Ogólnie rzecz biorąc, tłumaczenia większości tomów sagi Dragonlance są przełożone poprawnie i tłumczom udąło się utrzymać klimat oryginału. Jednak z chwilą wydania przekładu pani Maji Brzozowskiej tomu "Smoki zagubionej gwiazdy" wszystko poprostu się posypało i zostało ograbione, niczym magowie w Wojnie Dusz, z wszelakiej magii!
I posypały się kwiatki typu Złota Luna (przez pierwsze rozdziały nie potrafiłam pojąć cóż to za nowa postać, po czym zorientowałam się, iż jest to nik innt jak Goldmoon), Tarn Granitowy Miech, itp! No ludzie tak być nie może! Kto to widział aby tłumaczyć imiona! Mało brakowało a czytalibyśmy o przygodach Raistlina Majeranka! Pani Maja stara ł się także na siłę stylizować książkęna pewnego rodzaju średniowieczny epos, co ogólnie "gryzło się" z poprzednimi przekładami.
Całe szczęście Pani Dorota Żywno, zdołała przwrócić równowagę w trzecim tomie Wojny Dusz, i wszystko wróciło do normy