Irma dołączyła do tej ciekawej zbieraniny niespełna tydzień temu. Nie lubiła podróżować w pojedynkę, więc gdy tylko nadarzyła się okazja przyłączyła się do karawany zmierzającej do Yspaden. Wśród ludzi było znacznie weselej i bezpieczniej.
Młoda dziewczyna o wesołym usposobieniu szybko zyskała sympatię wędrowców, którzy z chęcią opowiadali o swoim, często bardzo ciekawym życiu i wypytywali o cel jej podróży. Choć karawana poruszała się wolniej niż samotny jeździec czas spędzony z nią mijał dużo szybciej niż podróż w pojedynkę.
Irma zeskoczyła ze swojej gniadej klaczy kilka metrów przed pierwszym ze spalonych domostw. - Spokojnie - szepnęła do zaniepokojonego zwierzęcia i ruszyła wolnym krokiem przez wieś. Przesunęła nogą nadpalony kosz, z którego wysypało się kilka małych marchewek myśląc, że miał on więcej szczęścia niż reszta wioski. Schylała się po warzywa, gdy usłyszała jakiś pełen poruszenia gwar, a zaraz potem przyjemny dla ucha męski głos. Odwróciła się w tamtym kierunku. Wysoki blondyn przemawiał do czwórki biednie wyglądających ludzi. - Jesteście mieszkańcami tej wioski? - krzyknęła, bo dzieliła ich spora odległość.
__________________ "You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one" |