Zdzich, Zenek i Rysiek niemal równocześnie wpadli do domu. Z buta Zenon otworzył drzwi, a potem machając rękami wbiegł do środka. Po chwili dołączyła do niego reszta. Znaczy, że to niemal to nie było takie niemal, ale dobra. W każdym razie w środku szybko zwrócili uwagę na silny zapach benzyny i rozpuszczalnika. Wszystko lśniło od tych wysoce łatwopalnych substancji. Podłoga śliska, ściany ociekajace, nawet porwana balustrada zniszczonych schodów. Wszystko było oblane rozpuszczalnikiem albo benzyną. I to całkiem niedawno. Zenek przeprowadził następnie rytuał ujednolicający rzeczywistości.
Sami tego chcieliście.
A może nie, ale nie mieliście wyboru, bo Zenek już tak zadziałał.
Na korytarz z jednego z pomieszczeń wybiegła na was nastoletnia dziewczynka. Była przestraszona i krzyczała coś w języku jakiego nierozumieliście. To nawet nie był pijacki bełkot tylko po prostu jakiś bełkot.
Za nią z wielgachnym tasakiem na korytarz wyskoczył Vel. Machał w powietrzu ostrzem i w każdym momencie mógł uderzyć w jakieś kawałki metalu wystające ze ścian (gwoźdźie) i stworzyć iskrę. Krzyczal coś w stylu:
- Gdzie idziesz? Dzień jeszcze nie skończył się! - co nie było może tekstem na miarę naszych czasów, ale cóż. Sytuacja jednak wydawała się groźna.
Nagle Vel stanął. Łączenie rzeczywistości dobiegło końca. Facet, którego wcześniej widział z dziewczyną to jeden z: Zenek, Zdzich i Rysiek. Nie wie tylko który. Dziwne, że nie poznał ich wcześniej. Teraz cała ich trójka stoi w głównym holu budynku z zszokowaną dziewczyną. Korytarz lśni od rozpuszczalnika i benzyny. To jakieś diabelskie sztuczki są. |