Przebywał w Behemsdorfie od niespełna tygodnia. Nie zamierzał tu zostawać, tylko nabrać sił przed dalszą drogą, wszak miejscowość była jedynie przystankiem na dalszej drodze na południe. Byle dalej.
Pierwszego dnia za miejsce do spania zapłacił srebrem. Drugiego wszedł w komitywę z gospodarzem i od tego czasu wikt i nocleg miał zapewniony w zamian za pewne przysługi.
Jak każdego popołudnia wszedł do głównej izby i podszedł do kontuaru. Skinął karczmarzowi na przywitanie i zamówił półkwartę piwa. Gdy gospodarz zajął się nalewaniem trunku Søren położył przyniesiony worek na podłodze obok lady i zajął miejsce na stołku. Już po chwili mógł nieśpiesznie sączyć gorzkawy napój i planować dalszą drogę na południe. Zerknął jeszcze na podłogę obok - worek zniknął jak zawsze. Herr Knuidert powinien być zadowolony z dwóch zajęcy i cietrzewia. W końcu ostatnio sporo gości zawitało do Behemsdorfu.
- Wybieram się tam nazajutrz z samego rana. - włączył się do rozmowy nieznajomego pytającego gospodarza o kopalnię.
- Myślę sobie, że magister sztuk tajemnych w kłopoty jakieś wpadł i wypada pójść człowiekowi z pomocą, prawda? - wyjaśnił.
- Tym bardziej, że za udzieloną pomoc z pewnością szczodrze się odwdzięczy... - dodał jeszcze.
- Myślę sobie również, że towarzystwo się przyda, gdyby rabusie jakowyś siedzibę sobie tam urządzili... To jak, idziecie ze mną? - zaproponował.