Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2014, 22:06   #17
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Richard przeszedł przez część własnego pokładu, zszedł trzy pokłady w dół i ogólnie rzecz ujmując - włóczył sie po statku chłonąć jego atmosferę. Ludziom zawsze wydaje się, że pisanie jest proste. Oczywiście, że jest, jeżeli się ma co pisać. Ma sie obraz wnętrza, charaktery postaci, sytuacje; akcje... Tak, wtedy akcja po prostu płynie, kolejne tysiące znaków przelewają się przez klawiaturę do komputera i powstaje coś od czego późniejszy czytelnik nie potrafi oderwać wzroku... Niedoczyszczona plama po kawie przykuła uwagę Richarda. Przykucnął i kilkakrotnie przesunął po niej ręką. Była pod ścianą, w cieniu ozdobnego stoliczka - praktycznie niewidoczna. Być może nawet większość ludzi jej po prostu nie dostrzegała. Castle w umyśle już zamienił kawę na krew i skrzywił się - zbyt pretensjonalne. Zdecydowanie lepsza będzie kawa z relanium... albo... rozejrzał się - dwadzieścia siedem metrów do załomu korytarza i schodów w dół... Poszedł dalej i przeszedł przez niewielkie lobby pokładowe i... sie zaczęło. Ktoś z lekka zaskoczony zapytał, czy on to on; a ponieważ nie było specjalnie jak skłamać - Castle uśmiechnął się i potwierdził. Chwilę później tłum mniej lub bardziej rozentuzjazmowanych ludzi otoczył go dosyć szczelnie w pokładowej kawiarni i całość przerodziła się w niewielkie spotkanie autorskie. Pytania, autografy, uśmiechy... Nie mógł powiedzieć, Że tego nie lubił. Lubił. Sława choć męcząca była miła. Zwłaszcza te nieliczne spotkania jak to, gdzie wśród wielu miałkich prawie tekturowych cieni pojawiał się ktoś... interesujący. W ten czy inny sposób. Interesujący...

Mężczyzna pospacerował jeszcze po statku robiąc w pamięci jakieś notatki, portretując kilku pasażerów. Wrócił do kajuty i przelał część z myśli do komputera, po czym wybrał się do SPA. Również pełnego. Lekko zirytowany zajął miejsce w kolejce i odczekał swoje – zasłaniając się jakimś kolorowym magazynem i tonąc we własnych myślach. W jego głowie zbierały się różne pomysły – począwszy od zgorzkniałego małżeństwa, w którym on morduje ją, albo ona jego w zależności od tego czy na horyzoncie pojawił się steward czy… aż do rozwydrzonego synalka trującego swoich rodziców, bo nie dali mu kasy na nowy samochód… E, beznadziejnie sztampowe to wszystko… Napad na... bez.na.dziej.ne.

Kolejnym przystankiem na dzisiejszej trasie Richarda było kasyno. Pełne niedzielnych hazardzistów emocjonujących się stawianiem dziesięciu dolarów na bezpieczne czarne, czy usiłujących wyliczyć prawdopodobieństwo przestrzelenia kartą w baccaracie… Jednak w tym całym stadzie ludzi zaznaczyły się trzy osoby. Kobieta wyczuła spojrzenie i odwzajemniła uśmiech. W jakiś sposób całe to trzyosobowe towarzystwo było niebezpieczne w jakiś sposób. Tak jak na sawannie stado gazeli obserwowane było przez spokojnie odpoczywające lwy, tak tutaj ci ludzie obserwowali resztę. Byli warci uwagi… Zwłaszcza kobieta o szmaragdowych oczach. Szmaragdowych jak oczy węża…

- Pan Richard Castle – miły, dziewczęcy głos wyrwał go z rozmyślań, odwrócił się - Tak! To pan! Jestem pana największą wielbicielką. Czy da mi pan swój autograf?
- Oczywiście. Dla…? – zawiesił głos uśmiechając się serdecznie. Wyjął pióro i po imieniu dopisał - na pamiątkę przyjemnego spotkania na pięknym wycieczkowcu na początku wspaniałej podróży.
Zamaszysty podpis dopełnił reszty. Niestety w tym czasie intrygująca trójca zniknęła w tłlumie gość przewijających się przez kasyno i Richard uśmiechnął się krzywo. Cóż znajdzie ich później. Jakoś. Takie spotkania rzadko były całkowicie przypadkowe...

Castle pobyczył się dłuższą chwilę w pokoju, po czum odświeżył i powędrował na oficjalną kolację. Na szczęście niestety posadzono go przy głównym stole - tym dla VIPów. Na szczęście - bo to dawało komfort nie bycia najważniejszą osobą przy stole. Niestety, ponieważ - takie charaktery już znał. Nudne rozmowy o wskaźnikach, biznesach, od czasu do czasu wspomnienie o najlepszej szkole syna, czy talencie pisarskim córki. Wolałby więc siedzenie z mniej rozdmuchaną częścią pasażerów, ale - dla niego ta oficjalana kolacja to też był biznes. Zdjęcie na tej czy innej szpalcie towarzyskiej przekładało się na konkretną ilosć sprzedanych egzemplarzy. Castle, jesteś niepoważny... - skarcił się w myślach za całkowity materializm.
W stroju wieczorowym i z przepisowym uśmiechem Richard zameldował się na sali i został usadzony pomiędzy którymś z licznych viceprezesów Bracleys, a szefową agencji reklamowej z Miami. Mężczyzna jednak kilkakrotnie przetoczył wzrokiem po sali starająć się odnaleźć kogoś z tamtej trójki z kasyna. Bezskutecznie. Utonął więc w grzecznej rozmowie o niczym toczonej przy stole i spokojnie czekał, aż zmęczeni udadzą się na spoczynek, a spici - zaczną szaleć. Ta noc miała być długa i Richard nie zamierzał z niej zbyt wiele opuścić... To po prostu było zbyt dobre studium ludzkich charakterów i darmowe 1001 scen do książki...

- Ma pani całkowitą rację. Krewetki są doskonale przyprawione. Ja preferuję trochę bardziej pikantne co prawda, ale kucharz stanął na wysokości zadania...
 
Aschaar jest offline