Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2014, 22:59   #6
Rycerz Legionu
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
Kurtingen Vatanaka

Po tym, gdy Kurtingen postanowił się położyć i dać odpocząć swojemu zmęczonemu żołądkowi, odwiedziło go sen. Nawet z początku dziwnie prawdziwy i niezwykły. Widział w nim siebie i swego ojca, stojących razem na środku jakiegoś pustego pola, porośniętego tylko krótką trawą. Po chwili, szlachcic spostrzegł, że był to teren, na którym niegdyś znajdowała się rodzinna posiadłość obu mężczyzn. Każdy element, drzwi, okna, był taki sam jak niegdyś. Identycznie tak, jak byłby w tym miejscu na prawdę.
Niespodziewanie, wszystko w okół zaczęły pochłaniać płomienie. Piekielne I nienasycone, stopniowo przykrywały sobą dach budynku, by kilka sekund później błyskawicznie pochłonąć pozostałe jego części i zmienić go w nic innego jak demoniczny pałac. Tak wyglądał on teraz z daleka.
Tym czasem ogień, przerzucił się również na trawę. Kurtingen, nie mógł się w ogóle ruszyć, choć próbował zrobić to wiele razy. Jego ojciec stał natomiast ze złośliwym uśmieszkiem na ustach I patrzył, jak krąg płomieni powoli się zwęża i odcina mu jakąkolwiek drogę ucieczki.
Kilka minut później, scena zmieniła się w zupełnie inną, acz nadal diabelskie płomienie były w niej obecne. Tym razem, pochłaniały wioskę. Tę, w której przyszło przebywać szlachcicowi. Był całkowicie sam, otoczony przez ogień.
Płonące domy, przypominały teraz małe kawałki drewna, które ktoś dorzucił do ogniska. Vatanaka zaś, był niczym zabłąkana mrówka, która zapędziła się zbyt daleko i przez swoją nieostrożność wpadła w pułapkę.
Dym coraz bardziej szczypał go w oczy, kiedy zdał sobie sprawę, że jest w pełni władzy nad sobą. Mógł poruszać rękoma i nogami. Przemieścić się tam gdzie chce. Nie potrafił się jednak w tym momencie obudzić. Chociaż zapewne każdy wolałby to, niż przebywanie w tak piekielnym otoczeniu. Coś jednak musiał tutaj zrobić. Czuł to. Bez tego, nie wiadomo czy kiedykolwiek wydostanie się z tego koszmaru.
Przed nim zaś, idealnie na wprost jego wzroku, znajdowała się ścieżka, prowadząca prosto do całego piekła.



Fey Bellei

Sala była pełna tańczących, lecz żadnego wolnego panicza, który byłby skory do tańca. No, może poza schlanymi już, starszymi jegomościami, którzy wyglądali na takich, co to są gotowi cały swój majątek przepuścić w jakiejś brudnej spelunce.
W serce Fey wkradała się już powoli żałość i rezygnacja, kiedy to w drzwiach chatyny, stanął młody, nie grzeszący brzydotą mężczyzna. Ubrany był skromnie, acz nie biednie. Jego odzienie było czyste i zadbane, podobnie jak on sam. Miał długie buty do jazdy konnej, proste, brązowe spodnie i zwyczajną koszulkę, bez żadnych zdobień.
Widać było że nie upodabniał się na siłę do zagranicznych możnych z Haldarolu, czy Redlandu. Jedynym co go z nimi łączyło, to praktyczny brak zarostu jak na Arrnornyjskie realia.


Wszedł do środka pewnym krokiem, i ukazując rząd białych, zadbanych zębów (co również było rzadkością na południu) przywitał się najwidoczniej z jakimś swoim przyjacielem. Przyjaźnie poklepał go po plecach i podeszli razem do stołu, napełniając dzbanki winem.
Fey zauważyła, że gdy ten pił, obdarzył ją kilkoma spojrzeniami. Również pełnymi uśmiechu.
Niespodziewanie odłożył alkohol i zaczął iść w stronę młodej baronowej.
-Witaj pani. - rzekł głęboko się kłaniając i łapiąc ją delikatnie za dłoń. Po chwili, na jej palcach spoczęły usta jegomościa, a ona poczuła od niego świeży zapach mięty. - Czy zechciałabyś ze mną zatańczyć lady? Byłby to dla mnie ogromny zaszczyt.


 
Rycerz Legionu jest offline