Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2014, 17:06   #1
Python
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Dark Fantasy - Konwój Klingenborga

Plac przed biurem firmy Westerwelda zapełniony był niemal w pełni. Ludzie na koniach stłoczeni obok służby, która w pośpiechu pakowała ostatnie bagaże. Gwar i rwetes drażnił uszy, nie tylko co bardziej wrażliwych ludzie, ale także zwierząt.
Albert doglądał wszystkiego osobiście i wydawał ostatnie polecenia dowódcą poszczególnych grup. Zbliżające się wiosenne święto sprawiło, że wiele osób chciało wyruszyć, czy to do głównej świątyni Alistar, czy też do sąsiednich miast, aby odwiedzić znajomych, czy rodzinę.
Westerweld nie był tym zachwycony, bo choć taki ruch w interesie sprawiał, że skarbiec napełniał się, to znany przewodnik chyba, jako jedyny nie zapomniał, jak niebezpieczne są wędrówki poprzez Pomrokę.
Westerweld miał złe przeczucia, a na dodatek w tym roku sam także miał wyruszyć na szlak.
Radny Ulter Klingenborg zapragnął odwiedzić Swinkaport i jak zawsze chciał, aby to Westerweld był jego przewodnikiem.
Albert nie mógł mu odmówić, gdyż Klingenborg byl nie tylko bardzo zamożny, ale także niezwykle wpływowy.
Kolejne grupy wyruszały na szlak i niechybnie zbliżała się godzina, gdy Klingenborg i jego rodzina zjawią się na placu.

Było już późne popołudnie, gdy Ulter wraz z całą świtą stawili się na placu. Czarny powóz do którego zaprzęgnięto szóstkę koni, mógł nie tylko pomieścić dziesięć osób, ale także zapewnić im komfortową podróż. W tej chwili w powozie przebywał Ulter, jego dwie żony oraz piątka dzieci, a także dwójka zaufanych sług.
- To jak panie Albercie ruszamy? - zapytał Ulter wychylając się przez okno.
- Ależ oczywiście panie Klingenborg. Już wydaję rozkaz do wymarszu.
Westerweld zawołał swoich ludzi i gdy wszyscy wskoczyli na koń, grupa wyruszyła na szlak.

Gdy bramy miasta zostały za nimi, na czoło grupy wysunął Westerweld, który trzymał uniesioną wysoko lampę sferyczną. Mimo tego, że w promieniu trzech kilometrów od Thuleport Pomroka prawie nie występowała, to Albert wolał być przygotowany na najgorsze.
Podróż jaka ich czekała nie była, ani specjalnie długa, ani jakoś wyjątkowo trudna. Szlak do Swinkaport był dobrze znany i oznaczony i ryzyko podróżowania nim było stosunkowo niewielkie. Westerweld wyznaczył go lata temu i był to jeden z jego pierwszych w pełni ukończonych. Połączenie pomiędzy Thuleport, a Swinkaport było ważne z wiele powodów i dla wielu osób stanowiło wtedy priorytet. Pieniądze jakie wtedy Westerweld zarobił pozwoliły mu nie tylko założyć firmę, ale także rozpocząć pracę nad lampą sferyczną, którą w przyszłości miała się stać jego podstawowym narzędziem pracy.
Mimo późnego popołudnia pogoda im sprzyjała. Przeważnie gdy dzień zbliżał się ku końcowi
wzmagała się wilgoć i wiatr. Często także zaczynał padać deszcz i przede wszystkim Pomroka gęstniała.
Tego dnia jednak słońce nadal ciepło grzało, a niebo nie zostały zasnute przez ciężkie chmury.
Westerweld co kilka chwil spoglądał ku górze i wciągał głęboko powietrze do płuc. Nic jednak nie mówił. Coś jednak go martwiło i jego zaufani ludzie dokładnie to widzieli. Nie martwili się jednak, gdy pierwszy postój znajdował się jeszcze w obrębie tak zwanej “bezpiecznej strefie” i na pewno dotrą do niego przed zmrokiem.
“Bezpieczna strefa” to nie do końca precyzyjnie określony obszar na którym Pomroka praktycznie nie występowała. W tej strefie można było nie tylko się bezpiecznie poruszać, ale także uprawiać ziemię, czy wypasać bydło. “Bezpieczna strefa” była także otoczona kilkudziesięcioma ustawionymi na stałe lampami sferycznymi.
Gdy Westerweld zarządzi rozbić obóz, zapewne podzieli się ze swoimi ludźmi wątpliwościami, które go dręczą.
Żaden z pracowników Westerwelda nie wyczuwał nic, co mogłoby budzić niepokój, czy lęk. Ich pracodawca miał jednak o wiele większe doświadczenie i był bardziej wyczulony na drobne zmiany, które mogły zwiastować nadchodzące kłopoty.

Słońce szybko chowało się za horyzont. Czarne chmury zasnuły niebo i pewne było, że tej nocy będzie padał deszcz. Konwój prowadzony przez Westerwelda i jego ludzi zbliżał się do “gwiazdy przewodniczki”, jak większość nazywały kamienne wieże na których szczycie ustawiono lampy sferyczne.
Westerweld zbliżył się do swoich ludzi i rzekł:
- Słuchajcie chłopcy - miał ściszony głos i jasnym było, że nie chce aby ktokolwiek postronny usłyszał cokolwiek z tego co mówi - Znajdujemy się nadal w obrębie bezpiecznej strefy, ale proszę bądźcie czujni, jakbyśmy wkroczyli już w Pomrokę. Mam złe przeczucia. Nie potrafię tego nazwać, ale czuję, że gdzieś wokół nas czai się wielkie niebezpieczeństwo. Czujki po dwóch, jak to mam miejsce już w Pomroce. Jasne? Ja też będę tylko drzemał, więc w razie jakichkolwiek wątpliwości budźcie mnie. Muszę to wszystko przemyśleć, bo myślę że jak jutro wkroczymy w Pomrokę będzie niezwykle trudno. Jeszcze raz proszę bądźcie uważni.
- Jasne Albercie - odezwał się najstarszy z pomocników Westerwelda, Jon - Proponuję, że pierwszą wartę wezmę ja i Samson. Drugą wachtę weźmie Rekus i Wój. Zgoda?
- Dobrze Jonie - zgodził się Westerweld - Rekusie rozpal dodatkowe ognisko na skraju obozowiska, niech będzie równie duże jak to w obozie. Klingenborg ma swojego kucharza, ale pilnuj go Woju, aby nie przyszło mu do głowy zbierać jakieś świeże zioła z okolicy. Patrz mu na ręce i w razie konieczności zawiadom mnie. To chyba tyle. Zatem do zadań.
 
Python jest offline