Kurtingen położył się na swoim skromnym łóżku dosyć szybko, nie miał zamiaru zabawiać się z towarzystwem które go otaczało, był już zmęczony podróżą w dodatku zjadł zwyczajnie w świecie za dużo pyszności leżących na stole i wypił za dużo wina by dać radę pobiesiadować. Vatanaka zamknął oczy i czekał na błogi, spokojny sen, no może nie do końca spokojny bo w sali nadal panował hałas, ale przynajmniej na sen i zapomnienie o otaczającej go rzeczywistości, niestety.... zasnąć się udało, ale zapomnieć o rzeczywistości już nie.
Wszystko płonęło, Kurtingen czuł rosnącą w nim bezsilność.
- Nie mogę się ruszyć... do jasnej cholery. - pomyślał wściekły, nagle podniósł wzrok, przed nim stał jego ojciec z drwiącym uśmieszkiem na twarzy, nie było dokąd uciekać, droga była zablokowana przez płomienie. Vatanaka poczuł strach, sny potęgują uczucia a strach odczuwamy pięć razy mocniej, dlatego serce Kurtingena waliło jak opętane.
- Co on tu robi, ojciec, to naprawdę on?! - krzyknął w myślach, nagle obraz się zmienił, wioska w której mieszkał Kurtingen płonęła, szlachcic nie miał do niej żadnego sentymentalnego przywiązania, w końcu spotkało go w niej więcej złego, nagle Vatanaka zorientował się ze może się poruszać.
- Gdzie ja jestem... co ja tu robię... - Kurtingen rozglądał się po bokach, wszystkie budynki płonęły, trzeba było uciekać, krzyk rozpaczy rozbrzmiewał po całej wiosce... Vatanace nie zależało na wiosce, rzucił się do ucieczki, z dala od tego przeklętego miejsca, z dala od spisków swego wuja który tylko czyha na jego życie... niech płonie!
- Płoń, płoń dziecinko! - krzyknął Kurtingen |