Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2014, 22:22   #8
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Erilien momentalnie rzucił się podtrzymać półelfa. Pragnął też zapewnić mu opiekę świątyni lecz tu musiał powstrzymać swój zapał. Wszak nie on był opiekunem tego przybytku. Spojrzał więc na kapłankę szukając jej przyzwolenia.
- Nic złego nie stanie ci się w tych murach. - zapewniła kapłanka i podeszła do półelfa. - Pozwól mi zobaczyć twoją ranę…
- Nie! - krzyknął i odtrącił rękę kapłanki, która chciała zbadać jego stan. - Ukrycie mnie, a to później!
- Spokojnie przyjacielu. Póki jesteś w świątyni ręczę swym honorem i rycerskim słowem, że nie stanie Ci się krzywda. Nie musisz się już obawiać, tu jesteś bezpieczny. - Głos Eriliena był spokojny i pewny. Sam rycerz miał nadzieję, że ten spokój udzieli się i samemu półelfowi który najwyraźniej nie rozumiał, że dotarł do bezpiecznego azylu.
- A… ale… - półelf skrzywił się z bólu. - Nie chcę, aby dowiedzieli się… że tu je… jestem…
Kapłanka pogłaskała go po włosach.
- Możemy go zabrać na tyły świątyni.
Półelf spojrzał na Eriliena.
- Możecie…?
Nie było chyba innego wyboru jak spełnić prośbę półelfa choć ukrywanie się było sprzeczne z naturą Eriliena i nie rozumiał dlaczego ten obcy tak bardzo nalega choć jest już bezpieczny. Ostrożnie pomógł mu się podnieść i niemal zaniósł go na tyły świątyni.
- Pozwolisz teraz by pani Eyen zajęła sie twymi ranami? Ja w tym czasie będę czuwał by nikt nie zakłócił spokoju tego miejsca.
- … dobrze - wydusił z siebie półelf, a kapłanka pomogła mu położyć się na skromnym łóżku.
- Wrócę, jak tylko skończę z jego ranami - odezwała się do Eriliena i zaczęła sprawdzać w jakim stanie jest niespodziewany gość.


Tymczasem Erilien wrócił do głównej izby świątynnej. Nie tylko aby trzymać straż lecz przede wszystkim by oddać cześć Corellonowi. Ukląkł przed ołtarzem z dłońmi złożonymi na rękojeści obnażonego teraz miecza. Po chwili pogrążył się w modlitwie.
Nie minęła nawet minuta w modlitwie, kiedy Erilien usłyszał, jak do świątyni ktoś wchodzi. Kiedy odwrócił się zobaczył ciemnowłosego człowieka ubranego w ubranie podróżne, uważnie rozglądającego się po świątyni. Skłonił się mężczyźnie z szacunkiem podejmując się powitania go w imieniu opiekunki swiatyni.
- Witaj czcigodny wędrowcze, czy ten tu rycerz może słuzyć Ci pomocą?
- Prawdopodobnie do tej świątyni wszedł ranny półelf. Czy to prawda?
- Zapewne nie jeden ranny przybył pod opieke świątyni. Wiadomym jest bowiem, że Corellon otacza szczególną opieką swe dzieci. - Niby powiedziane z szacunkiem i spokojnym glosem, jednak w słowach Eriliena ukryta była groźba wobec każdego kto śmialby podnieść rękę na kogoś pozostającego pod opieką światyni. - Czy mógłbyś czcigodny wyjawić mi dlaczego szukasz owego nieszczęśnika?
- Jest moim dobrym znajomym i martwię się o niego. Został raniony na mieście, ja odganiałem od niego sprawcę, a on ruszył szukać pomocy w świątyni. - mężczyzna mierzył wzrokiem elfa.
- Nie musicie się więc zadręczać czcigodny. Wasz przyjaciel jeśli trafił pod opiekę świątyni napewno otrzymał dobrą pomoc i wróci do was w dobrym zdrowiu. - Elf odwołał się do mocy swego boga by zbadać duszę człowieka. - Nic jednak więcej nie mogę powiedzieć. Dopiero niedawno wróciłem do miasta i niedługo przebywam w świątyni, nawet jeszcze z jej opiekunką nie zdążyłem porozmawiać. - Tak, Erilien kłamstwa nie lubił ale za to całkiem zręcznie manipulował słowem by zbić z tropu adwersarza.
Zesłana moc jednoznacznie stwierdziła, że dusza tego człowieka trawiona była przez nikczemność.
- Może w takim razie… Poczekam tu na opiekunkę świątyni, aby od niej zasięgnąć informacji.
- Jeśli chcecie czcigodny zaczekać, przyłączcie sie do mnie i wspólnie medytujmy chwałę Corellona pokonujacego zło. - Erilien gestem zaprosił mężczyzne by ten wraz znim zajął miejsce przed outarzem. - Opiekunka niedługo powinna się zjawić. Jeśli zaś modlitwa będzie się wam dłużyć wtedy sam ruszę by poszukać pani Eyen.
- Obawiam się, że nie należę do osób przesadnie pobożnych, a elfie bóstwa to zupełnie nie moja bajka. - rozejrzał się jeszcze raz i spojrzał niepewnie na Eriliena. - Będę więc oczekiwać na powrót mojego… znajomego. - to powiedziawszy szybkim krokiem opuścił świątynię.


Elf zaś dokończył modły dziękując Corellonowi iż narazie obyło się bez rozlewu krwi. Po czym schowal miecz do pochwy i udal się na tyły światyni.
- Czy z nim…- Zaczął, uchylając drzwi za którymi kapłanka zajmowała się rannym.
Kapłanka właśnie skończyła się zajmować rannym, który wyglądał już o niebo lepiej, a reszta rany, której nie zaleczyła magia lecznicza, została oczyszczona i zabandażowa.
- To była rana po ostrzu, zapewne sztyletu albo jakiegoś noża. - odezwała się do Eriliena elfka. - Ale już jest dobrze.
- Powiedział coś więcej? Kto i dlaczego mu to zrobił?
- Nie chce mówić. - spojrzała w stronę półelfa powoli poruszającego ręką, od strony rany i krzywiącego się delikatnie.
- Być może mi powie. - Stwierdził Erilien i powoli zbliżył sie do półelfa. - W trakcie mej modlitwy przyszedł ciemnowłosy mężczyzna. Mówił, że szuka swego półelfiego przyjaciela. - Przerwał by zobaczyć jak półelf zareaguje.
Półelf pobladł jeszcze bardziej i wlepił spojrzenie w Eriliena.
- I co?
- Narazie postanowił, że poczeka aż jego przyjaciel wróci. Jednak mam przeczucie, że spróbuje na własna rękę poszukać go w tych murach.
Półelf opadł na poduszkę.
- Świetnie, po prostu świetnie… Jestem martwy.
- Jeszcze żyjesz i jeśli powiesz o co ta cała afera to może uda nam się wspólnie taki stan rzeczy zachować. - Erilien wprawdzie był rycerzem i chetnie pomagał innym jednak mocno wierzył, że pomóc można tylko tym którzy pomogą sobie sami.
- O nic… ważnego. - wymamrotał półelf. - Po prostu pomóż mi wydostać się z Silverymoon…
- Och to proste.- Zaczął Erilien. - Po wyjściu ze światyni kieruj się w stronę głównej drogi a potem prosto do bram miejskich. Droga nie sprawi problemu, oczywiście o ile ktoś nie bedzie Cię ścigał z jakiegoś ważnego powodu. - Przesadnie podkreślił słowo “ważnego”.
- Dlatego prosiłbym, abyś mi towarzyszył do bram miejskich. Aby ktoś mnie nie ścigał…
- I dlatego chcę poznać powody dla których jesteś ścigany. Nie zrozum mnie źle, z chęcią Ci pomogę lecz najpierw musisz sam sobie pomóc i obdarzyć mnie zaufaniem. Inaczej nie będę w stanie zagwarantować Ci bezpieczeństwa choć bardzo bym chciał.
- To naprawdę nic… takiego. Osoba, która mnie ściga po prostu źle znosi zniewagi, o czym się dowiedziałem zbyt późno.
- Gdyby tylko o to chodziło mógłbyś sie zgłosić po pomoc do straży. Jestem pewien, że chętnie odeskortują cię za bramy lub zapewnia opiekę w mieście.
- Wolisz więc zostawić mnie na pewną śmierć niż po prostu odeskortować? - półelf zadrżał.
- Wolę wiedzieć w co tak naprawdę się mieszam. Nie pozwolę aby moje działania przyniosły wstyd świątyni. Dlatego jeśli chcesz mojej pomocy musisz być ze mną szczery. - Nie było to do końca szczere, Erilien wiedział, że tak czy inaczej pomoże temu półelfowi. Niech jednak sie trochę przestraszy to może w końcu zacznie mówić z sensem. Bo w to, ze sprawa jest większa niż tylko zniewaga, paladyn nie wątpił.
- On chce… On chce coś, co jest w moim posiadaniu… - zaczął ostrożnie mężczyzna. - I najwyraźniej jest gotów za to zabić…
- I zapewne nie zechcesz powiedzieć cóż to takiego za co warto mierać?
Półelf zacisnął zęby.
- Mały, magiczny przedmiot. - mruknął.
- Warto z jego powodu umierać? - Wyraził swe wątpliwości Erilien. Wszak miał własne zdanie na temat wartości życia.
- Nawet gdybym oddał zabiliby mnie… - westchnął półelf.
- Dobrze. - Powiedział bardziej do siebie, jakby podjął decyzję. - Jesteś pewien, że za miastem Cię nie dosięgnie?
- Jest taka szansa… Zmienię miejsce… Nie będą mnie ganiać po całym Faerunie.
- Wstawaj. Jeśli chcesz, żeby Ci się udało to ruszamy odrazu. - Po czym Erilien zwrócił się do kapłanki. - Czy nie bedzie wielkim kłopotem jeśli wyjdziemy od tyłu?
- Nie będzie - zapewniła kapłanka, ale wyglądała na zaniepokojoną. - Jesteś tego pewien, Erilienie en Treves?
- Nie jestem. - Elf pokręcił przecząco głową jakby chcial dodać znaczenia swym słowom lub otrząsnąć się z watpliwości. - Nie jestem, ale nie mogę zostawić tego biedaka na pastwę jego wrogów. Udzieliliśmy mu schronienia, to wdedy był czas by się zastanawiać teraz muszę zrobić to co nakazuje mi honor. - Skłonił się kapłance. - Jeśli zostałby w świątyni dlużej wy również znalazłabyś się w niebezpieczeństwie Pani. Jeśli ma mieć szanse walczyć o swe życie to tylko teraz.
- Dobrze - odparła kapłanka i spojrzała na półelfa. - Możesz iść?
- A mam inny wybór? - mruknął zapytany, po czym wstał niepewnie z łóżka zginając się trochę w stronę zranionego boku. Erilien zobaczył także, że jedną dłoń przyłożył trochę poniżej szyi jakby coś wymacując, po czym jakby uspokojony skinął Erilienowi.- Możemy iść?
- Tak. - Odparł paladyn i rozejrzał się czy aby napewno półelf nic nie zostawił. - Chodźmy zatem nie marnujac wiecej czasu, być może uda nam się dotrzeć do bram nim twoi prześladowcy sie zorientują.
- Muszę… Muszę przy bramie wykupić konia… Mógłbyś mi też w tym towarzyszyć?
- Nie tylko konia przyjacielu, nie tylko konia, lecz nie martw się niedaleko bram jest zajazd gdzie napewno będziesz mógł kupić konia i prowiant na drogę. Wielu podróżnych się tam zatrzymuje więc własciciel dba by mogli wszystkie sprawy załatwić w jednym miejscu a wszystkie pieniądze trafiły do niego. - Kończąc wypowiedz już niemal się śmiał do własnych wspomnień kiedy to własciciel owego przybytku zaproponował, ze odkupi jego rumaka skoro “pan rycerz” ma zamiar dłużej pozostać w mieście.
- Świetnie, świetnie… Dziękuję, naprawdę. - półelf nawet spróbował się uśmiechnąć. - Mam nadzieję, że nic się nie stanie…
 
Googolplex jest offline