Gunther słuchał z uwagą i ekscytacją. Uwielbiał takie stare opowieści, zwykle przedstawiające wydarzenia i miejsca bardzo barwnie i ciekawie. Włóczykij często kierował się słowami tych bajań, odnajdując opisywane w nich miejsca i srogo się rozczarowywał. Tyle, że nie zawsze. I właśnie dla tych nielicznych chwil warto było ryzykować. Zalana kopalnia? Trudno, to przecież co najwyżej kilka zmarnowanych dni! Kopalni nigdy nie zwiedził.
Podziałać i pogadać nie zdążył, bo jakiś chłopak już o mutantach krzyczał. Kuntz nie zwykł ostrzeżeń tego typu ignorować. Widział swoje na traktach. Podobnie zapalony jak krasnolud nie był, nie czekał także na wyjaśnienia, o które dopominał się jeszcze nieznany mu człowiek. Mógł potem dopytać od niego, a przecież nie trzymał swojej broni w głównej izbie. Szybko poszedł więc do własnego pokoju, przywdziewając na szybko koszulkę kolczą i przypasawszy kołczan do pasa, jął naciągać cięciwę na krotki myśliwski łuk.
Uwinął się z tym całkiem sprawnie i z włócznią w jednym ręku, a łukiem w drugim, zszedł na dół. Burza wieś ominęła, więc teraz chaosu tu nie było. Gunther uśmiechnął się słabo. On był gotowy. - Daleko ta przełęcz? - spytał cicho Rose, wiedząc, że kobieta słyszała odpowiedź Svena, ale przecież nie widział jej walczącej z mutantami. - Lepiej się przygotować. Ktoś tu dowodzi? - to pytanie zadał już głośniej. |