem co to dokładnie jest, ale jest silne. - Zastanowił się przez moment, dalej biegnąc za nią do lasu - A jak poradził sobie Kuroryu? - zapytał z ciekawością.

- Razem daliśmy radę~nyan.

- Nieźle. Ale to co tam się kryje… - rzucił w odpowiedzi Ginryo - Dam sobie z tym radę. Ale to stworzenie… - pokręcił głową, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Będę musieli sobie jakoś poradzić. Na razie miał nadzieję że zdąży. - Spieszmy się… - wymruczał ponownie.

***

Nanaph postanowił ponowić taktykę, tym razem biorąc poprawkę na drugi atak. Unik, unik i kontra. Przy ustaleniu najlepszej możliwej pozycji mógł też pomagać obserwujący wszystko z innej perspektywy Christos, od strony którego można było usłyszeć trzask zwiastujący powrót barku do normalnej pozycji.
Walka gubernatora była prawdziwą zabawą w kotka i myszkę. Odskok w lewo. Odskok w prawo. Płytkie cięcie w jedną z nóg, kopyt, czy na czym te gadziny chodzą. Stwory charakteryzowały się wielką siłą i zwinnością, toteż kontrataki były nieczęste, aczkolwiek skuteczne. Gubernator niemal pożegnał się z ręką przy trzeciej próbie… na szczęście dzięki ponadludzkiej szybkości zdążył wydostać dłoń spomiędzy szczęk potwora, zanim te do końca się zamknęły.

Kolejne gady obrały za cel Kinemona. Jeden chciał naskoczyć od prawej. Drugi nabiegał od lewiej chcąc chwycić za niższe częsci tułowia.|
Samuraj stał niewzruszony niczym skała pośród tego bitewnego zgiełku. Jedynie lekko pochylona sylwetka i ręka na rękojeści miecza zdradzały, że jest gotowy do walki. Nie był jednak bierny. Stworzenia były szybkie, silne oraz wytrzymałe. Pozostawało sprawdzić do jakiego stopnia. Ruchy, wyuczone poprzez niezliczoną ilość treningów były błyskawiczne oraz instynktowne. Skoczył w lewo, na spotkanie przeciwnika. Stopę postawil na głowie jaszczura uniemożliwiając mu kłapnięcie szczękami. Ostrze z sykiem wysunęło się z węgorza. Mięśnie napięły się momentalnie. W półobrocie ciął drugiego stwora, przez szeroko otwartą paszczę, by błyskawicznie złożyć się do parady na wysokości obojczyka. Pazury grubości noży kuchennych ześlizgnęły się nie błękitnym ostrzu. Wytrawne oko zauważyło by drganie rozgrzanego powietrza za ogonem jaszczura. Bestia ciężko opadła na trawę i zastygła w bezruchu. Z poszerzonej szczęki nie wypływała krew, a rany tliły się delikatnym ogniem.
Drugi obrócił się już w miejscu i zasyczał złowieszczo. Przypadł do ziemi i ruszył w kierunku samuraja, kołysząc ogonem. Tym razem atak był bardziej stanowczy, mniej “dziki”. Stworzenie nie rzuciło się w szale. Zamarkowało próbę chwycenia mężczyzny za kostkę by następnie przeszyć powietrze swoimi pazurami. Kinemon nie dał się oszukać. Cofnął stopę zamiast odskakiwać i odbił atak kataną. Cofał się roztropnie, parując bądź odskakując przed szczękami. Musiał pamiętać, że walczył z bestią. A ta atakowała w sposób powtarzalny. Wyczuł rytm ataku i przygotował się do kontry. Zamiast parować, związał szpony stworzenie mieczem i zsunął go po ostrzu. Jednocześnie przeniósł się od jego łapą, tnąc od góry miejsce połączenia kończyny z tułowiem, gdzie spodziewał się natrafić na tętnicę. Ostrze nie zanurzyło się w ciele tak głęboko jak chciał ale najwyraźniej zdało egzamin, gdyż jaszczur zakwilił radośnie. Chapnął na odlew w jego kierunku, ale Kinemon już wbiegał na jego grzbiet chcąc przyszpilić go do ziemi. Uderzenie posłało go w powietrze niczym szmacianą lalkę. Przeleciał kilka metrów i wyrżnął barkiem o drzewo. Zapomniał o ogonie, który najwyraźniej służył niczym morgenstern. Jaszczur kręcił się w miejscu wydzierając z siebie żałosne odgłosy, smagając dookoła ogonem, jakby nie zauważywszy, że wojownik znajduje się już w innym miejscu.
Kinemon podniósł się ostrożnie na równe nogi. Ruszył przed siebie truchtem, po czym zaczął przyspieszać. Bestia czekała już na niego, przylgnąwszy płasko do ziemi. Samuraj nastawił ostrze do cięcia. W ostatniej chwili zrejterował półobrotem w prawo, w ostatniej chwili uniknął ogona, który wystrzelił zza głowy stwora niczym bicz. Wojownik nagle zmienił kierunek obrotu, w lewo, przepuszczając atak za swoimi plecami. Dokręcając obrót przejechał ostrzem z góry, od lewej do prawej, niezbyt dokładnie, ale wystarczyło. Łuskowaty łeb potoczył się po trawie, znacząc ją szkarłatem. Dopiero wtedy poczuł pieczenie na barku. Dwie, niezbyt głębokie szramy, pamiątka po pierwszej bestii. Zignorował ból i rozejrzał się czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Wszyscy jakoś radzili sobie lepiej lub gorzej.

Jenny zbladła lekko gdy zobaczyła jakiś niewielki ludzki kształt spadający z drzewa. Przypomniała sobie o Lucasie i przeklęła w duchu dlaczego musiał on siedzieć akurat na tym drzewie. Szczęściem nie dostał główną falą uderzeniową. Kobieta nie zdecydowała się mu jednak pomóc.Chociaż czuła się winna krzywdy to przed nią jak i resztą czyhało większe niebezpieczeństwo. Poczucie winny zmieniło się w złość którą czerwonowłosa skierowała na jaszczury. Z grymasem wściekłości na twarzy przerwała grać na gitarze i zamiast tego ujęła ją za gryf i ruszyła do przodu. W pełnym biegu wparowała w najbliższego gada i im petem wyperswadowała mu, że nie powinien ich atakować. Czerwona smuga od gitary zatrzymała się dopiero na cielsku jaszczura. Nie myśląc o konsekwencjach Jenny zagłębiła się pomiędzy przeciwników. Gdy próbowali się zbliżyć z gardła dziewczyny wydobywał się głośny wrzask, a ona omiatała pole dookoła uderzeniową falą dźwięku. Mogło to jednak nie wystarczać i gdy któryś gad znalazł lukę w jej ataku Jenny miała przygotowane jeszcze inne niespodzianki w zanadrzu. Tylko jeśli któryś gad próbował na nią skoczyć, ta pozwalała mu na to. Przewracając się na plecy ciągnęła go za sobą tylko po to by obiema nogami przerzucić go dalej. Jenny nie bała się pobrudzić ani nie obawiała się teraz zbytnio bólu. Myślała tylko o tym, że ma ochotę skopać tyłki wstrętnym jaszczurom. Dosłownie.
A dla różowego węża-dżdżownicy miała w zanadrzu jeszcze dużo powietrza p płucach by ten posłuchał sobie ogłuszających dźwięków.

Erven ciął odepchniętego falą uderzeniową gada. Jego ostrze gładko przeszło przez ciężkie cielsko materializując się po przejściu przez nie. Gad spowity szarą mgiełką padł martwy turlając się przez kilka metrów po ziemi, aż zatrzymał się na pniu powalonego wcześniej drzewa.

Christos obserwował spokojnie jak drużyna rozprawia się z napotkanymi gadzinami. Gdy wszystkie zostały już ogłuszone, zabite, bądź w jeszcze inny sposób powstrzymane, rzekł:
- Zajmiemy się nimi, i wyciągniemy Lucasa. Reszta, odsapnijcie chwilę, i zaraz dołączymy do Sorena... -
Po czym zaczął przyglądać się gadom. Dwa pokonane przez Gubernatora wciąż żyły. Atak Jenny ogłuszył z pewnością jej dwóch przeciwników, lecz raczej nie zabił. Jeden z gadów został sparaliżowany, ale niestety martwy. Daje to 4 żywych, które można Dołączyć. Doskonale.
Nanaph tymczasem, korzystając z swego bystrego wzroku, szukał pośród zniszczonych drzew chłopca z zamiarem udzielenia mu szybkiej pomocy.

Osobnika tam nie było. Malec musiał uciec gdy walka rozgorzała. Pośpieszne rozejrzał się po okolicy... Jest spory kawałek na lewo od pobojowiska. Dziwne stoi w miejscu.

Młodszy z braci pospiesznie ruszył w jego kierunku, wciąż w dłoniach dzierżąc swe miecze.

Jenny sapnęła. Ciężko oddychając patrzyła na liście drzew powyżej. W końcu podniosła się z ziemi. Oszołomiony jaszczur leżał metr dalej. Wyrzucony wcześniej w powietrze przez okrzyk spadł z stłumionym łoskotem na ziemię i nie stanowił więcej zagrożenia. Kuśtykając lekko z powodu masy siniaków Jenny podeszła bliżej reszty wojowników.
- Wszyscy cali? - rzuciła głośniej rozglądając się za swoja gitarą - Widzieliście Lucasa?

- Cali i zdrowi... - odezwał się Erven - ..tylko na przyszłość musze pamiętać by nie dać się ugryźć.

- Coś nie tak? - zachrypiała z zaniepokojoną miną.

- Nic wielkiego, tylko jak to jaszczury.. nie dbają o higienę, organizm wygra, ale mogę być osłabiony przez pewien czas.. - odparł wzruszając ramionami. - ..ale co tam, jaszczurki czekają.

- Aaaha… - Jenny mruknęła tylko. Zaczęła się rozglądać za małym chłopcem, który przedstawił się Lucas. Nie mogła sobie przebaczyć, że jej atak go dosięgną i czuła, że koniecznie musi go przeprosić i sprawdzić czy nie zrobił sobie nic poważniejszego.

Christos podszedł do jednego z powalonych gadów, przyglądając się mu z delikatnym uśmiechem. Otoczyła go czarna energia ulatująca delikatnie ku górze. Kilka metrów nad głową potwora zaczęła się ona gromadzić i kształtować. Po kilkunastu sekundach energia zmaterializowała się pod postacią czarnego prętu, który natychmiast wbił się w leżącego stwora. Zwierzę chwilę drgało, a jego poczęły przybierać znajomy drużynie kształt. Cały “rytuał” powtarzał się przy jeszcze trzech żywych przeciwnikach. Ich rany zaczęły goić się w nadnaturalnym tempie. Po około minucie wstały, choć nie bez kłopotów, po czym posłusznie podążyły za Christosem.

Kiedy jego towarzysze zajmowali się sobą, lub jak w przypadku Christosa otumanionymi kreaturami, Erven powrócił do swojego normalnego cielesnego wyglądu i już pochylony nad jednym z osobników przystępował do ściągania zeń skóry zagadując do Jenny z uśmiechem.
- Masz naprawdę kawał głosu, aż strach się z tobą kłócić...

- Bez przesady - Jenny chrząknęła a jej chrypka pozostała jak wcześniej - bez sprzętu jestem nie więcej jak zwykłym człowiekiem. Nie potrafię tych… różnych rzeczy - spojrzała znacząco po mężczyźnie a potem kiwnęła głową w kierunku innych.

- I tak jest to imponujące, mogłabyś mi pomóc w oskórowaniu tych jaszczurów? Potrzebuje kogoś kto by naciągał skórę, będzie szybciej, a i podzielę się potem - powiedział Sharsth puszczając jej oczko.

Jenny ściągnęła brwi nie do końca rozumiejąc po co jej będzie kawał skóry z jakiegoś padłego zwierza.
- Ok, mogę spróbować ale nigdy tego nie robiłam - ostrzegła białowłosego.

- Nic trudnego, sam ekspertem nie jestem, ale wilki są łatwiejsze, wystarczy że będziesz naprężać skórę by była naciągnięta a ja się zajmę resztą.. - po czym dodał już szeptem - ..wiesz, jestem pewien, że są coś warte, każda skóra jest, więc te pewnie też chociaż to nie futro.

- Dobra, skoro tak mówisz. Mam nadzieję tylko, że mi żołądek to wytrzyma… - powiedziała niepewnie przypominając sobie kilka mało przyjemnych widoków.

- Jeżeli widziałaś surowe mięso to wytrzyma, gwarantuję, to nic wielkiego. - powiedział po czym zabrali się do pracy wykonując ją szybciej niż gdyby sam miał to robić. Ciężko było przeciąć skórę, ale jak już wstępne cięcia poszły, a Jenny naciągała pod wskazówkami Ervena skórę dalej szło jak spłatka. Po pierwszym przyszła kolej na pozostałą piątkę i już niedługo kończyli pracę nad czwartym łuskowatym.

Jenny trzymała swoje nerwy na wodzach. Jakoś. Stwierdzenie, że widziała surowe mięso było dalekie od prawdy. Widziała za to człowieka po ostrzale z ostrej broni. Oskórowanie choć brudniejsze było nie aż tak traumatyczne dlatego też dziewczyna wytrzymała to i jedynym efektem ubocznym była niewielka niepewność w rękach i dreszcze.
- Hm… a ten czy ty masz jakiś zawód? - zapytała Ervena.

- Zawód? Jestem badaczem, zajmuje się w gruncie rzeczy tłumaczeniami. - odpowiedział po prawdzie zagadnięty białowłosy.

- Badaczem? O To właśnie badacze… archeologowie, odkryli peluneum. To substancja dzięki której moje instrumenty działają i mogę robić to co robię - pospieszyła z wytłumaczeniem.

- Znasz się na tym całym… paleneum? - spytał Christos, podchodząc do gromady i przyglądając się skórowaniu.

- Peluneum - poprawiła - nie, nie znam się. Wiem jak działa i co zrobić by działało jak chcę. W sumie nie wiem czy ktokolwiek wie co to dokładnie jest - odpowiedziała całkiem szczerze.

- Jak… to pozyskać? Da się w ogóle wydobyć to bez jakiejś… magii? -

- Magii? W moim świecie nie ma magii… - Jenny urwała zastanawiając się chwilę - chociaż pewnie to podpada pod coś takiego - powiedziała z kwaśną miną dotykając swojego mikrofonu.
- Wiem, że to jest w moim świecie… a czy tu jest? Nie wiem - przyznała się kobieta.

Kinemon podszedł do grupy trzymając w jednej szeroką miskę napełnioną czerwonym płynem a w drugiej kawałki skóry, zabrane z pokonanych stworzeń. Nie były one może najlepiej jakości, ciężko było mu je zedrzeć kataną, bo jego sztylet zardzewiał, ale coś udało mu się uzyskać.
- Magia czy nie, działa z niesamowitą mocą. - wtrącił się do rozmowy, podrzucając skóry Ervenowi. - Dziękuje ci kobieto za twoje melodyjne wsparcie, ale okazało się niepotrzebne. Póki nie poznamy siebie oraz swoich umiejętności, nie możemy liczyć na żadną współpracę.
Po dłuższej przemowie poczuł delikatne drapanie w gardle. Wypił więc jednym haustem to co znajdowało się w misce po czym napełnił ją ponownie, sięgając do bukłaczka. Można było zauważyć, że ciecz była niezwykle gęsta.

Erven tylko się uśmiechnął nieznacznie w podziękowaniu za dwie pozostałe skóry otrzymane od Kinemona. Może nie były jakoś sprawnie zdjęte, ale zaoszczędziło to trochę czasu. Wtedy też zdał sobie sprawę że zainfekowana, acz zagojone okolice kostki dają się we znaki. Usiadł po turecku i zaczął eksperymentować każąc swojej mocy zaatakować intruza w postaci rozszalałych bakterii. Pierwsze podejście było bolesne, twarz wykrzywiła się w cierpiącym wyrazie, ale mógł wyczuć, że postęp infekcji został spowolniony i jakby zelżał. Zaniechał jednak drugiego podejścia, obawiając się większych szkód niż zysków. Potrzebował teorii żeby zadziałać ponownie, a jej nie miał. Powoli wstał, kość mu strzyknęła w kostce, ale poza tym było dobrze. Obolałe, ale nie najgorsze.

Jenny ponownie podała rękę białowłosemu mężczyźnie. Wydawało się, że on najpotężniej oberwał ze wszystkich walczących. Albo najdotkliwiej, jej siniaki będą boleć przez jakiś czas ale nie sprawiały jej tyle bólu co Ervenowi.

Dłuższą chwilę później z cieni przyszły trzy postacie. Wysoki Ginryo, kotka oraz uśmiechający się przyjaźnie Soren, który obejrzał się po okolicy oceniając bieg wydarzeń.
- Więc wy też sobie poradziliście… miło. Nie będę mieć wyrzutów sumienia… - zamruczał rozbawiony marine, rozglądając się po okolicy.

Kotka wyszła zza wielkoluda.

~ Nyuhiufiu. - Zagwizdała z zaskoczenia. - Sporo was ~nya. Choć widzę że niepotrzebnie przybyłam~nyu.
Popatrzyła po ciałach drapieżników.
- I ciała w całości~nyu. - Widać dobrze to znaczyło. Wzrok kotki przykuły także oswojone gady. Tego jednak nie skomentowała. - Ruszajmy~nyn. Miasto kawałek stąd~nya. - Wskazała kierunek i ruszyła swoimi ponętnymi kocimi ruchami.

Kinemon uśmiechnął się do swoich myśli. Nie wiadomo czy wynikało to z gratulacji jakie otrzymali, informacji że są niedaleko od miasta czy z powodu kręcących bioder przewodniczki. Faktem jednak było, że ruszył zaraz za nią, spoglądając na kołyszący się pas wcale tego nie ukrywając.
- Posiadacie niezwykły łuk, pani. Zapewne strzały z niego wystrzelone trafiają zawsze tam gdzie chcą?

Przezabawny uśmiech dumy zagościł na ustach kotki.
- A co! W końcu łowczyni ze mnie~nyan.

- Toś ustrzeliła tym razem nie lichą zwierzynę…

- Bywały i większe~nyan. Choć trafić potrafię i tak by na miejscu uśmiercić~nyhihi.

Kinemon uśmiechnął się do kocicy serdecznie, choć w jego oku widać było błysk.
- Tego raczej byśmy nie chcieli, prawda? Bo nie wyglądasz raczej na taką, która zabija zimną krwią. Jesteś na to zbyt delikatna.

- Raczej, stwierdzam że po prostu tego nie lubię~rrrr. Śmierć zawsze jest smutna~nyu. - Uszy się położyły. Gdy znów powstały raźno kierowała ich w stronę wyjścia z lasu.

- Chociaż może być w swoim smutku piękna - odparł filozoficznie patrząc w niebo prześwitujące między koronami drzew. Przeciągnął się nagle z jękiem. -Zdecydowanie wolę jednak, gdy nowe życie powstaje, niż gdy stare umiera.
Spojrzał na nią dyskretnie z ukosa

Christos wraz z swoim małym stadkiem, podążył w milczeniu za kotką.

Widząc, że niewiele zostało do zrobienia, a jaszczurki zostały obrane ze skóry, Erven z pomocą Jenny ruszył za za resztą tymczasowej drużyny. W między czasie pomny o roślinie o przeźroczystych kwiatach z wyglądu przypominające konwalie które zerwał przy bramie jak i ich działaniu z pewnym oporem zdecydował się jedną spożyć. Płatek po płatku czując znajomy niesmak wywołany przez nie wytrącony osad, czuł jak powoli, jego organizm wracał do pełni sił wspomagany przez oczyszczające działanie zioła. Cztery pozostałe konwalie spoczywały na dnie jego plecaka złożone tak jak był nauczony przed laty.

Jenny przyjrzała się temu co zrobił Erven i podejrzliwie na niego spojrzała.
- Ty ćpasz czy coś? - ściszyła głos by nikt poza nim nie usłyszał.

- To zioła oczyszczające, nie narkotyki - odparł szeptem Erven. - Jestem alchemikiem więc jak czegoś potrzebujesz daj mi znać. Sam nie biorę. - odparł puszczając jej oczko.

- Ciekawe - mruknęła Jenny - pewnie działa to jak medyczne paki u mnie. Sposób podania tylko inny… działa to na siniaki?

- Tylko oczyszczająco przy infekcjach, ale może coś znajdę w drodze do miasta - odparł Sharsth.

- Dobra to nie. Kostka już lepiej?

- Zioła powinny sobie dać radę, więc jest dobrze. Swoją drogą, tworzymy całkiem dobrą drużynę, nie dalibyśmy rady bez twojego głosu - powiedział mlecznowłosy.

- Bez przesady - odchrząknęła Jenny - niemal wszyscy machacie mieczami jakby to była jakaś zabawa. Poza tym Kinemon ma trochę racji. Muzyka mało się przydała.

- A jednak… - obstawał Erven przy swoim - ...samym głosem ogłuszyłaś skutecznie kilka z tych jaszczurów zmniejszając ich liczbę. Gdyby nie to, sytuacja mogła by wyglądać gorzej. Nie nie doceniaj siebie. Masz ogromny potencjał. Jak brylant przed oszlifowaniem.

- Dla niektórych to już oszlifowany. Głos nie zabija, więc… może się mi bardzo przydać - stwierdził Christos, wtrącając się jak gdyby nigdy nic do rozmowy.

- To dość przedmiotowe podejście które nie za bardzo mi się podoba. Nie powinieneś tak mówić o towarzyszu drogi - powiedział Erven patrząc na mężczyznę.

- Może i racja. - wycofał się starszy z braci, nieco… zaskoczony lub zmieszany.
Chwilę później do grona podróżników dołączył Gubernator wraz z Lucasem.
Chłopiec resztę drogi towarzyszył Gubernatorowi.

- Dziękuje! Dziękuje za wszystko! - Powiedział z wyraźnie lepszym humorem, kiedy zbliżali się do reszty, chłopiec zaczął machać do nich ręką!
- Witam! Witam! - wykrzyczał już znacznie radośniej.

- Lucas! - Jenny podeszła do malca ze zmartwiona miną - przepraszam cię. Nie chciałam cię trafić. Nie zrobiłam ci krzywdy?

- Panna Jenny! - powiedział bardzo energicznie.
- Z pewnością ta istota, która była koło mnie, zrobiła by mi większą krzywdę! Ale… ale… al.. - Z oczu zaczęły płynąć mu łzy, które zaczął szybko ocierać. - P..prz..przepraszam…

Jenny otworzyła usta w zaskoczeniu. Nigdy nie była dobra z dziećmi ale przykucnęła i objęła dzieciaka ramionami.
- Będę uważać następnym razem - mruknęła niezbyt głośno.

Chłopiec przytulił mocno kobiete, przez chwilę było słychać jak próbuje powstrzymać łzy, jednak nadaremno, starał się, próbował jednak nie potrafił.
- Ja… Dziękuje…Dziękuje… że mogę z wami…. z wami… - szloch- z wami, być. Nigdy, nikt się o mnie nie martwił…Nawet, nawet się do mnie nie odzywali… -szloch - Ja, ja naprawdę, naprawdę bardzo wam dziękuje! - Mówił nie odklejając się od Jenny.

Dziewczyna była odrobinę zmieszana całą tą sytuacją ale ostatecznie się uśmiechnęła.
- Jasne, że się martwię. nie lubię jak ktoś z mojej winy miałby ucierpieć. Nie przejmuj się jakoś to będzie - Jenny szczerze odpowiedziała i bardziej objęła ramionami chłopca.

Widać było że chłopiec zaczął panować nad emocjami.
- To śmieszne, śmieszne Panno Jenny, że mimo iż te oczy nie służą mi do patrzenia, to nadal potrafią płakać! - Lucas enegricznie przecierał oczy
- Nauczyłem się kiedyś pieśni! Może kiedyś mi ją zaśpiewasz! Masz cudowny głos! Jak nasza pieśniarka w kościele, bardzo lubiłem ją słuchać, ale rzadko ta, tam chodziłem.

- Oczywiście. Tylko może nie teraz co? Przed nami długa droga. Potrzeba będzie sił by przejść - Jenny delikatnie ujęła dłoń chłopca i położyła ja sobie na twarzy.
- Teraz będziesz wiedział jak wyglądam - powiedziała uśmiechając się.

Chłopiec był szczęśliwy, nie sądził że jest to możliwe, trafił do dziwnego świta, ale czuł się tutaj znacznie lepiej niż w swoim.
- Panno Jenny! Zostaniesz moją przyjaciółką?

- Pod warunkiem, że ty będziesz moim. Zgadzasz się na taki układ?

Lucas bardzo energicznie wyciągnął dłoń przed siebie, a na jego ustach zagościł wielki szeroki uśmiech.

- No to mamy układ. A teraz chodźmy - Jenny uścisnęła dłoń chłopca a potem go odsunęła by wstać i poprowadzić go.

- Hej Wam! - zakrzyknął z uśmiechem - O czym rozprawiacie…? - Christos tylko spojrzał na Nanapha niechętnie.

- Omawialiśmy niedawną walkę, nic wielkiego - odparł na zaczepkę mężczyzny Erven.

- Skoro o tym mowa… muszę Was obu zapytać o ważną kwestię. Ervenie, czy Ty… na pewno jesteś materialny? Ludzie chyba nie zmieniają się w dym od tak…? - i tknął delikatnie towarzysza upewniając się, że ten nie wyparuje - A co do Ciebie, Jenny… Mówiłaś, że masz jakąś wspaniałą gitarę. I że to niby dzięki niej tak… krzyczysz? Przyznaj się, kto Cię uczył wokalu! - Gubernator uśmiechnął się

Jenny wywróciła oczami uśmiechając się.
- I mikrofon. W szkole mnie nauczyli. Zsynchronizować się z tym sama musiałam się nauczyć. Dla ciebie to co robię jest inne a dla mnie to co wy robicie jest niezrozumiałe. Mam dziwne przeczucie, że i reszta tego świata będzie inna od tego co miałam okazję poznać.

- Nie jestem pewien czy machanie kawałkiem zardzewiałej stali może być niezrozumiałe, ale, skoro tak mówisz… - z twarzy Nanapha nie schodził uśmiech.

- Odpowiadając na twoje pytanie. Wbrew pozorom jestem materialny. - odparł Erven.

- Jesteś więc jednym z… magów? - spytał niepewnie pomarańczowłosy

- Jestem.. badaczem, ale można powiedzieć, że mogę być magiem. - odpowiedział mlecznowłosy z kolczykiem w uchu - A ty mój przyjacielu? Rzadko spotyka się ludzi mogących oswoić dzikie bestie w ciągu chwili.

- Cóż… mój brat zawsze miał rękę do zwierząt. Chyba podszkolił się, gdy nie patrzyłem - stwierdził Nanaph - Przejście do tego świata chyba całkiem niekulawo nas wzmocniło. Wcześniej nie robiliśmy takich rzeczy, a teraz, hop, siup, i gotowe, nim się obejrzysz. -

- Wielka władza wymaga wielkiej odpowiedzialności. - skomentował Erven - Mam nadzieję, że wam nie odbije od nagle zdobytej władzy, widziałem to już wcześniej.

- Również mam taką nadzieję. - odrzekł Christos.

- Taaa… szkoda by było. Zawszeni tyrani nachapani rządza władzy to ostatnie szuje - mruknęła Jenny z kwaśną miną. Obserwowała resztę ludzi przed nimi. Zastanawiała ją ta kobieta z ogonem. Kojarzyła jej się z cosplayem. Jednak ten ogon ruszał się całkiem naturalnie. Na maszynę nie wyglądał.

Erven zatrzymał się na sekundę podnosząc dwa dość płaskie kamienie wielkości wnętrza dłoni bez palców, po czym schował je do plecaka i już podbiegał do reszty z nikłym, zdawałoby się nie schodzącym uśmiechem.
- Skoro już mamy przewodnika do miasta... - wyszeptał nachylając się w kierunku Jenny - ...może podpytamy co nieco. Czas szybciej zleci i może czegoś się dowiemy?
- Przepraszam… kotko? - zwrócił się do dziewczyny o kocich uszach i ogonie - ...mogłabyś nam coś powiedzieć na temat tego świata? Na przykład czy ma sens zbieranie skór tutejszej fauny, jak wygląda ustrój władzy, czy chociażby jak stoicie tutaj z ekonomią?

- Albo jaka jest Wasza kuchnia. - dodał Nanaph.

Uszy kotki poruszyły się na dźwięk pytania padającego z innej strony.
- Skóry cenione~nya. Im trudniejsze tym więcej~nyy. Kuchnia, jadło, swojskie, po cuż wybrzydać~nyu? Dużo wam Barman opowie, on nowych wita~nya.

Las zaczął rzednąć i po chwili przybyszom ukazały się łąki. Kwieciste łąki, błękitne niebo, zapach świata. Na horyzoncie miasto, nad którym górowała olbrzymia skała. Bystrzejsze oczy dostrzegały że była to pionowa ściana skalna. U podnóża skały była brama wejściowa. Tak jak zapamiętał ją Ginryou. Nie zwrócił on jednak wcześneisjzej uwagi na niecodzienny wygląd tego miasta.
- A oto i Lofar~nya.

-Wspaniały widok, ale co tu się wydarzyło..? Zaledwie wczoraj tu byłem i nie było tego wielkiego głazu- odezwał się Castell lekko zdziwionym głosem, zarzucając kaptur.

- Wczoraj~nyan? Skała spadła na Lofar~nyu - wyjaśniła kotka. - Miało to miejsce 3 miesiące temu~nya. Olbrzymi blok skalny pojawił się nad miastem, na niebie i spadł na nie~nyu.

-Trzy miesięce..? Czyżbym spał przez trzy miesiące.?- Mruczał pod nosem wpatrując się w nowy krajobraz.

Samuraj gwizdnął przeciągle, podziwiając panoramę miasta.

Gdy drużyna wyszła poza granice lasu. Jenny wyraźnie umilkła. Zaczęła się nerwowo rozglądać co chwile patrząc za plecy. Mrużyła oczy i osłaniała dłonią twarz przed słońcem. Cała jej postura sugerowała zdenerwowanie. Jej dłoń kurczowo zaciskała się na pasku od gitary którą dziewczyna wciskała w plecy tylko po to by nie czuć się aż tak odsłoniętą.

Erven widząc, że jego towarzyszkę nękają jakieś mroczne myśli położył dłoń na jej plecach w kojącym, przyjacielskim geście szepcząc.
- Hej, wszystko w porządku?

- Co? Tak… nie. Strasznie. Dużo. Przestrzeni - odpowiedziała z zaniepokojoną miną zerkając na Ervena - do tego strasznie jasno… wiesz możesz mówić głośno - dodała na sam koniec.

Erven pokiwał ze zrozumieniem głową i powiedział ściszonym głosem puszczając jej oczko.
- Niedługo wejdziemy do karczmy, poczujesz się lepiej.

Jenny nie wytrzymała w końcu.
- Dobra chłopie nie mrugaj tak tym okiem bo uznam, że masz tik nerwowy - mruknęła ze skwaszona miną.

Erven uśmiechnął się szeroko
- Nie moja wina, że słońce świeci, nie musisz się na mnie odgrywać.

- Yyyy, kotko… - zwrócił się do przewodniczki Nanaph - Myślisz, że w mieście będą problemy z zwierzętami? Powinienem im założyć kaganiec albo poprosić by zostały tutaj? -

- Sądzę że lepiej jak zostaną poza nim~nya. Uprzedź strażników gdy dojdziemy go ktoś ich przez przypadek... sam wiem~nyun.

- Ooch nie odgrywam się - Jenny podparła boki ramionami - gdybyś chociaż zaczął jak wyszliśmy na… to… przeklęte światło to może bym uwierzyła - dziewczyna lekko wulgarnie wystawiła język do wysokiego mężczyzny.

- Czuj się winna słońce, świecisz pięknie jak się gniewasz tak bez powodu. - odpowiedział z wzruszeniem nieznacznym ramion.

Jenny zmrużyła oczy jeszcze bardziej bo spoglądanie na wyższego o ponad głowę od niej mężczyzny w dodatku jeszcze pod słońce nie było łatwe.
- No dobra. Spodobało mi się. Masz u mnie kredyt - odrzekła z założonymi na siebie rękoma po czym się uśmiechnęła na jedną stronę kręcąc głową.

- Znajdźmy kogoś komu opyli się te skóry i chodźmy się napić, zaschło mi w gardle od tej drogi, co nie? - zapytał, to stwierdził Erven patrząc w dół na ognistowłosą dziewczynę.

- Odrobinę - przyznała - sama droga mnie jednak nie męczy jak to okropne wrażenie… przestrzeni. Do tej pory żyłam w raczej ciasnym środowisku.

- Odżyjesz jak znajdziemy się w czterech ścianach. Wiesz, przestrzeń sama w sobie nie jest taka straszna, no, może jej bezmiar, odrobinkę, ale grunt to o tym nie myśleć.. da się nawyknąć, zająć czymś innym. - odparł mlecznowłosy mężczyzna.

- Erven mądrze gada, jak zwykle - wtrącił się Kinemon rejterując od przewodniczki z powrotem do kompanii. - Nie liczy się przestrzeń, tylko ty. Ty, ziemia pod stopami i każdy kolejny krok. Jak skupisz się na tym to wszelkie lęki znikną

- Łatwo powiedzieć. Jakbyś żył w zamkniętej przestrzeni całe swoje życie też by ci to przeszkadzało. Na dodatek wcale nie mam ochoty być sama - Jenny ściągnęła brwi. Starczyło jej myśli o tym, że jest tylko ona i podłoga oraz cztery ściany. Dotyczyły czegoś kompletnie innego, w innej sytuacji i innym czasie. Jednak wspomnienie ich przygnębiało.
- Nie mniej dzięki. Nie pogardzę tą radą, chociaż przyznam, że kontakt z naturą nie jest dla mnie codziennością - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i z zawzięta mina zaczęła mruczeć pod nosem “ziemia, kroki, droga, ziemia, kroki droga..”

Erven powątpiewał w metodę zaproponowaną przez Kinemona. Przynajmniej takie wnioski nasuwały mu się po zerknięciu na mruczącą pod nosem Jenny. Wiedząc, że najgorsze jest myśleć o rzeczach na które nie ma się wpływu zdecydował się raz jeszcze nawiązać dyskusję z płomiennowłosą.
- Wiesz Jenny, całkiem nieźle sobie radzisz. Myślałaś może o swoim występie w Lofar? Jakie piosenki zaśpiewać, na jaką nutę zagrać?

Dziewczyna spojrzała zaskoczona na Ervena.
- Występ? W Lofar? Eee… yyym. Wiesz nie myślałam jeszcze o tym. W zasadzie to wolała bym dowiedzieć się czegoś o tym miejscu a potem może… no nie wiem zacząć grać. Może nawet pomyślę o znalezieniu innych zapaleńców i jakiś taki zespół stworzyć. Wiesz za granie bez pozwolenia potrafią zgarnąć… w sumie - Jenny zamyśliła się na chwilę - kiciu… tfu kotko… ech, jak ty masz na imię co? - podeszłą do łowczyni i opierając dłoń na jej ramieniu kontynuowała - jak to u was jest z występami hm? Trzeba się z kimś umawiać, są wolne, jak z opłatami… em... no jak to wygląda?

- Zrozumieliście mnie zbyt dosłownie - westchnął Kinemon ale już nie kontynuował tematu.

- Eri. Na imię mi Eri ~nyu. Występami?~nyu. - Kotka chwilę się zamyśliła. Co rusz ro spoglądała na Jenny i Lofar. Później na gitarę i swoją harfę. - Muzyka jest wolna~nya. - Odparła. - W karczmie bardowie swe wyczyny prezentują~nya. Jednak gdy sen nuży hałas straż ściaga~nyu. Słyszałam jednak że na zachodzie, w Punkcie Widokowym, dużo muzyki jest~nya.

- Dzięki Eri, Jenny jestem. Zawsze jakaś informacja - dziewczyna uśmiechnęła się do przewodniczki i poklepała ją po ramieniu. Spojrzała przed siebie i zacisnęła usta w kreskę widząc, że nie są jeszcze u celu.
- Wiesz Kinemonie… od czegoś trzeba zacząć - spuściła głowę w dół i wpatrywała się w ziemię ponownie mrucząc do siebie.

W międzyczasie Erven korzystając z chwili którą dała rozmowa Jenny z Eri odłączył się od grupy i zagłębił w pobliskiej łące by powrócić po dłuższej chwili z uśmiechem i mniejszym naręczem jakiś roślin. Widok który zastał nie pocieszył go. Oto Jenny, powróciła do swojego mamrotania. Dalsza część drogi pełzła mu na próbach odciągnięcia uwagi Jenny od potworności wolnej przestrzeni która ich otaczała, z mniejszym lub większym skutkiem.

- Ach… - westchnął Ginryo - Niemalże szkoda będzie się odłączać od takiej grupki interesujących i praworządnych podróżników - wymruczał rozbawiony, patrząc w kierunku Lofar. Zastanawiał się gdzie był w tej chwili jego przyjaciel…

- Nigdy nie wiesz towarzyszu jak się potoczą nasze dalsze drogi, być może spotkamy się później. - odparł Erven - Jak by nie patrzeć mnie nogi niosą do stolicy tego kraju, tam pewnie więcej się dowiem niż tutaj, więcej ludzi, więcej odpowiedzi.

- Możliwe że spotkamy się później… jeśli ktoś z was będzie sprawiać kłopoty, to będzie to niemal pewne. - rzucił z uśmiechem, z delikatnie przymkniętymi oczyma.

- Być może, chociaż wtedy mnie raczej nie spotkasz.. interesują mnie prawie tylko moje badania i pewnie będę dużo podróżować znając życie. - rzekł Erven w odpowiedzi.

- Liczę na to że w takich okolicznościach nie spotkam nikogo z was… - uchylił delikatnie powieki, wydawało się że w jego oczach zagrało światło - Skończyłoby się to dla was śmiertelnie… - dodał z uśmiechem.

- No cóż - Jenny skrzywiła się słysząc rozmowę - jeśli za kłopoty uważasz sprzeciwianie się niesprawiedliwym prawom i rządom tyranów oraz manipulację ludźmi na własny użytek, to się spotkamy - dziewczyna nie spojrzała nawet na wielkoluda. Jeśli to nie była rzeczywistość a wirtualna przestrzeń stworzona na rzecz rządu to i tak wiedzieli jakie ma plany. Nie było sensu ich ukrywać.

- Jak strasznie… - zamruczał rozbawiony Ginryo - Jeśli uznam że sprawiasz kłopoty, z całą pewnością dowiesz się pierwsza… mam złe doświadczenia z rewolucjonistami którzy walczą z “niesprawiedliwymi” rządami. - dodał, a uśmiech na moment znikł z jego twarzy, jak gdyby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego.

Erven się uśmiechnął jeszcze szerzej. Świat z którego pochodził miał bardzo szeroki margines tego co jest dobre, złe i sprawiedliwe. Ostatecznie wszystko rozbijało się o punkt siedzenia.
- Mam nadzieję, że spotkamy się w dogodnych okolicznościach w przyszłości, najlepiej przy rogu miodu - powiedział z nieukrywanym uśmiechem, zadowolony bogowie jedni wiedzą z czego.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 31-03-2014 o 14:55.
Asderuki jest offline