Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2014, 23:04   #20
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Mówi się, że stary pies nie zmienia swoich przyzwyczajeń i tak było też w przypadku Malcolma. Było tylko kwestią czasu nim zawita do jaskini hazardu, jednak stało się to prędzej niż przypuszczał. Chciał najpierw nieco rozejrzeć się po samym statku, przejść się po zewnętrznym pokładzie, może odwiedzić kawiarnię, albo wrzucić coś na ząb w jednej z licznych restauracji, ale nie – on instynktownie skierował się do kasyna. Tylko rzucić okiem, rozejrzeć się, pozwiedzać… przez chwilę jeszcze wymyślał podobne wymówki, ale w końcu dał za wygraną. Kogo chciał oszukać? Tylko idiota przychodzi do kasyna przez przypadek. Nie minęły dwie minuty, a on już przechadzał się po pomieszczeniu oceniając okiem konesera każdy szczegół. Wodził ręką po szorstkiej powierzchni stołów, wychwytywał ułożenie świateł, wsłuchiwał się w szelest mechanizmów w automatach. Układ pomieszczenia był kopią głównej sali słynnego MGM Grand z Las Vegas w dużym pomniejszeniu. Projektanci wyraźnie starali się przenieść każdy detal, nawet desenie na wykładzinie były rozmieszczone w podobny sposób.


Samo miejsce byłoby jednak niczym, bez obecnych w nim graczy. Godzina była zdecydowanie zbyt wczesna by siadać do stolika i choć główną populację stanowili na tę chwilę zwykli amatorzy, którym nie należało poświęcać zbytecznej uwagi, dwie osoby przykuwały spojrzenie. Piękna młoda kobieta i wymuskany Latynos. Najwyraźniej przygnała ich tutaj podobna, nieodparta potrzeba, zupełnie jakby byli sportowcami zjawiającymi się na stadionie w przeddzień zawodów, by wypróbować nawierzchnię. Niewątpliwy znak, zatem nie należało go ignorować. Rozsądek nakazywał trzymać się na uboczu i obserwować, ale pokusa była zbyt silna. Mężczyzna minął bar zwijając z kontuaru paczkę zapałek z logiem „DESTINY”. Wyłamał jedną z nich i odpalił papierosa. Ciekawe gdzie tutaj można dostać papierosy? Trzeba będzie się rozejrzeć. Malcolm bezszelestnie zakradł się do pary konkurentów i wsunął się w przestrzeń między nimi.

- Uśmiechnijcie się, jesteście na wizji. – rzucił niewinnie wskazując lekko zaskoczonej dwójce elektroniczne oko kamery monitorującej ich obecność.

Głowy odwróciły się w kierunku intruza. Wszyscy stali przez chwilę, niczym rewolwerowcy gotowi do strzału, mierząc się spojrzeniami. Jeżeli dotąd ledwie zaznaczali swoja obecność w sali, teraz przestrzeń wokół każdego z nich aż zgęstniała.

- Malcolm Godspeed. – Lekki ton przerwał moment napięcia. Mężczyzna skłonił się lekko w stronę damy, po czym skinął głową Latynosowi. Południowiec wydawał się nieco zmieszany nieoczekiwanym spotkaniem, natomiast zwiewna piękność odpowiedziała na przywitanie przeciągłym spojrzeniem i zalotnym uśmiechem właściwym kobietom o naturalnym wdzięku.

- Kalina Jegova.

Jej głosem można by wygładzać aksamit. W tonie pobrzmiewała europejska nuta, możliwe że z Rosji, albo któregoś z jej sąsiadów. Dźwięczne zgłoski komponowały się z głębokim szmaragdem oczu sprawiając, że rozmówca mógł w nich utonąć. W całej jej osobie było coś niesamowicie pociągającego. W sposobie w jaki trzymała torebkę, w geście odgarniania niesfornego pukla opadającego na czoło, czy delikatnym ruchu bioder kiedy przesuwała ciężar z nogi na nogę. Piękno podszyte było jednak czymś subtelnie niebezpiecznym. Kobieta kusiła i przerażała, jednak zamiast bać się, co byłoby reakcją właściwą ludziom statecznym, Godspeed odczuwał na jej widok ekscytację kojarzącą mu się dotąd z grą o większe stawki.

- A nasz przyjaciel? – pytanie kobiety padło w stronę milczącego dotąd Latynosa.

- Montezuma. – Szorstki ton jasno wskazywał, że ten typek nie przepada za udzielaniem odpowiedzi dłuższych niż to absolutnie konieczne. Sprawiał wrażenie jakby nie podzielał opinii, że jest czyimś przyjacielem, jednak nie wypowiedział tego na głos. Jego fikuśna kamizelka i pretensjonalna fryzura, oraz silny akcent nadawały mu charakterystyczny rys. Mężczyzna spojrzał na automaty do jednorękiego bandyty, obrzucił pozostałych ostrym spojrzeniem, po czym zerknął na zegarek niby tam spodziewając się jakiejś pomocy.

- Śpieszę się… do widzenia. – rzucił, po czym oddalił się pospiesznie.

- Niezbyt rozmowny z niego typek. – Malcolm odprowadził Latynosa wzrokiem. Coś czuł, że jeszcze się z nim spotka. – Skoro jednak Pan Montezuma wzgardził naszym towarzystwem, czuję się w obowiązku dotrzymać Pani towarzystwa i zaprosić Panią na spacer.

- Oczywiście. – kobieta uśmiechnęła się drapieżnie, po czym we dwójkę opuścili kasyno.

***

Minęli arkady i przestronne schody wiodące na wyższy pokład. Godspeed po drodze zagasił dyskretnie papierosa w jednym z metalowych pojemników na śmieci i wyrzucił niedopałek by niepotrzebnie nie narażać się na krytyczne uwagi obsługi statku. W końcu wyszli na boczny taras, obecnie skryty w cieniu balkonu tworzącego sklepienie. Malowniczy lazur otwartej toni wodnej rozciągał się po horyzont. Słońce skrzyło się milionami drobnych plamek na powierzchni falującego oceanu. W trakcie przechadzki wymienili kilka kurtuazyjnych uwag na temat statku, usłużności stewardów, przepięknej o tej porze roku pogody i innych banałów. Wszelkie aluzje kierowane w stronę samej rozmówczyni były kwitowane jedynie przeciągłymi spojrzeniami niesamowicie szmaragdowych oczu i zdawkowymi, wymijającymi uwagami. Malcolm miał okropną ochotę dotknąć zmysłowej piękności, lecz za każdym razem kiedy przysuwał się nieco, Kalina odpowiadała przeciwnym ruchem jakby nie miała ochoty na bliższy kontakt. Doprawdy zadziwiająca osoba.

Rozmawiali tak już dłuższą chwilę, a Godspeed mimo szeregu subtelnych zabiegów nie zdołał ustalić na temat rozmówczyni niczego konkretnego, za wyjątkiem oczywistego faktu, że Jegova także ceni sobie dobrą grę w kasynie i bardzo możliwe, że wkrótce się tam spotkają. Kiedy pomału zbliżali się do złotej plamy światła na końcu tarasu, piękność w czerwieni zatrzymała się, westchnęła teatralnie, po czym tym samym, jedwabistym głosem oznajmiła, że bardzo jej przykro, ale wzywają ją obowiązki. Posłała mężczyźnie ostatni, uwodzicielski uśmiech, po czym kołysząc biodrami zniknęła w bocznym wejściu.


***

Reszta dnia upłynęła Malcolmowi na słodkim lenistwie. Pospacerował chwilę po tarasie omijając co większe grupy gości. Zjadł obiad w przytulnej knajpce, wypił kawę, odnalazł nawet miejsce, gdzie mógł nabyć papierosy, choć wnosząc po cenie musiały być chyba ze szczerego złota. Nałóg jednak nie wybiera, więc z góry zaopatrzył się w kilka paczek. Sprzedawca uprzejmie poinstruował go gdzie znajdują się strefy, w których gościom wolno palić, jednak ten wcale nie słuchał. Jeśli będzie miał ochotę na papierosa to go po prostu zapali, cóż za problem. Dwójki z kasyna nigdzie już nie spotkał. O ile oschłego Montezumy jakoś mu nie brakowało, o tyle żywił cichą nadzieję, że w końcu znowu spotka zmysłową Kalinę Jegovą. Na samą myśl przyspieszało mu tętno, co ostatnio zdarzało się dość rzadko. To również był znak, choć może o nieco innym zabarwieniu niż inne.

W końcu przyszedł czas na kurtuazyjną kolacje zapoznawczą. Godspeed zjawił się tam raczej z grzeczności, choć z drugiej strony mogła być to okazja do poznania nowych osób, a znajomości pośród ludzi mediów i biznesu zawsze mogły być obrócone w konkretny pieniądz, zwłaszcza przez typów takich jak Malcolm. W sali zjawił się wcześnie, by wybrać sobie najdogodniejsze miejsce. Sącząc z wolna drink w wysokiej szklance, co jakiś czas zerkał przelotnie na tłum gości próbując odszukać wzrokiem uroczą damę w czerwieni, jednak bezskutecznie. Pewnej rozrywki dostarczyło mu wejście gali sław, których pojawienie się wywołało powszechne poruszenie i spontaniczne oklaski co bardziej służalczych obserwatorów. Rząd biznesmenów i potentatów, znana aktorka, autor poczytnych kryminałów, nawet obrzydliwie bogaty sponsor, któremu zawdzięczał darmowy bilet. Godspeed wychylił zdrowie pechowca, od którego wygrał w karty wakacje jego marzeń. Cóż, szczęście sprzyja lepszym. Hazardzista chętnie podczepiłby się pod wpływający do sali tłum śmietanki towarzyskiej i uszczknął nieco splendoru dla siebie, ale nie był na to ani czas ani miejsce. Zganił się w myślach, uśmiechając się do siebie. Jeszcze nie.
 
Dziadek Zielarz jest offline