Spokojnie, mimo padającego deszczu, tuż za kolumną uchodźców kroczyła szczupła, wysoka postać. Pewny krok świadczył o odrobinie wojskowego przeszkolenia mężczyzny. Lecz każdy kolejny ukazywał również ukrytą, kocią zwinność osobnika. Spokojne, czarne oczy płonące niczym dwa ogniki błyszczały spod kaptura smolisto czarnego płaszcza pochodzącego wprost z Middenlandu. Mężczyzna często ukrywał swoją twarz - był elfem, a wielu ludzi nie lubiło innych.
"Niebo płacze nad Middenheim", pomyślał Yavandir spoglądając na mroczne chmury nad miastem. Od razu jednak jego myśli skierowały się na inne tory. Swego czasu wrócił z Praag walcząć z najeźdźcami Chaosu i niejeden oszalałby od tego co widział i czego doświadczył tam elf. Spod jego obszytego futrem kaptura wypływały brązowe zmierzwione włosy, które były dziwacznie jasne przy grzywce, wręcz białe.
Przy jednym boku wisiał rapier bojowy o finezyjnie rzeźbionej głowni, natomiast przy drugim prosty miecz który już wiele lat był najważniejszym przyjacielem szermierza. Obie te bronie zdradzały iż elf najprawdopodobniej jest oburęczny, co oczywiście pokrywało się z faktami.
Yav już wiele lat temu odrzucił dziwny dla jego rasy sposób mówienia w tonie którego zawsze brzmiała wyższość nad innymi rasami. Przez dziewięćdziesiąt lat swego życia doświadczył wiele a spotkanie Reinharda, wspaniałego fechmistrza i kobieciarza odmieniło całe życie Yava. Dawny mistrz pokazał jak żyć chwilą, cieszyć się z tego co sie ma i bronić przed wrogami. Dopiero gdy uczeń nauczył sie tego mistrz pokazał mu jak atakować. Wiele razy wracało to i wraca do niego w myślach. Jedyne co często irytowało kompanów to buntowniczy sposób zachowania który wiele razy wkopywał szermierza w kłopoty. Lecz po pewny czasie przebywania ze szpiczastouchem dochodziło się do wniosku, że nie ma on złośliwej natury a jedynie zawadiackie serce które lubi zabawę, śmiech, piekne kobiety i dobrą walkę. - Ale paskudna pogoda...Musimy zanieść relikwię jak najszybciej do Świątyni Sigmara, a potem pomyślimy co dalej...Ja planuje zostać jeszcze kilka dni w Middenheim, mam nadzieję, że nie będzie nam dane jeszcze się rozstawać...Przyzwyczaiłem się już do waszych twarzyczek - rzucił zawadiacko do swych nowych kompanów, w których towarzystwie podróżował od Untergardu.
"Ciekaw jestem czy stary Johann prowadzi jeszcze "Tonącego Szczura", pomyślał elf i uśmiechnął się do siebie w duchu. "Można by go odwiedzić". Zaciągnąwszy kaptur mocniej na głowę skupił się na marszu w kierunku Middenheim oczekując na to, co mają do powiedzenia jego towarzysze. |