Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2014, 06:09   #6
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ona zaledwie burknęła coś pod nosem niezrozumiale. Mogło to być jednocześnie pożegnanie swego nowego towarzysza, co i litania przekleństw, zresztą też skierowanych do niego. Nadal była wściekła, że tak się dała podejść tej dwójce krasnoludów. Nie okazywała tego ( za bardzo ) w towarzystwie, ale długo po tym jak już jej tu nie będzie, gdy będzie już daleko ze swoim wozem, to okoliczni wieśniacy przechodzący przez to miejsce będą widzieli gdzieniegdzie powypalaną trawę. Zupełnie, jakby ktoś się na niej wyżywał za wszelkie zło jakie mu zgotował los w jednym dniu.

Zbyt późno dotarło do niej, że oddała swego przyjaciela, swego wiernego rumaka w ręce obcego! Przecież ten krasnolud najzwyczajniej mógłby go.. porwać! Skusić słodkimi marchewkami i soczystymi jabłkami, żeby przekabacić na swoją stronę! I wtedy ona już nigdy się stąd nie wydostanie! Albo co gorsza – będzie musiała gdzieś iść na piechotę! Nie do przyjęcia.
Wątpiła jednak, by był on tak dobrym jeźdźcem, aby wierzchem dojechać na Małym Bridzie do samego miasta. Jeśli w ogóle by się na niego wdrapał, do czego potrzebowałby drabiny, albo pomocy ze dwóch chłopów mogących go wrzucić prosto na grzbiet. Potem jeszcze zostałby mu problem utrzymania się na takiej wysokości, że nie wspominając już o panowaniu nad zwierzęciem tymi krótkimi nóżkami. Najwyżej mógłby sobie nimi pomachać w powietrzu jak dziecko. Nie było zatem większych obaw o kradzież jej jedynego sposobu na wyruszenie w dalszą drogę. Szczególnie, że Brid dobrze wiedział kto ma dla niego najsmaczniejsze kąski.

Aczkolwiek Kranneg miał rację. Raz mu się zdarzyło. Ciekawscy wieśniacy rzeczywiście mogliby stanowić problem w czasie jej porannego doprowadzania się do stanu używalności. Może i wczoraj z gorącą pasją chcieli ją sprawić na stosie, ale zapewne dzisiaj jej odmienność nie byłaby żadną przeszkodą, do popatrzenia sobie na nagie ciało elfki. A choć pewnie niejedna tutejsza kwoczka domowa mogła się pochwalić bardziej..wylewnymi kształtami, to i tak Eshte nie przepadała za podglądaczami. A nawet przypiec takich jegomości by nie mogła, bo zaraz znowu widły i pochodnie poszłyby w ruch. Powtarzalność chłopów bywała męcząca.

Właściwie, to czy była brudna? Nie, nie, nie. Odpowiedniejszym byłoby pytanie – czy było ją tak mocno czuć, że mogłaby odstraszyć od siebie potencjalnych widzów? O ile, w przypadku narzucającego się jej krasnoluda byłoby to jak najbardziej wskazane ( chociaż też w przypadku tej rasy pewnie musiałaby się zdobyć na naprawdę powalający smrodek, aby nawet gruboskóry i uparty brodacz nie mógł go wytrzymać ), o tyle nie chciała odrzucić od siebie kolejnych wieśniaków, gdy tylko wjedzie do ich miasteczka! Z miejsca gotowi byliby ją spalić, albo co bardziej prawdopodobne – utopić, i to bez względu na jej przynależność do szpiczastouchego rodu wyklętego!
Ujęła palcami za materiał swego kubraczka na piersiach, po czym lekko naciągając go ku górze, sięgnęła doń nosem. Pociągnęła nim lekko.. i nie została zwalona z nóg, co było dobrym znakiem. Ot, mieszanka zapachowa dymu, piwa, konia i łez mężczyzn przegrywających swe ostatnie grosze. Woń nie najgorszego dnia dla elfki. Mogła z tym żyć do czasu, aż dotrze do następnej wioski. Może nawet w tamtejszej karczmie będą mieli jakąś łaźnię, może nawet odseparowaną w miarę szczelną ścianą od głównej izby?! Oh, toż to byłby szczyt marzeń. Chociaż mało prawdopodobny.

Mycie zębów też już miała za sobą, można powiedzieć. Trunek podany jej przez Krannega miał mocny smak mydlin, i pewnie pozbywał się każdego brudu tak samo jak one. Mimo to podeszła to stojącego przy wozie wiaderka. Może i nie potrzebowała kąpieli, ale odświeżenie się po męczącej nocy było jak najbardziej wskazane. Dlatego przykucnęła przy nim i nachylając się, skrzyżowała spojrzenie ze swym własnym odbiciem zniekształconym w wodzie. Jak gdyby chciała się do niego upodobnić, na ten widok skrzywiła się w niezadowoleniu i potarła palcami swój policzek.
Ahhh.... najwyraźniej położyła się wczoraj spać przez ówczesnego zmycia całego makijażu. Stąd i teraz ta rozmazana, czarna plama na policzku i wokół oka, która jeszcze niedawno była misternie namalowanym.. cóż, zawijasem.
Zanurzyła dłonie w chłodnej wodzie i ukryła w niej wargi, policzki i nos. Gdy też tego było jej mało na pobudkę ze snu, z koszmaru wręcz w jakim teraz najwyraźniej nadal była, to skulając się jeszcze bardziej schowała w wiadrze caluteńką twarz. Potrząsnęła weń głową, po czym gwałtownie wyprostowała, łapiąc przy okazji głęboki haust powietrza w płuca. Niesforne, krótkie kosmyki fiołkowych włosów poprzyklejały się jej do skóry. Czarna plama spłynęła z policzka jak zaledwie tusz i teraz ostatnimi kroplami skapywała do wiaderka. Na twarzy zaś pojawiło się rozkoszne, błogie zadowolenie. Które jednak szybciutko prysnęło, gdy po krótkiej analizie otoczenia doszło do wniosku, że nadal się nic nie zmieniło. Jej koszmar dalej trwał.

Jęknęła żałośnie, co jakiś okoliczny łowczy mógłby wziąć za wycie zranionego zwierza. To by się zdziwił, choć może wtedy elfka namówiłaby go na zakończenie jej męki. To było jedno rozsądniejszych rozwiązań, jakie przychodziły jej do głowy, by wydostać się z tej okropnej sytuacji.

Podciągając się rękami o malowaną ścianę wozu, znalazła się w końcu na wysokości sporawej klatki umieszczonej bezpiecznie na czymś, co szumnie można było nazwać drewnianym parapetem okienka. Uśmiechnęła się chytrze, spoglądając na siedzące wewnątrz napuszone, białe kulki. Wsunęła smukły palec do środka i opuszką dotknęła pieszczotliwie główki najbliższej z nich, mówiąc -Nasracie temu krasnoludowi na głowę, prawda?
Nic się nie wydarzyło. Jedynie co poniektóre gołąbki mało subtelnie poobracały się do niej ogonami, a ten obudzony jej dotykiem z olbrzymią pretensją uniósł niechętnie powieki. Ale nie na to liczyła kuglarka. Oczekiwała przyklasku dla jej genialnego pomysłu, chociaż jednej iskierki pocieszenia w mroku swego przygnębienia. Nie, to było za mocno słowo dla mieszających się w niej emocji. Była bardziej.. zgnębiona niż przygnębiona.
Wyprostowała się i sięgnęła po woreczek leżący przy klatce. Uniosła go potem nad nią i potrząsnęła, powtarzając nieco głośniej o dobitniej -Nasracie mu na głowę czy nie?
I od razu reakcja była bardziej satysfakcjonująca. Nie to, żeby elfka wierzyła, że ptaki ją rozumieją, a na dodatek jeszcze odpowiadają na jej pytania. Przecież, że nie! Kto by tam rozmawiał z jakimiś ptakami, ha ha ha... hah...
Jednak zachęcone odgłosem swego śniadania przewalającego się po mieszku, wszystkie zgodnie nagle odżyły i zaaprobowały istnienie Eshte. To jej wprawdzie wystarczyło, ale tutaj nawet ze dwóm się wyrwało zagruchanie – no po prostu pełnia szczęścia dla kuglarki tłamszonej od samego rana.




Łaskawym ruchem rzuciła im jedzenie do klatki. Trochę tylko, nie mogła wszak pozwolić im się roztyć. Przestałyby się mieścić w rękawach, kapeluszu, a zamiana choćby jednego z nich w małego ognistego ptaka byłaby bardziej wymagająca niż teraz. Były pierzastymi gwiazdami prawie każdego jej występu.

Właściwie, kiedy tak sobie pomyślała – po uprzednim zapaleniu fajki i kilkukrotnym wydmuchaniu z ust pachnących zielskiem kółeczek dymu – to dokuczanie krasnoludowi w trakcie ich wspólnej wyprawy brzmiało jak kolejne dobre rozwiązanie. Może jej towarzyszy by się zniechęcił po kilku dniach ciężkiej, uwłaczającej mu pracy i zrezygnowałby z darmowej podróży jej wozem? Trochę spania codziennie na zimnej ziemi poza wozem, dbanie o dobre zdrowie i samopoczucie Brida, przygotowywanie posiłków, odgrywanie roli nieruchomej statuy dla gołębi dla rozprostowania skrzydeł i, oczywiście, bycie pierwszym zaszczyconym, na którym sprawdzałaby swe nowe sztuczki. Może nawet pozwoliłaby mu wystąpić w jednej. Występ z ognistą brodą brzmiał kusząco..

Było to pewne złośliwe pocieszenie w nieszczęściu. Pokaże temu bezczelnemu synowi kowala jak ciężkie są takie wędrówki! Nieco przesadnie, owszem. Ale przecież młodzieniaszek ma się uczyć życia, czy tak? Gruangal będzie zadowolony.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem