Sala Symulatorów
Ed był trochę zawiedziony gdy ujrzał jakąś małą fioletową emogłówkę i takąż figurę i to jeszcze jakiejś małolaty. No z jakimś pilotem myśliwca czy w ogóle pilotem albo chociaż z jakimś mistrzem czegoś tam symulatorów lotniczych to by w sumie siary nawet nie było ale z jakąś małolatą? No ejjj... I jak on miał po wakacjach wrócić do chłopaków z pracy i chwalić się, że nawet jedną turę wygrał z małolatą. Już widział ich szydercze twarze i złośliwe docinki - No brawo, pokonałeś dziewczynkę, no prawie, a lizaka też jej zabrałeś? - skrzywił się w duchu z niechęci. Ale z niego bohater... Dał się rozwalić jakiejś nieletniej...
Mimo to zaczął iść w jej stronę. Zgodnie z duchem dżentelmeńskiej i sportowej rywalizacji zamierzał jej pogratulować, uścisnąć rękę, no i w ogóle spytać gdzie się małolata nauczyła tak grać. I co najważniejsze jakim cudem znosiła takie przeciążenia. Po nim w końcu widać było jakieś tam mięśnie ale ona wyglądała na jakieś chucherko. No i wtedy go wkurzyła.
- Eee... Co? Dziadku? Jeszcze żyje? - stanął jak wryty bo go takie zachowanie zamurowało kompletnie. Wkurzyło go to zwłaszcza te wspomnienie o wieku. Rozumiał, że tej nastce pewnie wydawał się starym wapniakiem ale do cholery przecież nie miał nawet trzydziestki! I to jeszcze przez pięć miesięcy... No prawie pięć... Niby tylko kolejne urodziny ale jakoś w ogóle ich sobie nie wyobrażał. A dokładniej tego co będzie potem. No bo jak to jest: mieć trzydziestkę na karku? Czekał na nią tak samo jak kiedyś na swoja osiemnastkę. Tylko wtedy to było niecierpliwe i radosne oczekiwanie a teraz pełne napięcia i frustrujące. Właściwie na ten cały rejs zdecydował się by o tym zapomnieć. A tu gówniara mu tak z bańki przywaliła bez ostrzeżenia.
- Zobaczymy jutro kto wygra! Jeśli nie wymiękniesz... - krzyknął za nią mając nadzieję, ze zabrzmiało żartobliwie. Powinno.
- No słyszał ją pan? - zwrócił się do instruktora który wciąż kręcił się w pobliżu i szykował maszyny na następnych gości. - Widział pan jaką młodzież teraz robią? Gdzie oni się tego uczą? - zamilkła trochę speszony gdy dotarło do niego, że chyba naprawdę teraz gada jak stary zgred. Dobrze, że ta mała już poszła.
- Zna ją pan? Często tu gra? - wolał się spytać. Jako przedstawiciel może i klasy śrendiej ale raczej z jej dolnej granicy wyuczył się uważać na to co mówi. Nie wiadomo było kto kogo zna a z jego "fartem" okazywało się, wcale nie rzadko, że jak już mu puściły nerwy i powiedział o słowo czy dwa za dużo to zawsze natrafiał na ryby grubsze od siebie. Poza tym był ciekaw. W końcu był to pierwszy dzień rejsu a mała grała jakby grała na czymś takim całkiem często. A nawet w obecnych czasach takie zabawki nie były codziennością.
Kajuta
Wrócił do swojej kajuty. Zastanawiał się czy się położyć spać czy wziąć prysznić. Po chwili wachania stwierdził że ma dość wszystkiego i wszystkich i idzie spać. Mógł nawet zaspać na te wieczorny wieczorek zapoznawczy. Miał to w dupie. Jednak gdy się położył mimo zmęczenia a nawet paru drinków krążących w żyłach sen nie nadchodził. W końcu drinki w połaczeniu z hydrauliką płynów naturalnych dały znać o sobie na tyle, że wstał i poczłapał do ubikacji. Gdy stwierdził, że nie zaśnie, przynajmniej od razu znużony westchnął, rozebrał się i wlazł pod prysznic.
Wyszedł całkiem odświeżony. Teraz na pewno by nie zasnął przynajmniej nie od razu. Zabrał się wieć za łądowanie baterii głównie w aparatach i kamerze. No i jak już przy nich grzebał to chciał zgrać dobie fotki z kart SD na lapa. Na lapie się lepiej oglądało i fotki i filmy.
Nie był profesjonalnym kamerzystą czy fotografem więc większość zdjęć wyszła średnio. Jednak nadrabiał ilością a mógł sobie pozwolić bo obie karty były pojemne. No i miał zapasowe.
- No co to ma być? Mamy cię? - mruknął z zaskoczeniem spoglądając na jedno ujęcie. Koleś, okulary, gada, a za nim... UFOk? Ed z niedowierzaniem wpatrywał się w ekran monitora. Potem podejrzliwie spjrzał na kamerkę a potem jeszcze raz na monitor. No ale UFOk wciąż tam był. - Niee no ludzie, ktos se pewnie jaja robi... Przecież powinien mieć ten spodek, promienie śmierci i chcieć sie spotkać z naszymi przywódcami... A nie se czytać gazetę w kawiarni... - mruczał pod nosem ale zagwostka nadal czytała gazetę na ekranie. Położył się by przemyśleć sprawę ale myślało mu się co raz ciężej i wolniej i w wreszcie zasnął.
Obudził się jak się obudził. Od razu rzucił mu się w oczy i lap i kamera i w ogóle. Może mu się przyśniło? No ale nie, jak zerknął na filmik jeszcze raz to zielony ludek wciąż był za kolesiem w okularach. Tak samo jak ściany czy niektóre fajne niunie z pasażerek czy obsługi. I co teraz? Przecież jak komuś powie to go wyśmieją a jak pokaże filmik to powiedzą, że fotoshop albo co... Sam by pewnie tak mówił w takim wypadku.
Kolacja
Było już pod wieczór. Zorientował się, że kolacja pewnie już się zaczęła ale co mu tam. Nie zależało mu. Spokojnie mógł zostać tutaj i pooglądać coś albo pograć... O! Albo mógł nawet pójść jeszcze raz na te symulatory i poćwiczyć swoją wirtualną zemstę nad tą złośliwą gówniarą. No ale... W końcu... Kolejnym powodem dla którego tu był bała cicha nadzieja, że spotka kogoś ciekawego no może przeżyje coś niezapomnianego... W końću... Jak mu się nie będzie podobać to moze zawsze tu wrócić no nie? Jak postanowił tak zrobił.
Ubrał się lekko bo w końcu akurat i ciepło było i akurat na superwystawne przyjęcia się nie nastawiał. Niestety jego superkozacka czerwona koszula po całym dniu nadawała się do prania więc z koszul została mu już tylko ciemnobrązowa i taka z czarna z białymi chlapnięciami. Reszta to podkoszulki. Po wahaniu wybrał brązową czyli swój najelegantszy element zabranej garderoby. Poza tym była lekka, przewiewna, luźna i nieźle wyglądała.
Gdy dotarł do swojego stolika jakoś od razu pożałował, że nie został w kabinie. Towarzystwo jakie przypadło mu w udziale nie wróżyło ekscytującego wieczoru. Za plecami miał prawie cały stolik oblepiony jakąś latynoską rodziną chałaśliwą jak cholera. Ze trójka dorosłych i resztamłodzieżówki i dzieciarni nie był pewny bo nie chciało mu się sprawdzać dokładnie. Decybelami na pewno wybijali się ponad tłum.
Przy jego stoliku zaś małżeństwo w średnim wieku. On "z wysokim czołem" i dziewiątym miesiącu ona w okularach jak denka i chuda jak tyka. Fizycznie wyglądali jakby chcieli udowodnić, że przeciwieńśtwa się przyciągają. On miał za to gadane i robił za ich gwiazdę wieczoru skupiajac na sobie uwagę większości stolikowych gości. Po cichu Ed go podziwiał. To znaczt te jego gadane. Koles miał niby zwykły sklep w łóżkam ale nieważne czy opowiadał o nim czy o tym co go spotkało czy akurat nabijał się z któregoś z ważniaków se strefy VIPów robił to jakoś naturalnie. Przy czym właściwie mówił o normalnych rzeczach, nie wymyślał jakiś tematów na siłe a jednak wszyscy go słuchali. Ed też. I zazdrościł mu jak cholera, że nie umie tak mówić bo przy nim wychodził na niemowę. Właściwie był jednym z cichszych gości przy stole.
Była jeszcza jakaś całkiem niezła turystka z synkiem. Co więcej złapał parę jej zaciekawionych spojrzeń czy uśmiechów. Ale ledwo zdązyli zamienić parę grzecznościowych uwag na wstępie i dzieciak się rozryczał i nie chciał przestać więc wkrótce się zmyli.
Była jeszcze jakiś Latynos ale ten właściwie wracał tylko na jedzenie i picie więc prawie go przy stole nie było. Za to co chwila obracał jakąś pannę albo i nie na parkiecie. Taniec był kolejną rzeczą jakiej Ed nigdy orłem nie był. A jak patrzył na tego latynoskiego don Juana to reprezentował taki sam poziom jak grubasek w gadaniu. W efekcie Ed siedział dość markotny przy stole jak sobie uśiwadamiał własne braki w obyciu z resztą społeczeńswtwa. Był pewnie najbardziej sprawny fizycznie, najbardziej gibki, znał mnóstwo ciekawostek i kawałów... Tylko nie wiedział jak tego udowodnić ani jak opowiedzieć w ciekawy sposób ot tak siedząc przy stoliku i po prostu rozmawiając. Właściwie błysnął tylko raz jak zaczął opowiadać o wrakach które będą mijać. Dziś wieczorem albo jutro rano będa przepływać obok wraku U - Boota który został zatopiony przez niszczyciel na wiosnę '42 po zatopieniu trzech amerykańskich i jednego angielskiego statku. Został zatopiony przez bomby głebinowe. Jeszcze chwilę opowiadał dlaczego wtedy było tak trudno trafić w okręt podwodny, o działaniu sonaru no i jak okręt podwodny był zgniatany przez fale uderzeniowe od wybuchów bomb jesli go obramowały pod wodą. Bo jeśli tylko z jednej strony to mógł być tylko uszkodzony i go odrzucić ale niekoniecznie zatopić. Nawijał tak aż całe pare minut, jednym ciągiem. Niestety gdy temat wraków wyczeprał się wyczerpał się też talent oratorski mówcy. I Ed znów musiał oddać pola innym.
Kolejnymi sąsiadami byli dwaj młodzi faceci. Od początku wyglądali mu podejrzanie ale z jednej strony nie chciał nikogo krzywdząco osądzać bo w końcu jak facet często dotyka ramienia czy pleców swojego kolegi to nic nie musi znaczyć a i za głupie gadanie to przed sądem można skończyć. A z drugiej i tak tylko obok nich było wolne miejsce. Właściwie głównymi mówcami przy stole byli własnie oni i ten grubasek. Reszta wtrącała się stosunkowo rzadko. Obaj nie wyglądali na nieszczęśliwych gdy młody, dobrze zbudowany facet bez kobiety i obrączki "przysiadł się do nich" jak to mu jego bezpośredni sąsiad powiedział po paru godzinach i kolejkach. Jakoś podejrzanie się interesowali czy Ed jest tu sam czy tylko przyszedł sam i w ogóle Ed nie chciał być niegrzeczny ale był bliski tego by im kazać się odwalić.
Spojrzał na zegarek. Nie było daleko do północy. Właściwie to się męczył a i dosłownie zmęczenie i znużenie ze sporą domieszką zniechęcenia mu się już dawało we znaki. Był zazdrosny o gadane umsy grubcia, taneczne latynoskiego ogiera i trochę przestraszony i zirytowany nadmiernym zainteresowaniem tej samczej parki. Jęknął w duchu. Właściwie to marzyło mu się nadmierne zainteresowanie młodych dobrze i zbudowanch ale do cholery przedstawicielek płci przeciwnej. Wrócił z WC z postanowieniem nagrania trochę filmu. Powinno mu to zająć czas do północy przed którą uważał, że nie wypada urywać się z imprez. Musiał w końcu pochwalić się czymś po powrocie w pracy i w ogóle... Przecież głupio się było przyznać, że wszystko było jak zwykle no nie? |